Rollage yn Astyr - Original RPG
RyA - Forum
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna
->
Pamiętniki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ważne
----------------
Nowości na Forum
Wasze pomysły
Rasy postaci
Klasy postaci
Świat
Wyposarzenie
Sesje
Loża graczy
Inne
rasy podstawowe
rasy specjalistyczne
Umiejętności
klasy podstawowe
klasy specjalistyczne
umiejętności podstawowe
umiejętności specjalistyczne
Świat gry
Rasy
Klasy
Podstawowe
Specjalistyczne
Bronie
Pancerze
Przedmioty magiczne
Eliksiry
Historie postaci
Karty postaci
Umiejętności
Zwykłe
Ponadprzeciętne
Zaklęcia
Zwykłe
Ponadprzeciętne
Zaklęcia druidyczne/kapłańskie/szamańskie
Zaklęcia ogólnodostępne
Zaklęcia akademickie
Pamiętniki
NPC
Karty Postaci
Historie Postaci
Pamiętniki
Umiejętości
Magia
Rasy
Ekwipunek
Czarodzieje
Organizacje
Bestiariusz
Targowisko
Selindia
Centra
Zathria
Regulamin i sprawy organizacyjne
Karty Ari
Karty Kala
Karty Tourvi
Karty Dae
Karty Ysi
Karty Kaego
Karty Iny
Karty Toma
Karty Mita
Karty Seo
Karty Ruffa
Karty Rava
Karty Sila
Karty Malo
Pozostałe Karty
Pracownicy
Nauczyciele
Uczniowie
Zajęcia
Goście i inni
Runy
Runy unikalne
RPG - Rollage yn Astyr
----------------
Poradnik żółtodzioba i FAQ
Sesje
Loża graczy
Świat
Poradniki techniczne
Poradnik gracza
Inne
----------------
Co nas kręci i rajcuje?
Offtop
Humor
Old Stuff
----------------
Śmietnik
Archiwum
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Asyrgal
Wysłany: Śro 22:12, 28 Lip 2010
Temat postu:
13 kwietnia,
Mimo, że elfy to brudne pedały i jebane dendrofile skaczące po lesie jak naćpane chochliki, trzeba im przyznać, że potrafią tropić. Zwłaszcza jak się na kogoś ostro zezłoszczą. Przyjaciel Rekoli przysłał mi wiadomość, że wiedzą gdzie jestem i kwestią czasu jest ich pojawienie się w wywarzonych drzwiach chatki Dae. Muszę się stąd zmywać. Już dostatecznie do tej pory naraziłam drużynkę na przebywanie ze mną. Wynoszę się stąd przynajmniej na czas, dopóki sprawa nie przycichnie. Nie ma sensu wtajemniczać reszty w moje drobne kłopoty.
15 kwietnia,
Postanowiłam kluczyć. Przemieszczać się z miejsca na miejsce by zmylić tropicieli. Fakt, że moja podróż staje się przez to parokrotnie dłuższa i o wiele bardziej męcząca, ale przynajmniej tym brudnym pedałom, jebanym dendrofilom skaczącym po lesie jak naćpane chochliki trochę zakręci się od tego w głowie i być może dadzą sobie spokój.
20 kwietnia,
Temperament odziedziczony po moim, świętej pamięci, krasno ludzkim tatusiu jest dla mnie błogosławieństwem a zarazem przekleństwem. Podczas podróży natknęłam się na dwójkę brudnych pedałów, jebanych dendrofilów skaczących po lesie jak naćpane chochliki. Siedzieli sobie przy drodze, wpierdalając te swoje pedalskie sucharki i popijali dendrofilskim nektarem.
Stwierdziłam, że przejdę obok, nawet się nie zatrzymując, kiedy nagle usłyszałam że rozmawiają o krasnoludach, wyśmiewając się z nich – chichrając się tymi swoimi metro seksualnymi głosikami których nie powstydziłby się żaden kastrat.
Nie wytrzymałam.
1 maja,
Spotkałam Caela. Ten to mnie wszędzie wyniucha! Moja kochana Gadzinka. Oczywiście Demon jest trochę o niego zazdrosny. Odnoszę wrażenie, że Cael o niego też. Moje kochane głupolki.
15 maja,
Podróż z Caelem była naprawdę bardzo przyjemna. Ostatnio jednak zrobił się męczący. Mimo jego nalegań, nie zdradziłam mu prawdziwej przyczyny opuszczenia drużynki. Z każdym dniem zadaje mi coraz więcej pytań, nie spuszcza mnie z oka. Zaczyna działać mi na nerwy. Muszę się go jakoś pozbyć. Prędzej czy później odkryje cel mojego chaotycznego sposobu wędrówki.
17 maja,
Nie wierzę we własne szczęście! Caela wezwano w związku z jakimiś ważnymi sprawami. Szkoda, że się rozstajemy, ale z drugiej strony tak będzie wygodniej. Ruszam na północ, do krajów krasnoludzkich. Tam, żaden brudny pedał i jebany dendrofil skaczący po lesie jak naćpany chochlik nie będzie śmiał postawić nogi.
30 maja,
Podróżuję z trupą kuglarzy. Ci to potrafią się bawić! Powiedzieli, że mogę się z nimi zabrać pod warunkiem, że zastąpię ich tancerkę Mirrę, która obecnie jest w ciąży. Okazało się, że praca nie jest taka trudna jak mi się wydawało. Nigdy nie uczyłam się tańczyć, ale jeśli biegasz w kusym ubranku kręcąc tyłeczkiem, to nawet najbardziej niezgrabne ruchy wywołują aplauz wśród męskiej części widowni. Śmieszna sprawa.
15 czerwca,
Przysłuchiwałam się pieśni barda Timajo o historii starożytnych ras Malvada'arów (z których wywodzą się brudne pedały, jebane dendrofile, biegające po lesie jak naćpane chochliki) i Alemethów, z których wywodzą się współcześni ludzie.
Timajo zaśpiewał o wieloletnim przedzieraniu się ludzi przez dżungle Krainy by w końcu osiedlić się w pasie ziemi między lasami a górami. Śpiewał o bogini Mleneiterranamepath, która w zazdrości o ich miłość do gwiazd i słońca zesłała na nich plagi, o jej mrocznych, krwawych praktykach, eksperymentach na ludziach i zwierzętach, o tym jak wkrótce pozyskała wielu uczniów, którzy dali początek kultowi czarnych sztuk.
W końcu zaśpiewał o jej sromotnym końcu – zapieczętowaniu w jej własnej świątyni i zamknięciu jej w gwieździe (cokolwiek to znaczy) i o zniknięciu legendarnego miasta w którym owa świątynia się znajduje.
Po występie rozmawiałam z Timajo o jego pieśni. Powiedział, że zaczerpnął ją z mitów i legend ale uparcie spierał się, że zaginione miasto Urba Astyra naprawdę istniało. Hm, chyba już wiem, co będę robić w najbliższym czasie.
30 czerwca,
Rozstałam się ostatecznie z trupą kuglarzy. Wyruszam by odnaleźć miejsce, gdzie niegdyś leżała Zakraina (państwo ludzkie o którym śpiewał Timajo). Zaginione miasto Urba Astyra – Nadchodzę!
18 października,
Włóczę się po krajach pod górami. Nie mam pojęcia gdzie mogłaby leżeć Zakraina. Przez te wszystkie lata większość nieprzemierzonych dżungli dawno poznikała. Demon dał mi do zrozumienia że działam całkiem bez sensu. Postanowiłam zrobić coś czego dotąd nie robiłam – pójdę do biblioteki w jakimś większym mieście i poczytam legendy. Obecnie znajduję się w państwie Sechseen w północnej części Astyrii. Też graniczy z górami, gdzie mieszkają krasnoludy – nie powiem, całkiem tu ładnie. Jeśli nie wyjdzie mi z Urba Astyra, to przynajmniej odwiedzę kuzynów w kopalniach.
24 października,
Dowiedziałam się że w mieście Dale znajduje się Akademia z całkiem pokaźną biblioteką. Idę tam.
1 listopada,
Udało mi się dotrzeć do Dale, zatrzymałam się w karczmie w jednej z tych szemranych dzielnic do których lepiej nie zapuszczać się bez noża. Na nic lepszego mnie nie stać. To był bardzo dziwny dzień. Kiedy tylko otworzyłam drzwi do karczmy – bach – wpadłam na…Marikę! Bardzo się zmieszała widząc mnie. Może dlatego że była tam z jakimś mężczyzną? Nasza mała Mari już chodzi na randki. Szkoda tylko że wybrali tak mało romantyczne miejsce. Pogadałam z nimi trochę. Chłopak nazywał się Orio – znali się z Akademii gdzie razem pracują (no tak, to było do przewidzenia). Opowiedziałam im o moim celu. Mari bardzo się ożywiła, słysząc moje słowa (dziwne, od kiedy ona zajmuje się mitami i legendami?) i zaczęła coś trajkotać że oni też pracują nad odnalezieniem ruin Urba Astyra (szczęśliwe zbiegi okoliczności widocznie chodzą parami). Zadecydowaliśmy że pójdziemy na współpracę. Zaczynamy od jutra.
2 listopada,
Orio okazał się nie być jej chłopakiem, tylko współpracownikiem. Jest ich dość sporo. Poznałam chyba kilkanaście osób różnej płci i rasy, którzy zajmowali się z Mari badaniami nad starożytnym miastem. Ku mojej uldze nie było wśród nich brudnych pedałów, jebanych dendrofilów skaczących po lesie jak naćpane chochliki. Badań nie prowadzą również w Akademii tylko w jakiejś starej piwniczce którą chyba wynajmują w tajemnicy. Dla mnie to nawet lepiej. Atmosfera wszelkich placówek naukowych zawsze wywoływała we mnie stres.
10 listopada,
Nuda. Na chwilę obecną nie za wiele mam do roboty. Studiuję mapy i stare legendy ale nie na wiele mi się to zdaje. Moim głównym zadaniem jest pilnowanie, żeby żaden niepowołany gość nie przyplątał się do naszej bazy.
14 listopada,
Mari odwiedziła mnie w karczmie, w której się zatrzymałam. Odkryli położenie Urba Astyra. Zeszłyśmy na dół by o tym porozmawiać – w gwarze gawiedzi trudniej byłoby komukolwiek nas podsłuchać. Okazało się, że nie możemy wyruszyć od razu. Mari i jej ekipie potrzebne są jakieś zioła na sporządzenie odpowiednich mikstur, które muszą się ważyć przez parę miesięcy, więc do tej pory musimy przygotowywać się cierpliwie. Okazało się że to ja mam je odebrać w tajemnicy od anonimowego dostawcy…wygląda na to że te zioła nie są do końca legalne skoro nie można znaleźć ich w sklepach a ich dostawy są otoczone takim sekretem. Już miała mi podać miejsce spotkania z dilerem, kiedy nagle dosiadł się do nas nie kto inny jak brudny pedał, jebany dendrofil skaczący sobie po lesie niczym naćpany chochlik i zaczął prawić tym swoim przemądrzałym głosikiem kastrata że to nie miejsce dla nas. Zmierzyłam go od stóp do głów. Wyglądał na istnego króla brudnych pedałów w tej swojej fikuśnej kiecce. Widząc, że Mari nie przekaże mi wiadomości w tym towarzystwie, postanowiłam że sobie pójdę. I tak spotkamy się jutro.
Głupi pedał.
15 listopada,
Poprzedniej nocy wyszłam na spacer. Znowu spotkałam tego głupiego pedała. Dostał łupnia od lokalnych zbirów. Trochę urósł w moich oczach. Myślałam że go załatwią, tymczasem to oni po starciu z nim nie mogli już wstać. Nawet pomogłam mu opatrzyć rany. Coś jeszcze ode mnie chciał, ale wolałam nie kontynuować tej znajomości. Niech sobie nie myśli!
Spotkałam się z Mariką. Była lekko wytrącona z równowagi. Okazało się że zgubiła wiadomość z miejscem spotkania. Co prawda pamiętała jej treść a z tego co mi mówiła, sama wiadomość była zaszyfrowana. Nie mogłyśmy jej znaleźć. Trudno.
1 grudnia,
Dzień wymiany. Mam być na umówionym miejscu przed północą. Nie martwię się przechodniami bo ulice pustoszeją ostatnio tuż po zachodzie słońca. Podobno masowo znikają ludzie (i gdyby nie to, że coraz więcej brudnych pedałów, jebanych dendrofili skaczących po lesie jak naćpane chochliki nie wraca do domów – obstawiałabym że to one maczają w tym swoje brudne od żywicy pedalskie paluchy). Muszę być ostrożna.
2 grudnia,
Naukowcy są wniebowzięci powodzeniem misji. Musze przyznać że to faktycznie dziwne zioła. Zerknęłam do środka paczki w której je niosłam. Są całe pomarańczowe w niebieskie cętki i wydzielają mdły zapach. Mari kazała sobie zostawić paczkę i poleciła mi wrócić do siebie. Za tydzień się odezwą w związku z podróżą którą panują na 1 stycznia. Zapowiada się nudny miesiąc, ale już blisko.
13 grudnia,
W kraju rośnie panika z powodu zniknięć. Wczoraj w nocy zniknęła córka właścicieli karczmy w której się zatrzymałam. Zaczynam się denerwować. Lepiej będzie jak pójdę porozmawiać o tym z Mari. Jeśli po kraju włóczą się jakieś niebezpieczne szajki odpowiedzialne za te zniknięcia, to wątpię żeby banda kujonów i jedna krasnoludka z panterą mogliby z nimi walczyć….Jest dosyć późno, ale znając Marikę pewnie siedzi nad książkami…idę do niej.
Asyrgal
Wysłany: Nie 1:03, 10 Sty 2010
Temat postu:
Uh....dawno nie miałam okazji napisać czegoś na spokojnie...Zaczęło się od tego, że podróżowaliśmy przez las. Właśnie byliśmy po świeżo wykonanym zadaniu, dlatego nasze torby z zapasami i pieniędzmi nie były zupełnie puste, jak to bywa przez większość czasu.
Po kilku godzinach marszu, rozbiliśmy obóz w uroczym zagajniczku. Kae, jak to Kae, wgramolił się na drzewo i zaczął wygrywać jakąś melodię na flecie. Podróżowała z nami jeszcze Intano Shiida - wojowniczka, którą poznaliśmy jeszcze w poprzednim mieście. No i Demon oczywiście (jak ja się cieszę, że wreszcie się znalazł!). Podczas postoju Demon dziwnie się zachowywał...łasił się do jakiejś brzózki jakby go głaskała...Kae z kolei widział parę oczu, która pojawiała się i znikała w zależności od tego czy grał na flecie, czy nie. Poszliśmy spać. W nocy padało, strasznie zmarzłam i się przeziębiłam...i to było najgorsze. Dostałam gorączki i...nie wiem co się ze mną działo. Zapomniałam ostrzec towarzyszy, że kiedy mam gorączkę, zachowuję się gorzej niż naćpana...Przytomność odzyskałam budząc się w ciepłym łóżeczku, w przytulnej chatce. Demon był przy mnie w swojej ludzkiej postaci. To dziwne, bo z tego co pamiętałam, najbliższa pełnia miała być dopiero w przyszłym tygodniu. Wygląda na to, że umiejętność Jedność z chowańcem działa w obie strony.
Okazało się że wioska, w której byliśmy jest pusta. Nie było w niej żywej duszy. Dodatkowo taczał ją las ze wszystkich stron. Na zachodzie znajdował się wodospad, na wschodzie trzy identyczne wieże. Poszliśmy do wież. W jednej (bardzo nieudolnie zabezpieczonej), znaleźliśmy parę przydatnych eliksirów oraz bardzo obiecującą czapeczkę. Znajdowało się też tam lustro, dzięki któremu dostaliśmy się do reszty drużyny (nie ma to jak lustro - teleport).
Lustro rozdzieliło mnie na krótko z Demonem. Zanim zdążyliśmy się odnaleźć - zdążył zapaść zmrok a drużyna zabarykadowała się w jakiejś kamienicy przy rynku zostawiając nas samych na ulicy pełnej nieruszających się ludzi. Poszliśmy się rozejrzeć.
Po jakimś czasie trafiliśmy do świątyni, w której oprócz rozrzuconych szkieletów w szatach kapłańskich, znaleźliśmy też szkielet blondwłosej dziewczyny, najprawdopodbniej złożonej w ofierze. Wróciliśmy na plac, gdzie jakiś demoniczny cień terroryzował naszych zamkniętych w domku znajomych. Chciałam z nim nawiązać jakiś kontakt, jednak szybko sie ulotnił, gdy tylko usłyszeliśmy dźwięk fletu Kaego. Podążyliśmy w tamtą stronę. Po spotkaniu z czerwnoskórym przyjacielem (pod pałacem). Postanowiliśmy wrócić do reszty. Jako koty, ja i Demon, poszliśmy przodem zostawiając Kaego z tyłu. Spotkaliśmy się z resztą, ale Kae jakoś długo nie wracał, dlatego postanowiliśmy po niego wrócić. Pod pałącem okazało się, że zaatakował go cień. Cień jak to cień - mieczem ani ogniem go nie zabijesz...za to światła bał sie jak...no...jak cień?
Chwilę później Kae wyjaśnił nam, że kiedyś tym miastem rządziły dwie bliźniaczki. Jedna z nich jest cieniem i w jakiś sposób dała mu do zrozumienia, że musi znaleźć drugą. Przypomniało mi się o dziewczynie w świątyni i zaprowadziłam ich tam (konkretnie to Kaego i Rava bo reszta została przeszukiwać jakąś studnię). Pod ciałem kapłana znalazłam starą notatkę, którą udało się (niepełnie) odcyfrować dzięki Ravenusowi i jego lupie. Niewiele nam to dało. Dodatkowo Demon...cóż...trochę sobie porozmawialiśmy o pewnych rzeczach i wynikł z tego pewien dość skomplikowany problem...nie wiem...muszę się przespać. Dobranoc.
Asyrgal
Wysłany: Śro 17:33, 24 Wrz 2008
Temat postu:
Wpis drugi:
Minęło trochę czasu od ostatniego wpisu. Pewnie dlatego, że dużo się wydarzyło. Po wizycie w karczmie okazało się iż zamówiłam trochę więcej niż mogły pokryć moje fundusze. Zastanawiałam się właśnie nad sposobem wymknięcia się z karczmy bez uiszczenia rachunku, gdy nagle przyszedł mi do głowy genialny pomysł (jak zwykle zresztą). W końcu mam przyjaciół! Szybko wypisałam kwit do rachunku na wszystkie możliwe nazwiska jakie mi przyszły do głowy, wyjaśniłam istotę dokumentu karczmarzowi i opuściłam gospodę. Jedyny problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziałam gdzie mogą się znajdować moi sponsorzy. Kolejny przebłysk inteligencji - przecież mam Demona! Przymocowałam mu do obróżki kopię rachunku i wysłałam na poszukiwania. Demon to cwany kotek. Na pewno ich odnajdzie.
Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić więc postanowiłam pozwiedzać trochę miasto. Niestety zapadła już noc, a ja nie miałam gdzie jej spędzić. Najwyższy czas wypróbować starą, dobrą sztuczkę "Proszę kapłana, jestem biedną, samotną dziewczyną wędrującą od miasta do miasta. Nie mam na gospodę, czy mogę przenocować w świątyni?". Niestety zamiast do świątyni trafiłam do ratusza. Burmistrz przyjął mnie dość łaskawie. Okazało się że jest kumplem mojego kochanego Masterka, który notabene też tam był (przyłapałam ich w środku popijawy do której ochoczo dołączyłam). Minał jakiś czas (nie jestem pewna czy dzień, czy dwa, bolała mnie głowa) i nie wiadomo skąd przypałętał się jakiś Mag, przedstawiając się że nazywa sie Ravenus. Burmistrz rozkazał nam przeprowadzić maskaradę...bla bla bla, nie słuchałam, ważne że miał nam zapłacić 15 złotych monet za siedzenie w karocy i obżeranie się i udawanie kogoś ważnego.
Ale najlepsze było to, że naszą obstawą okazali się nasi przyjaciele, a najciekawszym etapem podróży była gra: traf Kaego ogryzkiem w łeb. Wgrał Master. Fajne były ich miny jak na końcu podróży dowiedzieli się że to my jechaliśmy w przytulnej karocy pełnej jedzenia a oni musieli brnąć błotnistą ścieżką, targani wiatrem i chłodnym powietrzem.
Dziwne było tylko to że Kalyar i Tom gdzieś zniknęli. Nie ważne. Poszliśmy do jakiejś wiochy gdzie czekały na nas koniki a potem popatatajaliśmy do innej wiochy (po drodze zgubiliśmy Marikę) gdzie dowiedziałam się od sołtysa że miejscowe dziewki są porywane przez mieszkającego w lesie smoka. Dołączyli do nas Dia i Nellas. Okazało się że smok nie jest prawdziwy a jego twórcą był jakiś uczony pustelnik (w którego grocie znalazła się Mariczka). Wynalazek został mu jednak skradziony jakiś czas temu...postanowiliśmy go odnaleźć bo coś nam mówiło że ma to związek z porwanymi dziewczętami. Zresztą za ujęcie potwora wyznaczono nagrodę 50 szt złota więc kto by nie chciał spróbować? Weszliśmy w las. Mari oczywiście pognała przodem niesiona na skrzydłach ambicji. I znowu moje przekonanie że "chęć zdobywania wiedzy" nie może prowadzić do niczego dobrego wyraźnie się potwierdziło. Dziewczyna wpadła w sam środek walki między Tomem i przemienionym w wilkołaka Kalem. Rzuciliśmy się na ratunek. Trochę poobrywaliśmy, ale po jakimś czasie Kal leżał znokautowany...podobnie jak my wszyscy....Banda patałachów (nie licząc oczywiście mnie i Masterka!)
Asyrgal
Wysłany: Nie 12:40, 07 Wrz 2008
Temat postu: Dziennik Tourvi
Wpis pierwszy
Drogi pamiętniczku,
PO RAZ OSTATNI dałam się namówić Daewen na misję dla gildii alchemicznej! Te stare pierdy zapłaciły nam jakimiś durnymi miksturami...Doprawdy, nie poznaję siebie! Jeszcze dwa lata temu puściłabym z dymem te ich zasyfione pracownie i odeszła w siną dal topiąc zmarnowany czas i wysiłek w piwie i jedzeniu. Doprawdy mięknę na starość. Dobrze że mnie tatuś nie widzi.......tatuś....tatulek....BUUUUUUUUUhUUUhU!
W każdym razie, udałyśmy się z Dae do kolejnego miasta by utopić swe smutki w winie (w moim przypadku była to jajecznica). Właśnie zabierałam się za jedzenie mojej super podwojonej porcji z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów, kiedy karczmarz ostrzegł nas, że jego do tej pory jedyny klient jest duży i czerwony.
Normalnie bym się nie przejęła. Wiele dziwaków chodzi po świecie. A Kae zdecydowanie jest dziwakiem...znaczy...no spójrzcie jak się ten kretyn ubiera! Pominę czerwoną skórę i rdzawe włosy, bo na to już nie ma ratunku ale ZIELONE spodnie? Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć że zielony z czerwonym wyglądają po prostu paskudnie.
I on się dziwi, że Vivienn na niego nie leci...chociaż w sumie jej czerwone włosy pasowałyby do jego skóry.
No więc, zabieram się za jajecznicę (super podwojona porcja z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów) a tu TRZASK na górze. Kae rozbił butelkę.
Nagle Dae wyskoczyła z pomysłem (jak zwykle zresztą "genialnym") czemu by mu nie wcisnąć różowego flakoniku? Zdradzę Ci sekret pamiętniczku, że jego zawartość to najmocniejszy eliksir miłości w historii tego świata (durne alchemiki pomyślały pewnie, że jak dadzą przygodnym dziewczynkom eliksir miłości to te się ucieszą...żaaaal).
No więc, Dae ZMUSIŁA MNIE bym odeszła od mojej jajecznicy (super podwojona porcja z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów), poszła z nią na górę i przekonała Kaego że po "przyjacielskiej" cenie damy mu ten użyteczny eliksirek.
Jak tylko otworzyłyśmy drzwi od jego pokoju, smród trampa/libacji/alkoholowych wyziewów niemal nie powalił nas na kolana. Dae nie dała po sobie znać, ale jestem PEWNA że prawie nie puściła pawia. W końcu jej zmysł powonienia jest ostrzejszy niż mój. I dobrze jej tak! Nie było mnie odciągać od mojej jajecznicy (super podwojona porcja z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów) !
Po jakimś czasie udało się przywrócić Kaego do stanu jako-takiej trzeźwości i wycisnąć z niego relację, co się stało ubiegłej nocy.
Trochę mi chłopaka żal...nie dość że się żałośnie ubiera, to jeszcze żałośnie upija.
Wcisnęłyśmy mu eliksir za śmiesznie niską cenę 12 sztuk złota (podejrzewam że większą zapłatą będzie rozwoj wydarzeń po użyciu mikstury. Jeśli pójdzie dobrze, będziemy mogly oglądać z Dae "Sen nocy letniej" na żywo).
Ledwie zdążyliśmy wyjść z karczmy, a Daewen zaczęła się zachowywać jak pies myśliwski. Wyczuła Sina (rany! Musiał naprawdę nieźle śmierdzieć bo przebiegliśmy jakieś pół kilometra by się na niego natknąć).
Sin jak to Sin. Wielki ponurak jak zwykle powitał nas swoim spojrzeniem typu "whatever", co wcale nie przeszkadzało Dae biegać dookoła niego i tulać się jak jakiś szczeniak. Swoją drogą wyglądało to uroczo.
Oprócz Sina na miejscu spotkaliśmy jeszcze Vivienn, Marikę i tego przygłupa Celeriana. Byli jeszcze tacy dwaj których imion nie pamiętam, ale to bez znaczenia bo jeden z nich wyglądał na elfa (fuj fuj). Niby coś tam pokrętnie tłumaczył że to mutacja. Zastanawiam się czym obraził bogów, że zamienili go w brudnego, plugawego śmierdzącego pierda jakim jest elf...whatever...
Wszyscy zaczęli sobie coś tam wyjaśniać...Nie bardzo wiem co, bo nie słuchałam. Zajmowałam się Demonem (ostatnio coraz częściej mi się wymyka).
Zanim się obejrzałam, Vivienn i Kae gdzieś zniknęli. Marika i ci dwaj nowi zadeklarowali że na nich poczekają, a ja, Sin, Dae i Celerian udaliśmy się w stronę jakiejś gildii szukać roboty (typowe).
Na miejscu spotkaliśmy gnoma. Zapytałam się, czy zna Harrego. Chyba go nie znał. Nieważne. Najgorsze jest to, że zgubiłam po drodze resztę i zaczęłam samotnie błąkać się po budynku (troche duży był).
W takiej sytuacji tylko jedno mogłam zrobić....zaczęłam szukać spiżarni.
Ci handlowcy są nieźle szurnięci tak między nami. Mają mnustwo sal pełnych ksiąg wieczystych, dokumentów transakcyjnych, formularzy, kartularzy, skarbców, nawet łaźnię mieli (całkiem fajną ze złotymi kurkami i gumowymi kaczuszkami w różnych kolorach) ale nigdzie nie było spiżarni...
W końcu chyba się trochę zdenerwowali, że błąkam się po ich gildii i poprosili mnie o wyjście. Kiedy kolejny strażnik odpowiedział mi że na pewno nie zna Harrego, wypchnął mnie za drzwi skazując na samotne błąkanie się po mieście....No cóż...lepiej poszukam tamtej karczmy i zamówię sobie drugą jajecznicę (super podwojona porcja z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów) .
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin