Rollage yn Astyr - Original RPG
RyA - Forum
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna
->
Pamiętniki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ważne
----------------
Nowości na Forum
Wasze pomysły
Rasy postaci
Klasy postaci
Świat
Wyposarzenie
Sesje
Loża graczy
Inne
rasy podstawowe
rasy specjalistyczne
Umiejętności
klasy podstawowe
klasy specjalistyczne
umiejętności podstawowe
umiejętności specjalistyczne
Świat gry
Rasy
Klasy
Podstawowe
Specjalistyczne
Bronie
Pancerze
Przedmioty magiczne
Eliksiry
Historie postaci
Karty postaci
Umiejętności
Zwykłe
Ponadprzeciętne
Zaklęcia
Zwykłe
Ponadprzeciętne
Zaklęcia druidyczne/kapłańskie/szamańskie
Zaklęcia ogólnodostępne
Zaklęcia akademickie
Pamiętniki
NPC
Karty Postaci
Historie Postaci
Pamiętniki
Umiejętości
Magia
Rasy
Ekwipunek
Czarodzieje
Organizacje
Bestiariusz
Targowisko
Selindia
Centra
Zathria
Regulamin i sprawy organizacyjne
Karty Ari
Karty Kala
Karty Tourvi
Karty Dae
Karty Ysi
Karty Kaego
Karty Iny
Karty Toma
Karty Mita
Karty Seo
Karty Ruffa
Karty Rava
Karty Sila
Karty Malo
Pozostałe Karty
Pracownicy
Nauczyciele
Uczniowie
Zajęcia
Goście i inni
Runy
Runy unikalne
RPG - Rollage yn Astyr
----------------
Poradnik żółtodzioba i FAQ
Sesje
Loża graczy
Świat
Poradniki techniczne
Poradnik gracza
Inne
----------------
Co nas kręci i rajcuje?
Offtop
Humor
Old Stuff
----------------
Śmietnik
Archiwum
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Kalyar
Wysłany: Pon 21:06, 01 Gru 2008
Temat postu:
Po długiej przerwie pisze znowu. Odłączyłem się od towarzyszy na pewien okres ponieważ musiał przestudiować pewne stare księgi, które mój były mentor trzymał w leśnej chacie. Cudem znalazłem i przeczytałem co chciałem, po czym wróciłem do kompanii.
Pierwszego odnalazłem Ravenusa, siedział w karczmie w towarzystwie jakiejś drowki, którą przedstawił mi jako Adi. Spokojne picie piwa zostało nam przerwane przez jakąs przerażoną dziewczynę. Ponoć wóz jej ojca został zaatakowany przez orków. Nie było rady, naszym obowiązkiem jest swą siłą wspierać słabych. Ruszyliśmy więc za dziewczyną.
Na miejscu zastaliśmy makabryczny widok, płonący wóz i trupy ludzi, w tym ojca dziewczyny. Drowka chciała przeszukac zwłoki jednak jej na to nie pozwoliłem. Zmarłym należy się szacunek. To co zostało pośród trupów oddałem dziewczynie, wszak była to własnosć jej ojca. Ułożyłem ciała na stos pogrzebowy i gdy je trawił ogień przybiegł Kae. Rav w tym czasie dowiedział się, że orkowie uprowadzili młodszego brata dziewczyny. Nie tracąc czasu ruszyliśmy go ratować. Najpierw Kae i Adi poszli wybadać teren, a ja i Rav ruszyliśmy chwilę później, jako że skradanie się nie jest naszą mocną stroną. Akcja odbijania dzieciaka była łatwa.. orkowie długo nie pożyli. Za to z drzewa spadł jakiś drow. Z początku chciałem się z nim rozprawić ale nie wydawał się groźny, ponadto musieliśmy odstawić dzieciaka. Odstawiliśmy go siostrze i weszliśmy do karczmy się napić.
W karczmie spotkaliśmy Tou i Mastera. Po napiciu sie ruszyliśmy do jakiegoś większego miasta. Podróż minęła spokojnie. W mieście szykowało się na festyn. W karczmie spotkaliśmy pewna młodą kobietę, ktróa wygladała troche znajomo. Poznała nas i ucieszyła się na nas widok. Okazało się że to Marika! Spędziła kilka lat w świecie gdzie czas płynie inaczej, przez co jest teraz troche starsza i.. no trzeba to przyznać, wypiękniała bardzo. Trzeba było to uczcić, Rav postawił wszystkim napoje w karczmie i zamówił pokoje na noc. Marika miała wynajęty pokój w innej karczmie. Poszła więc do niej. Odprowadziłem ją tam i pomogłem zanieśc jej książki, jak zwykle miała ich troche za dużo, a nawet jakby miała mniej to damie wypada pomóc, poc zym wróciłem do anszej karczmy i polożyłem się spać.
Rano zaczął się festyn. Marika czekała na nas już na dole. W części łupów znalezionych u orków był złoty wisiorek. Podarowałem go Marice, jako prezent za te wszystkie jej urodziny, które przegapiłem z powodu jej wizyty w innym świecie. Na festynie był tłok i scisk.. w pewnym momencie rozpoczęła się burda i otoczyła nas straż. Myśłałem ze wylądujęmy w lochu, ale nie... gorzej... Master został jakimś cudem wybrany na kisęcia maista... biedni ludzie. W zamku jakiś kapłan czy szambelan, cholera go wie, wyjasnił nam o co biega... Master albo odnajdzie pierścien króla.. albo zostanie zabity... Nie możemy pozowlić na zabicie kompana, nawet Mastera. Jutro wyruszamy po pierścień!
Kalyar
Wysłany: Pon 20:06, 22 Wrz 2008
Temat postu:
Krótki wpis o weselu Dae i Sina:
Przed weselem wybrałem się do domu, po prezent dla młodej pary. Niezbyt tam mile widziany jestem ale szantaż sie sprawdził. Założyłem galową zbroję i poszedłem na uroczystość. Po ceremonii wyprowadziłem z lasu prezent, jako ze była to karoca, był zbyt duży by dac go im wewnatrz domu. Na weselu tańczyłem z Mariką, popijałem wino i dobrze sie bawiłem, przypomnaiłem sobie też o ksiazce którą z biblioteki domowej zabrałem dla Mariki i jej ją sprezentowałem. Pod koniec imprezy przyjechało jakichś dwóch wariatów w czołgu i przywieźli ruskie trunki po czym odjechali. Już samą końcówkę spędziłem na rozmowie z Mariką i Viv przed domem, po czym jeszcze raz składajac życzenia, wyszedłem z zabawy.
Kalyar
Wysłany: Pon 16:57, 22 Wrz 2008
Temat postu:
(Pismo z charakterystycznymi zawijasami, litery troche nieczytelne widać ze osoba pisząca była bardzo zmęczona)
Zaczynam mieć wrażenie, że kłopoty legną do nas niczym pszczoły do miodu… Ranek nie zapowiadał żadnych problemów. Fakt, iż czekające nas zadanie, eskorta burmistrza czy kto to tam był, zapowiadało się nudno, ale jednak spokojnie. Pierwszy etap podróży przebyliśmy powoli i jedyne, co go zakłócało to resztki jedzenia wylatujące z karocy eskortowanego i trafiające Kaego, który w końcu nie wytrzymał i sam wrzucił jakieś kości do środka. Całe szczęście, że nie podpalił… W pewnym momencie konwój się zatrzymał. Okazało się, że drogę przecinały ślady.. sań. I to dużych sądząc po naruszonych gałęziach i rozmiarze śladów. Nie mam pojęcia jakim cudem przepchnięto te sanie skoro nie ma śniegu. Marika chciała to sprawdzić, poszliśmy z nią ja, Tom i Kae. Z początku chciała iść sama, ale jej nie pozwoliliśmy gdyż zapuszczanie się samemu w las, w którym coś wymordowało bandytów i nadal nie wiadomo co to było, nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Ślady ciągnęły się długo, a że Kae ocenił ich wiek na ponad tydzień Marice przeszła ochota na dalsze ich badanie. Wróciła więc do Viv i Celeriana, którzy zostali przy konwoju. Kae wrócił za nią. Jednak Toma niepokoiły bardzo te ślady i w końcu przyznałem mu rację, że musimy je dokładniej sprawdzić. Wszak byliśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo eskortowanej persony, a każdy, kto ma choć troche oleju w głowie wie, że powinno się sprawdzać tyły.
Uszliśmy spory kawałek, gdy nagle, bez ostrzeżenia, ktoś do mnie strzelił. Rana na szczęście nie okazała się zbyt poważna i szybko schowałem się za drzewo. Tom zrobił to samo. Podczas gdy wypatrywałem skąd padł strzał na Toma wyskoczył gobelin, który również został zabity z łuku. Wypatrzyłem na drzewie dwie postacie i krzyknąłem pytając czego chcą. Głos zdradził mi, iż były to zaledwie dzieci. W dodatku amatorzy bo szybko się pokłócili i jedno spadło z drzewa. Młodsze z nich zdradziło, że w okolicy jest tu jakaś wioska. Starsze jednak miało więcej oleju w głowie bo zamiast albo zdradzać informację, albo być obraźliwym w stosunku do osób większych i w dodatku lepiej uzbrojonych, powiedziało, że polowali na goblina i strzał we mnie, za który bardzo przeprasza, był omyłkowy. Ładna mi omyłka.. troche bardziej w bok a dostałbym nie w ramię, a w głowę.. no ale nie będę przecież mścił się na dziecku wiec nic nie powiedziałem. Zapytałem tylko czy wiedzą coś o tych śladach. Powiedziały, że to ślady potwora i poszły do wioski.
Zaczęliśmy iść za nimi, ale nagle usłyszeliśmy zbliżającego się jeźdźca. Był to ten guślarz Ravenus. Lakonicznie odpowiadaliśmy na jego pytania i powoli szliśmy do wioski uznając, iż tam dowiemy się czegoś dokładnego o tych śladach. Rav jednak powiedział coś strasznego. Marika zaginęła! Nie myśląc za wiele postanowiliśmy z Tomem jej szukać. Rav powiedział, że reszta drużyny jest w wiosce i pojechał do nich dołączyć, my zaś postanowiliśmy iść dalej śladami, ponieważ uważaliśmy, że zaprowadzą nas do Mariki. Wyszliśmy na jakichś polach i przy wiosce.. która okazała się wioską gdzie urzędowała reszta. Wyjechali jednak przed naszym przybyciem. Byli konno, więc nie mieliśmy najmniejszych szans ich dogonić na piechotę. W stajni okazało się, że na konie nas nie stać, co nie było dziwne, jako, ze byliśmy spłukani. Powiedzieliśmy stajennemu ze udajemy się do gospody jednak po ujściu paru kroków się zatrzymaliśmy. Spojrzeliśmy na siebie z Tomem i bez słowa zawróciliśmy. Po chwili zostawiając za sobą nieprzytomnego stajennego wjechaliśmy na kradzionych koniach w las. Wiem, że kradzież nie jest czymś dobrym, jednak trzeba było ratować Marikę! A bez środka transportu byliśmy wolniejsi.
Zaczęło robić się ciemno i wschodzi księżyc… pełnia, psiakość… w dodatku coraz bardziej zamartwialiśmy się o Marikę. Nim zacząłem coś odczuwać z powodu pełni znaleźliśmy strzępy jakiegoś ubrania.. a chwile potem poczułem ból.. Niewiele pamiętam.. jedynie to ze kazałem Tomowi wyciągać z torby zioła oraz uczucie wściekłości i zapach krwi.. chyba kogoś zraniłem… Gdy się odmieniłem okazało się że leże na ziemii i ujrzałem nad sobą twarz Mariki, która opatrywała mi głowę. Nie zdołałem nic powiedzieć jednak ucieszyłem się, że się odnalazła i straciłem przytomność.
Kalyar
Wysłany: Nie 13:23, 14 Wrz 2008
Temat postu:
Kiedy przypominam sobie tę przygodę to troche mnie już ona śmieszy. Jak sie wybudziłem po zawaleniu się stropu, Kae omal nas nie pozabijał.. zaczał mieć problemy w walce mieczami. Szybko na szczęscie oddał je Tomowi. Kazał nam też rozcinać jakieś robale na suficie. Byłem ostrożny i trzymałem nad głową tarczę toteż żaden na mnie nie spadł, niestety Tom nie miał takiego szczęścia i wielka piajawa przyczepiła mu się do czoła. Wszędzie było pełno śluzu pochodzącego z tych robali... na nasze nieszczęscie okazał się łatwopalny i jedna iskra wywołana zahaczeniem bronią o ściane spowodowała pożar. Ledwo wydostaliśmy się z zasięgu ognia już się okazało, że Marika prawie go ugasiła. Znalazła też jakies korzenie i zaproponowała zrobienie z nich pochodni. Pomysł był dobry bo moglibyśmy w końcu coś zobaczyć. Ściąłem szybko kilka korzeni, a Marika jako że nie mieliśmy żadnych szmat, urwała dolną częśc swej szaty (przez co sięgała jej teraz tylko do połowy uda.. nie powiem, miły widok).
Wyposażeni w źródło światła, ruszyliśmy przed siebie, korytarze się dzieliły na trzy odnogi co chwila.. postanowiłem byśmy ciągle szli w lewo, przez co nie powinniśmy się zgubić. Za drugim takim rozwidleniem poczułem jak coś wbija mi się w plecy. Ból był tak mocny że upadłem na ziemię. Kiedy się odczołgałem pod ścianę zoabczyłem jak jakieś stworzenie biegnie na moich towarzyszy. Nie miałem siły by biec wiec rzuciłem w nie tarczą. Oberwał w plecy ale chyba wiele mu to nie zrobiło. Za to z przodu już zajmował sie nim Tom. Korzystajac z okazji ze monstrum było zajęte podszedłem powoli do niego i wbiłem mu miecz w kark aż po rękojeść.
Nie mieliśmy jednak tego dnia szcześcia, ledwo ubiliśmy to stworzenie, pojawiło się następne.. większe. Tom próbował z nim walczyć mieczami a ja i Marika oślepiliśmy bydlaka, ja rzucając mu kamieniem w oko, Marika zaś była mniej delikatna i wbiła mu w oko pochodnię. Udało nam sie w końcu je zabić ale Tom stracił przytomność. Za potworem zobaczyliśmy salę pełną świecących krysztalów i czaszek. Postanowiliśmy tam odpocząć i poczekac aż Tom się wybudzi. Obecnosć tylu czaszek skłoniła mnie do pewnych rozmyśleń, z których wyrwało mnie przekleńswo Toma. Wyczuł on jakąs magię w ścianie. Ledwo Marika w nią zapukała ściana wybuchła a zza niej wyskoczyły następne trzy potwory. Zaszarżowałem szybko na jednego próbujac staranowac go tarczą, a potem drugiemu chciałem wyprowadzić sztych w gardziołko.. uniknął i zaczał uciekać. Na pożegnanie rzuciłem wiec mu w łeb czaszką. Celnie. Pogonił dalej z an nim Tom któy już uporał się chyba ze swoim potworem. Ja tymczasem chciałem zaatakować potwora który walczył z Mariką ale broń nagle wypadła mi z ręki. Nim się zorientowałem co i jak zoabczyłem że Kae leży nieprzytomny, Toma nie ma a potwór, który zamaist ręki miał kosę trżesie Mariką na prawo i lewo. To wystarczyło by mnie wściec na tyle, aby obudzić moją przypadłość. Po chwili jako spory, czarny wilk rzuciłem się w stronę potwora. Drogę niestety zastąpił mi inny, który potem został odepchniety przez pierwszego.. skonfundowany tą sytuacją nie zauwazyłem ściany, w którą przywalilem łbem.
Gdy odzyskalem przytomnosć zobaczyłem niebo. Wydostalismy się! Ale jakim cudem? Rozejrzałem się po okolicy, zauważyłem również i resztę towarzyszy, których z nami nie było w labiryncie. Nellasa, Vivienn, Daewen i Ravenusa. Rav leżał nieprzytomny i poraniony, a Dae bolała głowa. Po chwili skojarzyłem. To nie były potwory, tylko nasi przyjaciele, a cały labirynt to była halucynacja. Wynikałoby z tego ze Tom poturbował Rava, a ja trafiłem Dae w głowę sporym kamulcem... Nagle zauwazyłem ze po przemianie jestem nagi. dobrze ze Viv rzuciła mi jakiś płaszcz. Szybko wróciłem po swoje ubranie i oręż (labirynt okazał się mała grotą porośnieta jakimiś dziwnymi grzybami, które pewnie wywołały tę halucynację). Jak wróciłem na górę Vivienn zaintrygowała moja przemiana w wilka. Jak jej powiedziałem ze ja również jestem wilkołakiem to się ucieszyła, miło widzieć ze nie wszystkich ludzi przeraża mój stan.
Po chwili Marika znalazła głowę babuni, która nas noc wcześniej przyjęła pod swój dach. Dae i Rav kazali spalić tę głowę. Okazało się że babcia została zombie.. cholerny świat, tyle śmierci wokól.. gdyby istniał tyko jakiś sposób by to zmienić...l
Kalyar
Wysłany: Nie 18:56, 07 Wrz 2008
Temat postu: Dziennik Kalyara
(niezbyt czytelne pismo widac ze pisane w pośpiechu, litery z charakterystycznymi zawijasami)
Pożyczyłem te kartki papieru i pióro od towarzyszy (muszę sobie w końcu sprawić własne). Zapisuje na nich naszą historię by nawet jeśli nie przeżyjemy ktoś to odnalazł i pamięć o naszych czynach przetrwała.. nawet chociażby jako ostrzeżenie dla innych nam podobnych.
Wszystko zaczęło się tego ranka. Wraz z nowymi towarzyszami podróży obudziłem się na polanie, na której zatrzymaliśmy się by odpocząć po oczyszczeniu wioski pełnej nieumarłych. Moi nowi towarzysze to przyjemna zgraja. Nie przeszkadza mi że nie wszyscy są do końca normalni, grunt że już nie jestem skazany na samotną wędrówkę. Najbardziej do gustu przypadli mi Tom i Marika. Tom jest milczący i rzadko kiedy wypuszcza te swoje dziwne ostrze z ręki. Ma na ciele dziwne tatuaże.. dałbym sobie głowę uciąć że skądś je znam i wcale nie kojarzą mi się z czymś pozytywnym. Marika za to jest młodą i rządną wiedzy dziewczyną. Jest miła i wie sporo co jest zadziwiające u kogoś w tak młodym wieku. Reszty nie poznałem tak dobrze jeszcze.. Viv chodzi coś smutna więc mało jest okazji do rozmowy, Celerian to paladyński głupek a Kaerthas gdzieś w nocy zniknął.
Ruszyliśmy do najbliższego miasta sądząc, że Kaerthas sam wróci skoro sam odszedł. W mieście spotkaliśmy część znajomych moich nowych towarzyszy. Najpierw Sina (dziwny typ), a potem Daewen, Tourvi i naszą zgubę Kaerthasa. Między Sinem a Daewen chyba coś jest bo ta druga cieszyła się na jego widok jak małe dziecko. Tourvi zaś jest jak na elfkę dość nieokrzesana. Kae chciał coś wytłumaczyć Viv ale tamta gdzieś poszła, poszedł więc za nią. Reszta miała zamiar udać się do gildii handlowej gdyż usłyszeliśmy że czeka tam na nas jakieś zadanie. Marika jednak zaproponowała, że poczeka na Kaego i Viv. Jako iż polubiłem jej towarzystwo zaoferowałem się, ze poczekam i ja. Został również Tom.
Chwile później minął nas zachmurzony Kae i powiedział że Viv została z jakimś nieznajomym. Nie wiem co o tym myślą inni ale moim zdaniem niezbyt to po rycersku zostawić przyjaciółkę z jakimś zupełnie nieznajomym człowiekiem. Zaniepokoiło nas to wiec postanowiliśmy ją odszukać. Kae poszedł dołączyć do reszty.
Vivienn znaleźliśmy w karczmie siedzącą z pewnym magiem (wspominałem już że niezbyt lubię magów? nie? to teraz wspominam). Mag okazał się adeptem sztuki piromanckiej, czy jak to oni tam zwą, o twarzy kojarzącej się z wiewiórką i zwał się Ravenus. Dołączył on do naszej drużyny która już i bez neigo nieźle rzucała się w oczy.
Wychodząc z karczmy usłyszeliśmy jakieś zamieszanie i zobaczyliśmy spory tłum otaczający coś. Tłum jak się okazało otaczał rannego człowieka. Vivienn szybko wyleczyła jego rany, a my dowiedzieliśmy się, że w okolicznym lesie grasują zbójcy. Oburzony tym faktem, oraz tym że jakoś nikt nie kwapił się nimi do tej pory zająć, zaoferowałem swą pomoc. Reszta drużyny mnie poparła choć Viv uznała że lepiej nie oddalać się od reszty. Zostawiliśmy więc ludziom wiadomość do przekazania reszcie naszych towarzyszy i wyruszyliśmy w drogę.
Bandyci szybko nas znaleźli. Ale jak okazało się, że nie mamy nic cennego z początku nas puścili. Niestety jakiś palant z ich bandy zaproponował hersztowi by zatrzymali kobiety. Nie mogliśmy się na to zgodzić więc zaczęliśmy uciekać. Tylko Tomowi i Marice udało się uciec. Ja, Vivienn i Ravenus zostaliśmy otoczeni. Viv upierała się by ją zostawić samą jednak nie mogłem się na to zgodzić. Kto opuszcza przyjaciół ten kiep, a kto opuszcza ich w potrzebie ten kiep do kwadratu i psi syn (chociaż z tego ostatniego wyzwiska mógłbym sobie nic nie robić biorąc po uwagę mój stan...). W każdym razie zaczęła się bitwa. W jej trakcie wrócili Tom i Marika oraz dołączyła do nas reszta naszych towarzyszy i bandyci dostali niezły łomot. Musiałem w jej trakcie oberwać zdrowo w łeb bo końcówki nie pamiętam i mam w dodatku porządnego guza...
Z bitwy wyszliśmy dość ranni, najbardziej ucierpiał Kae któremu ktoś rozplatał brzuch. Oberwało się również Marice (przy najbliższej okazji bedę musiał z nią poćwiczyć fechtunek bo widzę ze nie radzi sobie najlepiej) oraz Vivienn. Bandyci za to wzywali pomoc. Rozdzieliliśmy się by łatwiej nam było uciec. Wziąłem rannego Kaerthasa i pobiegłem w las, za mną ruszyli Marika i Tom. Marika po drodze zemdlała wiec Tom musiał ją nieść. W lesie znaleźliśmy mała chatkę. Okazało się że należy ona do miłej staruszki, która zaopiekowała się nami i nas nakarmiła.
W chatce spotkaliśmy Nellasa. Staruszka doprowadziła nas do stanu używalności. Nie mogliśmy narażać poczciwej kobiety na śmierć z rąk ścigających nas bandytów, więc udaliśmy się do wskazanego przez nią schronienia. Wychodząc poprosiłem ją jeszcze o pęk Belladonny na wypadek jakby moja przypadłość zaczęła dawać się we znaki.
Schronienie okazało się okropne: ciemno i ciasno i w dodatku przeklęte, ale jakoś wolę to niż pewną śmierć z rąk zbójców. Gdy Weszliśmy wgłąb Kae zostal przy wejściu pilnować czy nie nadchodzą bandyci. W pewnym momencie Marika zaczęła panikować. Widać to miejsce źle na nią wpływało, a chwilę później przybiegł Kae. Ostatnie co pamiętam przed obudzeniem się w tych ciemnościach to zawalajacy się strop.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin