 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 15:03, 17 Kwi 2011 Temat postu: Pamiętnik Rity |
|
|
Pani psor uśmiechała się dziwnie, gdy mówiła że takie bzdury jak pamiętniki mogą się kiedyś w życiu przydać. Marnowanie papieru i atramentu. No ale obiecałam, że zdam potem szczegółowy raport.
Dotarłyśmy z Viki do jakiegoś miasteczka. Dziwnie się czuję tak "wracając" do życia po siedmiu latach spokoju w ZASPie... Ale Viki ma rację, musimy zacząć zdobywać sławę wśród zwykłych ludzi. Weszłyśmy więc do karczmy, gdzie Viki zaczęła integrować się z pospólstwem, a ja poszłam po coś do jedzenia.
Coś tam zaczęliśmy nawet rozmawiać, gdy przyszedł jakiś dziwny palant i zabrał nas do pracy. Znaczy, to tamci czekali do pracy, ale powiedział że Viki i ja też mamy iść. No to czemu nie, w końcu na Wstępie powiedziano nam, że tak się zaczyna większość przygód. Zastanawiałam się nawet, czy można by zaproponować tej bandzie przyłączenie się do naszej drużyny. W sumie potrzebujemy maga, kapłana, tropiciela i jeszcze jednego wojownika, tak wynika z moich notatek. Pomyślałam - zobaczymy, czy oni się do czegoś będą nadawać.
Dotarliśmy więc do jegomościa, który dał nam jakieś dziwne zadanie.. nie słuchałam zbytnio, tyle ładnych przedmiotów leżało bezpańsko w okolicy! W każdym razie wyszło na to, że mamy iść na cmentarz po klucz, potem do jakiegoś budynku po jakiś gadżet. Spoko.
Groby na cmentarzu były podejrzanie rozkopane. W pierwszy z nich wpadł koleś - Fay bodajże - i od razu znalazł klucz. Jak to mówiła pani dyrektor, głupi ma zawsze szczęście. Wychodzi na to, że jest głupi. Smutne. Nie wiem tylko czemu pani dyrektorowa zawsze to mówiła do mnie. Hm. Kręcił się z nami jeszcze jeden kolo, Aldenyss. Niezbyt towarzyski się wydaje.
W międzyczasie okazało się że jeden z naszych 'kompanów' - Myrddin - jest jakimś hrabią czy czymś takim. Super! Wpadłam na genialny pomysł! On się ze mną ożeni, wtedy mu pomogę odzyskać to jego hrabstwo, a ja zdobędę tytuł szlachecki! Ale byłoby fajnie! Nie chciałabym siedzieć ciągle w zamku, z tego co mówiła Viki to strasznie nudne... Ale mieć tytuł? Jasne! Jaka to zdolność kretowa (Viki poprawiła, że "kredytowa". Ma to sens, nigdy nie rozumiałam co kretom do tego)! A jaki respekt się wzbudza! Szaacun! Myrciowi chyba też się pomysł podoba, tylko widać tą wielkopańską wstydliwość. Pewnie chce powolutku, lepiej mnie poznać i tak dalej. Muaha!
W każdym razie, z tym kluczem i zaprzyjaźnieni z grupką rozkładających się truposzków ruszyliśmy do budynku, do którego jak się okazało klucz nie był potrzebny. Fail. Jakaś świątynia, czy coś. Viki znalazła wódkę. Viki i wódka to nie jest dobre połączenie. Nie było poza tym nic ciekawego. Poza dziurą. Nad którą stanął ten głupi, duży, patrzący na mnie z góry barbarzyńca! Redgar, czy jakoś tak. A jednak aż tak silny nie jest, grawituacja wygrała! Nie będzie na mnie z góry patrzał, drań! Buahaha!
Zwyzywał mnie potem od potomstwa z lokami, czy czegoś takiego. Nie mam loków. Włosy tylko trochę mi się kręcą. On w ogóle dziwny jest. Co chwilę wzdycha do jakiegoś tora. Nie rozumiem. Chodzi mu o tego debila-tora, do którego mnie kiedyś zabrała Viki? Tego co mi rozpalonym żelazem wypalał włoski na nogach i nawet... nawet... TAM?! Nie wiem czemu miałby do niego wzdychać, w sensie Red. Przecież on ma TAKIE KŁAKI na nogach! A... chyba że to dlatego?
W każdym razie nasz futrzasty przyjaciel z północy znalazł ten gadżet. I czyja zasługa? Oczywiście, że moja, gdyby nie wpadł, to by nie znalazł! A w tym czasie w wejściu stanęła jakaś babka, która twierdziła, że coś jej zabraliśmy.. Rajciu, przysięgam, nic nie brałam! Nic a nic! Z resztą w tej ruinie nic nie było! Naprawdę!
Zanim miałam szansę ją przekonać, hokus-pokus rzucił w nią kulą ognia. Lubiłam psora od magii. Bardzo. Ale chyba trzeba uwierzyć pani psor, że magowie to idioci. Mieliśmy wielki pożar. Wynieśliśmy się na zewnątrz, na szczęście zdążyliśmy. Jedna dziewczyna, która się z nami pałętała, chyba się boi ognia. W sumie się jej nie dziwię, piekło się tam zrobiło. Ale tamtej co przyszła sprzedałam tego piromana - Zenwara? tak, jakoś tak - ZA WOREK ZŁOTA! WOREK ZŁOTA, kumasz?! Moje pierwsze uczciwie zarobione pieniądze.. Aż łza się w oku kręci. A tak serio, to nie wierzę, by były prawdziwe, więc trzeba je opchnąć innym frajerom jak najszybciej i zniknąć stąd. To oznacza zakuuuupy ^^ Ale się Viki cieszy!
A. Dostarczyliśmy ten bzdurny gadżet pracodawcy, za co dostaliśmy wóz i żarcie i błyskotki... I wychodzi na to, że będziemy się dalej trzymać z tą bandą, póki nie znajdziemy odpowiedniejszych kandydatów do NASZEJ drużyny. A teraz ruszamy z nimi zdobyć indeks do portalu, bo ta panna której opchnęłam maga dała nam mapę. Super!
Tylko najpierw trzeba odpocząć i pójść na te obiecane zakupy!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 16:14, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Zaczęło się źle.
Obudziłam się na zimnych kafelkach, w zamkniętym pomieszczeniu, w tłumie ludzi i... nie było tu Victorii! Zaczęłabym panikować, ale nie mogłam im pokazać żadnej słabości. Było kilka osób, które ostatnio poznałam, więc uczepiłam się myśli, że przynajmniej Viki wyszła z tego cało i nas uratuje.. Bo.. bo przecież by mnie tak nie zostawiła.. Nie Viki..
Co najgorsze, jej brak oznaczał, że sama musiałam myśleć nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. A przecież to ja jestem od pakowania się w problemy, a nie.. W każdym razie, tłum sobie wesoło gaworzył, nie zwracając uwagi na to, że tym bardziej marnują tlen, a ja zaczęłam szukać wyjścia... I nic!
Skierowałam się więc do jedynej 'nietypowej' rzeczy w pomieszczeniu, zgodnie z instrukcjami z rozdziału o znalezieniu się w innym miejscu niż się zasypiało, gdy po drodze nie było żadnej imprezy. Był to stół, na którym stało osiem zapalonych świeczek. Nie wiadomo skąd powiał wiatr - jak mówiłam, nie znalazłam żadnych otworów w ścianach - i jedna świeczka zgasła. Jedna osoba padła. Druga zgasła - druga padła. Szybko odkryłam kole.. kore.. kolerację! W beznadziejności owej pułapki - z której reszta najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy - uznałam, że to nawet zabawne. Poza tym, im więcej osób spało, tym mniej tlenu się marnowało i więcej czasu na myślenie miałam.
Frajerzy podłapali tą zabawę, aż przytomna zostałam tylko ja, Myrcio i ten hokus-pokus, Zenwar, który, notuj Benę, położył się i udawał trupa. Super. Magowie. Chciał też spróbować odpalić zgaszone świeczki - pomysł całkiem niezły, ale lepiej było nie ryzykować, póki nie było wyjścia. Zanim nabroili coś więcej, odkryłam że jedyne co nam zostało, to fakt że świeczki stoją w zagłębieniach w stole. Jakiś mechanizm? Jedyna szansa. Ale jeśli nie - i podniesienie czyjejś świeczki oznaczałoby zabicie tej osoby? Co gorsza, jakbym zabiła swoją przepustkę do szlacheckiego tytułu - Myrcia? Umówiliśmy się, że jeśli to przeżyje, to się ze mną ożeni. Podniosłam świeczkę - i coś szczęknęło! Szczelina! Muahaha, jestem genialna! Viki byłaby ze mnie dumna! Pani psor zbierałaby szczękę z ziemi na ten popis!
Podnieśliśmy resztę zapalonych świeczek i szczelina się powiększyła. Wciąż jednak była za mała by przejść.. Chciałam zablokować ją młotem barbarzyńcy, żeby się nie zamknęła - zawsze trochę powietrza - a potem zaryzykować z zapaleniem zgaszonych świec, ale w tym momencie... JEBUDU! Padłam nieprzytomna.
Jak się obudziłam - po chwili - okazało się, że zapalenie świeczki ludzi budzi. No super. Tylko czemu to na mnie testowali? Obudziliśmy resztę, kazaliśmy podnieść świece, zrobiło się przejście, odsłaniając portal... I co? Podziękowali? Gdzieżby. Bezczelność i niewdzięczność!
Przeszliśmy przez portal, bo co nam innego zostało.. I wylądowałam w ciemnym.. ciasnym.. okropnym tunelu! Spanikowałam. Myślałam, że już się nie boję takich pomieszczeń.. Ale.. to było za dużo.. I gdzie byłą Viki?! Red zaczął mnie nieść. Najwyraźniej chce się zrewanżować za to patrzenie z góry. A, przy okazji, coś mnie tknęło, żeby sprawdzić w notatkach tego jego Tora. I przypomniało mi się, mieliśmy kiedyś omawiane te wierzenia barbarzyńców z północy! I nawet pamiętam tego Lokiego! I jego dzieci były dziwne! On mnie zdecydowanie obraża! A Thor to ten od koziołków! No, ale wyjaśnia to fakt, czemu Redgar twierdzi, że wcale nie ma owłosionych nóg. Baletnica się znalazł, haha.
Poza Redem wylądowali ze mną Zenwar i ten nieznajomy, który się przedstawił jako Ian. Dworski ukłon, klasa i te pe. Pani psor byłaby ze mnie dumna, się zachowałam jak normalnie, kurna, dama! W każdym razie resztę wcięło. Pech.
Potem spotkaliśmy Alda, przechodziliśmy przez kolejne pomieszczenia gdzie trzeba było wtykać świeczki w dziwne miejsca (dobrze, że nie trzeba było ich wepchnąć komuś w dupę..), walczyliśmy z jakimś palantem.. Po to, żeby w ostatnim pokoju postawić świeczkę na świeczniku i zniknąć i znaleźć się w karczmie! A te śmierdziele niemyte zniknęły beze mnie i mnie zostawiły i nawet nie pomyśleli o moich uczuciach! Głupi faceci! Głupi, głupi, głupi! Nie cierpię ich i nie chcę ich już znać!
Teraz coś zjem i idę szukać Viki. Powiem jej, że mam dość tych palantów, o! No, może poza Myrcią moim.. W sumie, zgodnie z umową, skoro nie zginął przy świeczkach, to teraz mamy wziąć ślub! Haha!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Pią 21:05, 29 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Ooo... Ale dawno nie pisałam..
Po kilku emocjonujących przygodach, trzeba się było zająć w końcu najważniejszym, nie? Wydawaniem kasy!
Kupiłyśmy i urządziłyśmy z Viki dom. MAM SWÓJ DOM! Naprawdę MÓJ dom! Wciąż nie mogę w to uwierzyć..
Wydałyśmy praktycznie całą kasę na to, dlatego trzeba było znów wyruszyć ratować świat.
W jakimś śmiesznym miasteczku usłyszałyśmy o podejrzanych ruinach w okolicy. Idealnie! Zrobiłyśmy w karczmie nabór na naszych pomocników i wiesz, kto się zjawił? Myrcio! Mój Myrcio! Haha, Los, Przeznaczenie czy licho wie co! Poza nim zjawiła się też Astrid i grupka nowych. Oczywiście, bardzo chcieli nam towarzyszyć. Nasza zajebistość zawsze tak działa.
Poszliśmy do tych ruin i spotkałam tam panią duch. Nawet sobie spoko porozmawiałyśmy. Ale ona patrzyła na Myrda tak.. tak.. No nie podobało mi się to, o! I znalazłam szkatułkę, która kopała elektrycznością. A Myrd ją otworzył bez problemu. W środku był sztylet, który szybko zabrałam.. A on.. on mi go podarował! W prezencie! Naprawdę!
A potem zabił tą panią duch, bo mu Przodkowie kazali. No cóż. W sumie i tak jej nie lubiłam.
Reszta znalazła na górze złoto. I Viki powiedziała, że ten sztylet to sztylet zaręczynowy od Myrcia... heh... wątpię, ale tak czy inaczej bardzo się ucieszyłam. Potem musieliśmy walczyć z takimi cieniowymi stworami i Viki takiego rozpłatała ot tak, zupełnie jak na ćwiczeniach! MEGA!
No i w sumie potem nic więcej nie było, to wróciliśmy do wiochy. A tam spotkaliśmy Erin - tą Erin co kupiła tamtego piromana i zapłaciła za niego taką kasę! Chciała żebyśmy z nią poszli do jakiegoś labiryntu. No spoko, skoro tak dobrze płaci.. To by były kolejne zakupy!
No i się tam z nią wybraliśmy następnego dnia i to był najgorszy pomysł ostatniej dekady. Nawet gorszy niż ten zakład z Damonem o kapelusz... Chociaż, może jednak... Nie, dobra. Drugi najgorszy pomysł tej dekady! No... może jeszcze jak z Damonem i Alecem podprowadziliśmy tą butelkę questel ni'touel i spiliśmy się z Viki w lochach... W każdym razie, to był jeden z gorszych pomysłów tej dekady!
W tym labiryncie coś nas zamknęło, ogłuszyło, rozdzieliło, wyrzuciło do innego, dziwnego świata... Gdzie nakrzyczałam na bagiennego elfa - pani psor byłaby dumna - i nawet nie pamiętam co było dalej... W każdym razie, to zdecydowanie NIE było dobre!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Pią 21:47, 29 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Potem wybrałam się z nimi do Oath. Myrd trzyma się blisko mnie, chyba jednak naprawdę mnie lubi? W Oath był jakiś wielki festyn, święto i te sprawy... Ah, ten targ! Wspaniały! Ogólnie miasto jest całe niesamowite! Takie wykute w skałach urwiska, jejku! Viki musi to kiedyś zobaczyć!
Ogólnie były tu jakieś zabawy i turnieje. Serena, ta wilkołaczka, poszła tańczyć w konkursie. Pewnie bardziej chciała na dziewczyny popatrzeć, bo ona no.. woli dziewczyny.. Astrid gdzieś tam się kręciła, jeszcze Felix był, on zdecydowanie nie lubi tłumów..
Zrobiło się jakieś zamieszanie, bo uczestników jakiegoś konkursu biegania po jaskiniach i szukania gryfiego jaja coś zjadło.. Tylko jeden wrócił. Od razu się zrobiła cała masa ekip ratunkowych, no to też ruszyliśmy. Wiadome było, że jak my nie pomożemy, to nikt nic nie zdoła. Aaa, ten koleś miał przy sobie jajo. Takie ładne, czerwone. Myślałam, że to może to gryfie jajo.. ale ktoś za mną powiedział, że smocze. W każdym razie szybko je schowałam.
I ruszyliśmy, a z nami Sigi. W sumie chyba poczuł się organizatorem ekipy. A, niech mu będzie. No i ruszyli, ja nieco zostałam w tyle, zastanawiając się. Jak ich dogoniłam to się poślizgnęłam na ostrym spadku i zaatakowało mnie wielkie ptaszysko i... wszyscy rzucili się mi na ratunek! Oni mnie lubią! Yay!
Jak dotarliśmy do tych jaskiń to spotkaliśmy jeszcze jakiegoś kolesia, Davida. Też w porządku, okazało się że jakiś ich znajomy. Co i rusz spotykamy nowych znajomych. Fajnie!
Rozdzieliliśmy się, ja poszłam z Myrciem i tym Davidem. I zaatakowały nas jaszczury! Ale jakoś daliśmy sobie radę.. A potem poszliśmy tunelem i znaleźliśmy resztę i znowu walczyliśmy z jaszczurami i tam była skrzynia z gryfim jajem, które potłukli i widziałam smoka! I tam było pełno tych czerwonych jaj... Szkoda.. Myślałam, że to moje to coś unikalnego i chciałam je dać Myrddowi w prezencie, w zamian za tamten sztylet... No trudno.. Wzięłam jedno na pamiątkę dla Viki, razem ze skorupkami tego gryfiego jaja. Ono było ładniejsze, szkoda że je popsuli...
W każdym razie wróciliśmy. Lubię tą ekipę. Zaczynają też być przyjaciółmi. I Myrd się o mnie troszczy... to... dziwne. Ale miłe... heh...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Sob 12:38, 30 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Boję się.
Znowu pojawiły się te sny.. po tylu latach. Teraz mam pewność, ZASPA mnie chroniła. Przede mną samą. Viki nie ma w pobliżu, wtedy jest coraz gorzej. I plecy mnie bolą. Nie mam odwagi sprawdzić tego w lustrze. Myślałam, że to już minęło...
Chcę pozostać tą Ritą, którą poznałam przez te lata. Ale coraz bardziej się boję.
A teraz jeszcze jestem mordercą..
Korzystając z pobytu tu, wybraliśmy się na kilka dni poza miasto. Okazało się, że porwano jakąś dziewczynę i mieliśmy ją odnaleźć. Jakaś podejrzana parka zniknęła w tym czasie, więc podano nam dwa miejsca do sprawdzenia - ich chatę oraz polanę, gdzie ostatnio widziano dziewczynę. Jakieś autochtony nas tam zaprowadziły.
My poszliśmy do chaty. Znaczy ja, Myrdd i Ian. Chata była spalona, znalazłam przejście do piwnicy... No, właściwie to je zrobiłam... W podziemiu znalazłam przejście.. Jakiś tunel, ze ścianami pokrytymi wzorami... z krwi.
To jest dziwne. Robię się odpowiedzialna. Ja, która zawsze umiałam się tylko wpakować w kłopoty i nawet nie myślałam jak sama z nich wybrnąć. Czy to dlatego, że nie ma teraz nikogo kto by mnie z nich wyciągał...?
Dogonili nas Sigi i Serena. Coś im porwało przewodniczkę. Na końcu korytarza... była sala.. tortur. Cała pokryta krwią. To.. to było straszne. Jakbym... jakbym skądś znała taki widok...
Upuściłam jedną z dziwnych fiolek. A Myrdd wylał na siebie zawartość kilku innych. Zaczęliśmy się tam dusić. Sigi i Ian ruszyli klapą jeszcze bardziej w dół, ja z Sereną wyciągnęłyśmy Myrdda na powietrze. Serena potem pognała za chłopakami, a ja zajęłam się Myrddem. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to ściągnąć z niego przemoczone tymi dziwnymi płynami ciuchy, zmyłam to na ile się dało. Na szczęście, nic z tego nie było kwasem. Ja.. chyba go lubię. Naprawdę się bałam, że coś się mu stanie..
W tym momencie pojawiła się dwójka ludzi, mężczyzna i kobieta, w czerni. Z tego co wiedzieliśmy, to oni byli odpowiedzialni za to wszystko! To oni porywali te dziewczyny i... ta sala tortur... krew... Na samą myśl robiło mi się słabo, ale postanowiłam, że tanio skóry nie sprzedam. Nie pomogło. Nagle zrobiłam się senna. Ciemność.
Odzyskałam przytomność dość gwałtownie. Ten człowiek mnie trzymał.. Machnęłam tylko ręką, a z jego gardła pociekła krew, zachlapując mnie całą... Miałam w dłoni swój chakram... Była tu też ta kobieta.. i reszta drużyny, która się wtedy na nią rzuciła.. Niezbyt wiedziałam, co się dzieje.. Nie było tu Myrdda! Miałam go pilnować, a teraz... Ian mnie zaprowadził z powrotem. Wypytywał mnie, czemu zabiłam tego mężczyznę.. oskarżał mnie o to... a ja... ja nie wiedziałam.. Nie miałam wtedy czasu myśleć.. i.. przez chwilę czułam wtedy jakby satysfakcję.. chociaż.. może mi się wydawało... byłam przerażona. Bałam się tego. Tej sali tortur. Tych umazanych krwią ścian.. Zaczęło do mnie docierać. Zamordowałam człowieka. To.. to nieistotne, że był zły.. Zabiłam go, zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, o cokolwiek spytać... Sigi i Serena znaleźli te porwane dziewczyny, ale.. Mogło się okazać, że zabiłam kogoś, kto mógł nas do nich doprowadzić... Czemu.. Czemu na zajęciach nie powiedzieli, że to będzie takie trudne?
Myrddin był cały, znalazła się tam również Astrid... która rozmawiała z duchem tej kobiety! Byłam przekonana, że przyszła zemścić się na mnie za jej towarzysza... ale nie. Nagle kobieta krzyknęła i zniknęła. Póki co nie wróciła... Mam nadzieję, że nie dołoży się to do moich koszmarów..
Reszta starała się mnie przekonać, że dobrze zrobiłam. To nie było dobre. Może zrozumiałe, może właściwe w tej chwili.. Ale na pewno nie "dobre". Astrid powiedziała, że mnie rozumie. Ona nie lubi zabijać.
A ja dalej nie wiem, czy to co przez moment poczułam to była.. przyjemność? Nie, niemożliwe! Nie jestem mordercą!
Ostatnio zmieniony przez Daewen dnia Pon 11:02, 01 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Pon 12:25, 01 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Mieliśmy już wracać z Oath, ale zmarł stary król. Port zamknięty. Żałoba i te pe. Byłoby fajnie, ale byliśmy już niemal zupełnie spłukani!
Siedzieliśmy w ohydnej karczmie, jedząc coś paskudnego... Nie miałam nawet ochoty iść czegoś zwędzić. Wolę nie podpadać gdy nie ma zbytnio jak uciec z miasta.
I wtedy się zaczęło! Prawdziwa burda w karczmie! Kilku jakiś frajerów zaczepiło siedzącego nieopodal nas kolesia i go PODRYWAŁO! FACETA! Serena natychmiastowo przestała być dla mnie AŻ TAK dziwna. Potem wszystko latało, ja rozbiłam komuś kufel na łbie... i to naprawdę było fajne! Brakowało tylko podpalić na koniec całej karczmy, hehehe!
Zakolegowaliśmy się z tym podrywanym kolesiem, Darv-i-jakoś-tam-dalej się nazywa. Przyłączyła się też do nas drowka, Chelo, i - NIE UWIERZYSZ - ona twierdzi, że jest córką MrMastera. TEGO MrMASTERA! Trzymając się z nią może go spotkam, bo ona go szuka! Ale byłby ubaw..
W tym czasie Sigi dostał jakąś notatkę. I nie mógł jej odczytać! A to po prostu było napisane wspak, na pierwszych zajęciach z szyfrowania to mieliśmy, proooste. W każdym razie chciano się z nami spotkać w nocy, w jakimś domu przy figowcu. No to poszliśmy.
Bla bla, zatrudniła nas jakaś pani, żebyśmy znaleźli jej ukochanego, który wyruszył w góry i nie wrócił jeszcze... Wydawała się taka.. opanowana. Zimna wręcz.. Zastanawiałam się, czy gdyby Viki gdzieś zaginęła, też bym mogła mówić o tym tak bez emocji? (tfu, tfu, odpukać w niemalowane! Nie ma mowy żeby Viki mi gdzieś zaginęła! Viki by się nie dała, pff! )
W każdym razie, sporo nam zapłaciła i mogliśmy iść do porządnej karczmy zjeść coś normalnego i się wyspać! Od razu lepsze samopoczucie!
Rano zaczęliśmy się zbierać. Ja postanowiłam iść po mapę. Dostałam ją na targowisku, ostro musiałam się o nią targować! Mogłam ją po prostu świsnąć, ale to była tak dobra zabawa, że nie mogłam sobie odpuścić.
Myrd poszedł ze mną. Chyba nie chodzi mu o to, żeby mnie pilnować bym czegoś nie ukradła. Czyli lubi moje towarzystwo? W sumie, z resztą wydaje się dużo gorzej dogadywać. Podejrzewam, że nie miał wcześniej zbyt wielu przyjaciół i dlatego... Chyba podobnie się zachowywałam, gdy trafiłam do ZASPY.. Ale mi wystarczyło poznać moją cudowną, najkochańszą Viki i już wszystko było dobrze ^^
Poszliśmy jeszcze kupić konie, żeby nie leźć na pieszo aż do gór.. I tu mnie Myrd zaskoczył. Boi się koni. To trochę dziwne, zawsze wydawało mi się że szlachta i inne licho to zawsze konno jeździ, jak w tych bajkach o księciu na białym koniu... Ale, z drugiej strony, każdy się czegoś boi. Mu się akurat tak głupio trafiło.. W sumie ja też nie umiem jeździć konno. Więc postanowione, kupimy konie i wóz! O, i po kłopocie będzie!
Wchodzimy do stajni, a tu zonk. Ktoś buchnął WSZYSTKIE konie. Nagle w nocy BAM, wszystkie zniknęły. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ha! Idealna zagadka dla dyplomowanej absolwentki ZASPY!
1. Nie uszkodzono bram, jedno okno nieco uszkodzone, ale wyłącznie na tyle by ktoś mógł WEJŚĆ do środka, a nie wyprowadzić tamtędy konie.
2. Brak tajnych przejść w ścianach. Poza tym na ulicach nic nie słyszano.
Czyli... albo hokus-pokus - ale.. po co jakiś czarodziej na tyle potężny by to zrobić by to robił? Czarodzieje to na ogół nie są ludzie zabawni na tyle, by robić coś takiego for fun. W związku z tym została jedna opcja...
TUNELE POD MIASTEM! Te, które zwiedzaliśmy w poszukiwaniu gryfiego jaja!
W tym momencie do stajni wszedł za nami Darv, który najwyraźniej miał jakiś magiczny wykrywacz, który zaczął się drzeć, że w okolicy jest magiczny przedmiot. Ha! Przeszukujemy posadzkę!
Okazało się, że kiedyś w tym miejscu był jakiś rynek i na nim był zegar słoneczny. I był na posadzce! Tylko godziny były źle ustawione. Z tego co zrozumiałam, były na odwrót, więc zaczęłam je przenosić. Nieźle się zmachałam, ale w końcu się udało! Ta dam! Przejście stanęło otworem! I kto się ośmieli zaprzeczyć, że jestem genialna!?
W tym czasie zjawiła się reszta. I pojawiła się Astrid. Starałam się jej krótko wyjaśnić, co się dzieje, ale chyba nie wyłapała wszystkiego z mojego podekscytowanego bełkotu. W każdym razie poszła z nami. I tu się zaczęły schody. W sensie, nie dosłownie schody. Takie amfetoryczne schody. A dokładniej rzeka. Trzeba było nią płynąć, nie było przejścia po bokach. Niezbyt mi się to uśmiechało, mała chybotliwa łódka.. Nie mieliśmy wyjścia...
...
...
... NIGDY WIĘCEJ NIE WSIĄDĘ DO MAŁEJ ŁÓDKI NA RWĄCEJ PODZIEMNEJ RZECE!
Na dodatek Serena i Chelo wypadły i chciał je zjeść aligator, Ast starała się sterować, Myrd siedział i nic nie robił, więc JA musiałam je ratować. Myślałam że tam zaraz wykorkuję! Nie mam pojęcia, jak mi się udało to zrobić.. Chyba w którymś momencie po prostu się wyłączyłam.
Myrd mnie trochę zawiódł... Myślałam, że już zrozumiał o co chodzi w drużynie, w przyjaźni... ale widać, jeszcze za wcześnie dla niego. Szczęście, że nic poważnego się dziewczynom nie stało. Inaczej bym mu chyba nie wybaczyła.
Ruszyliśmy dalej przez las, gdy zatrzymano nas.. Dwójka łuczników, nie było co stawiać oporu. Zabrali nam broń, skrępowali nas.. Nawet nie miałam ochoty się bronić. Oddałam im chakram, sztylet zostawiłam ukryty w kieszeni.
Niestety, zanim się zorientowałam pozbawili nas także reszty rzeczy, nawet odzieży! I zamknęli w klatce! W której już siedział Ian. Mieli nas złożyć w ofierze. Ja się na ofiarę wybitnie nie nadaje. Siedziałam tak, by reszta nie widziała moich pleców. Chyba nikt nie zwrócił na nie uwagi.. Może to się nie pojawiło. Może tylko mi się wydaje, że to tam jest..
Zrozumiałam wreszcie coś.
Jeśli sama nie wydostanę się z tarapatów, nikt mnie nie wydostanie. Nie było tu Viki, która by mnie uratowała. Nie było Aleca i Damona, którzy by stanęli w mojej obronie. Jestem zdana na siebie.
I nawet nie miałam czasu na panikę. Musiałam coś zrobić.
Na szczęście, zamek klatki był prosty. Wyciągnęłam drut usztywniający stanik, wystarczał by go otworzyć. Ian unieszkodliwił strażnika i przebrał się w jego ciuchy. A ja poszłam odzyskać nasz ekwipunek.
Bez trudu przemknęłam do niewielkiej szopy, gdzie go trzymano. Ubrałam się szybko, lepiej nie ryzykować, że to się jednak pojawi i ktoś to zobaczy.. Zabrałam broń reszty i.. to wcale nie tak, że zajęłam się skarbami... po prostu szukałam czegoś, co mogłoby się nam przydać.. a ta szkatułka.. ona ładnie wyglądała i była na wierzchu, no.. te kilka innych rzeczy też było na wierzchu.. Naprawdę byłam skupiona na swoim zadaniu! To.. to tak tylko przy okazji było..
Niestety, gdy wracałam do nich z bronią, ktoś ze strażników się zorientował. Wybuchła walka. I pożar.
...nie mam wyrzutów. Chcieli nas złożyć w ofierze. Gdybyśmy darowali im życie, złapaliby i zabili innych ludzi. Muszę wierzyć, że zrobiliśmy dobrze.
Nie lubię mieć krwi na rękach. A ta maź z oczu była jeszcze gorsza.
Konie się rozbiegły. Zajęłam się opatrywaniem ran i przeszukiwaniem obozu. Chyba skręciłam kostkę. Boli. Poza tym jest w porządku. Siniaki i zadrapania, jak się mówi, do wesela się zagoi.
Nie mogliśmy się jakoś zebrać. Astrid gdzieś zniknęła, Ian poszedł jej szukać, Chelo się gdzieś snuła, Serena zajmowała się kamiennym ołtarzem, Myrddin pomagał mi chodzić... Ktoś mógłby dowodzić tym bałaganem, ale kto? Pani sorka mówiła, że przywódca musi spełniać kilka warunków - mieć autorytet, szybko myśleć i działać, mieć donośny głos, być lubiany przez resztę i... nie przejmować się nimi za bardzo. Czyli nikt się u nas nie nadaje. Viki by była idealna. W sumie Sigi też by mógł. Powinniśmy kiedyś o tym porozmawiać.
W każdym razie wróciliśmy do miasta. Udało się nam przyprowadzić tylko siedem koni, ale właściciel stajni dotrzymał umowy i podarował nam dwa. Mam nadzieję, że odnajdzie resztę tam gdzie wskazaliśmy..
Poszłam do medyka, który opatrzył mi porządnie tą kostkę. Boli, ale jestem w stanie chodzić. Mówił coś, że nie powinnam jej przeciążać i leżeć kilka dni.. Bla, bla, bla. Jakbym miała na to czas. Opchnęłam większość zabranych gadżetów na targu. Myślałam, że dostanę za nie więcej, ale cóż. Przynajmniej jakieś fundusze.
No i ta szkatułka! Były w niej.. buciki. Okazało się, że magiczne. Chciałabym je podarować Viki... ale najpierw muszę sprawdzić, co robią. Nie wydaje się, by były przeklęte, ale.. lepiej dmuchać na zimne.
Gdy powiedziałam, że do magicznych bucików potrzebny jest jeszcze książę na białym rumaku, Myrcio się tak śmiesznie skrzywił... Zazdrosny? ^^
Jutro ruszamy w góry!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|