 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:22, 10 Sty 2010 Temat postu: Pamiętnik Intano |
|
|
Aach...
To były ciekawe dni. Oj tak.
Zaczęło się dość niewinnie - od spotkania w pewnym mieście trójki osobników, z którymi ( sama nie wiem dlaczego i po co ) postanowiłam przejść do drugiego miasta. Nie znałam ich, mimo to postanowiłam w pewnym sensie się do nich przyłączyć. Wyruszyliśmy w drogę z samego rana, starając się zachowywać w miarę szybkie tempo. Nie rozmawialiśmy dużo, jedyne czego się o tamtej trójce dowiedziałam to to, że nazywają się Tourvi, Master, Kaerthas oraz... Demon, i że idą do drugiego miasta w poszukiwaniu roboty.
Na nocleg zatrzymaliśmy się na małej polanie, niedaleko naszej drogi. Niemal natychmiast każdy postanowił zająć się sobą - Kae dmuchał sobie w flet, Master gotował jakąś paćkę, Tou po spektakularnej glebie siadła przy ognisku i grzała się, a Demon pożerał zajączka, którego upolował.
Było całkiem przyjemnie, do czasu, niestety.
Zaczęło się od tego, że Kae przyuważył jakieś ślepia, które rzekomo miały się w niego wpatrywać. Następnie Demon zaczął coś odpierniczać z jakimś drzewem, a Master z wrzaskiem obwieścił światu, że coś mu wpadło do oka. Potem jednak wszystko się uspokoiło, gały już się na gapiły, koty zwinęły się w kłębek i spały, a do oczu nic nie wpadało.
Zasnęliśmy.
Obudziliśmy się niemal jednocześnie. Wszystko dookoła było mokre i zimne, deszcz padający w nocy zrobił swoje. Rozejrzałam się po towarzyszach. Tou wyglądała naprawdę strasznie, Kae nieco lepiej, choć też było widać, że nie czuje się zbyt dobrze. Po doprowadzeniu się do porządku, czyli po wykręceniu płaszcza i wylaniu wody z butów, byłam już gotowa do drogi. Oni też w miarę szybko się uwinęli, więc właściwie mogliśmy wyruszać. I wtedy właśnie Demonowi znowu zaczęło coś odpitalać, zaczął tarmosić Tou za fraki i ciągnąć w stronę jakiejś małej ścieżynki. Niestety, jego pani nie była zdolna do podjęcia marszu, przeziębienie i kilka łyków wina zrobiło swoje. Kot przyczepił się więc do mnie, a ja , nie chcąc się narazić na jego gniew, poszłam za nim. Prowadził mnie do wielgachnego drzewa, ale zanim do niego doszłam, ogarnęło mnie dziwaczne uczucie: "Ojej! A gdzie się podziała podłoga?". Spadłam więc do dziury, lądując na brukowanej drodze trzy metry pod ziemią. Wrzasnęłam na tamtych, żeby mi pomogli, po czym wstałam i podeszłam kawałek do przodu, co chyba uratowało mi kości... Tamci też spadli! Wszyscy! Kot też!
Po zebraniu się z ziemi i stwierdzeniu, że za cholerę nie damy rady wydostać się na powierzchnię, podjęliśmy marsz ową brukowaną ścieżką. Ciężko nie było, wręcz przeciwnie!
Jednak jak to w życiu, zawsze napotka się jakąś przeszkodę.
Po kilkudziesięciu minutach marszu naszym oczom ukazała się... przepaść i mostek linowy. Kaerthas od razu zaofiarował się, że sprawdzi most, ja tymczasem miałam pilnować Tourvi, która do tej pory nie doszła do formy i co najważniejsze... pionu.
Kiedy okazało się, że most jest jak najbardziej bezpieczny, Kae zabrał mi Tou i powiedział, że pójdą pierwsi. Zgodziłam się, patrząc się jak tamci rozpoczynają przeprawę. Do połowy szło im dobrze, potem jednak stało się coś, czego właściwie żadne z nas się nie spodziewało.
Tourvi, która do tej pory mogła uchodzić za "człowieka flaka", nagle ożywiła się, i zaczęła bujać mostkiem, uznając go za huśtawkę. Kae, który cały czas ją trzymał, próbował ją jakoś uspokoić, ona jednak w pewnym momencie wywinęła się jakoś dziwnie i... pofrunęła, prosto do wody. Oboje z Kaem wywaliliśmy patrzały na wierzch, patrząc jak nasza towarzyszka znika.
Kiedy most przestał się bujać, natychmiast podeszłam do Kaego, starając się jakoś namówić go do przejścia na drugą stronę. On jednak nie odzywał się, widocznie zszokowany tym całym zajściem. Poprosiłam więc ponownie, tym razem docierając do niego. Ruszył się, ale milczał. Truptałam cichutko za nim, nie śmiąc się odezwać, w końcu nie znałam go zbyt dobrze, i nie miałam zielonego pojęcia do czego jest zdolny, kiedy jest w szoku.
Po jakimś czasie korytarz zaczął się rozjaśniać, moim oczom ukazało się światełko, na końcu tunelu. Tak, to było wyjście.
Jednak już w tej samej chwili, kiedy znaleźliśmy się z Kaem na zewnątrz, on pośliznął się i runął w dół. A mógł uważać! Po dokładnym zbadaniu okolicy stwierdziłam, że znajdujemy się na dość sporej wysokości, i że zejść w dół można zakręcaną dość ścieżką. Wyjrzawszy ostrożnie, i widząc, że Kae już zbiera się z ziemi, puściłam się biegiem w jego stronę. Dogoniłam go dość szybko, jednak dosłownie metr od niego... przewróciłam się!
Łubudubu, łubudubu, w bardzo krótkim czasie znaleźliśmy się na dole. Kae, z twarzą wrytą w ziemię, ja na plecach. Żadne z nas nie miało ani siły, ani ochoty się podnieść, jednak poczuliśmy nagłego powera, kiedy tuż nad nami przelecieli jacyś goście. Lecieli pięknie, jednak wylądowali w jeziorze. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że tylko jeden z nich naprawdę umie pływać, a inni tylko udają, ale o dziwo, wszyscy trzej unosili się na wodzie. W tej właśnie chwili Kae jęknął, a z jego jakże krótkiej wypowiedzi dało się wywnioskować, że ich zna.
Kiedy rozbitkowie znaleźli się już na brzegu, od razu obdarzyli nas swymi udręczonymi spojrzeniami, a jeden z nich spytał " a co wy za jedni " . Kae warknął, że jeśli pyta kogoś o dane, to powinien sam się najpierw przedstawić. Tamten, a jakże! Od razu powiedział, że nazywa się Nion. Drugi z nich, ten, który już wcześniej znał Kaerthasa, powiedział, że mój towarzysz na pewno ma forsę i coś tam coś tam. Kae zdenerwowany coś tam odpowiedział, po czym zwrócił się do mnie, i poszliśmy dalej brukowaną dróżką.
Tamci chyba poczuli się urażeni, bo postanowili iść za nami... Miałam wielką ochotę im wlać, ale Kae powiedział, że się nie opłaca.
Po kolejnej, hm... godzince...? marszu doszliśmy do miasta. Kae od razu powiedział, że tam nie wejdzie. Co prawda to prawda, nie wyglądał jak normalny obywatel, do tego aktualnie nie posiadał płaszcza, który wcześniej wspaniałomyślnie pożyczył zziębniętej Tou. Po kilku minutach stania w miejscu zaproponowałam, że możemy pobić tamtych i zabrać im ich ciuchy. Kae pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, że ich okrycia są o wiele zbyt krótkie i że będą wystawać mu nogi.
Byliśmy w kropce. Wracać nie można, trzeba przecież znaleźć Tourvi, a żeby ją znaleźć, trzeba wejść do miasta. Tamci trzej, byli w środku już dawno i teraz chyba plądrowali domki. Kae, po podjęciu trudnej decyzji, zdecydował się jednak na wejście.
(ciąg dalszy)
Od razu rzuciła nam się... w uszy...?, niesamowita cisza. Dookoła nas nie było żywej duszy, pomijając już tamtych trzech lotników. Niemal natychmiast skierowaliśmy swoje kroki w stronę centrum, spodziewając się tam jakiegoś życia. Nie myliliśmy się. Na placu stał tłum ludzi! Jednak... nie byli oni zbyt rozmowni. Stali, jakby zmrożeni,bez ruchu. Kae, jak najbardziej umyślnie pchnął jednego z "sztywnych",a ten zwalił się na swojego sąsiada,który przewalił jakąś panią i tak wszyscy stojący nagle leżeli.
Postanowiliśmy z Kaem poszukać jakiegoś miejsca na odpoczynek,kiedy rzucił nam się w oczy całkiem spory ( i piękny! ) budynek. Tamtych trzech też on najwyraźniej zainteresował... I kiedy już tak podchodziliśmy do tego pałącyku, niebo zagrzmiało, coś tam huknęło, Kae warknął... i co? Jakiś dziwaczny gość w spalonej szacie siedział na Kaerthasie! Wrzeszczał oszołom o jakimś innym popaprańcu, który niby oszukiwał i go teleportnął gdzieś tam...i pierdzielił tak, normalnie ze sztyletem na gardle! Kae, widocznie zniecierpliwiony tym, że gościu ani myśli z niego zejść, zagroził mu. Tamten jakoś się nie przejął, ba. Znów zaczął się wydzierać. Zdenerwowałam się, i zaraz po odczepieniu miecza z pleców rzuciłam się na niego z wrzaskiem.
Facet chyba się wystraszył, bo wstał dość szybko. Ych... a tak chciałam kogoś grzmotnąć!
Ponowiliśmy "wędrówkę" ku zameczkowi. Kiedy już znaleźliśmy się przed drzwiami, okazało się, że są one dość twarde... i ciężkie! Kiedy nie dałam rady ich popchnąć, znów wyciągnęłam miecz i biorąc naprawdę porządny zamach, walnęłam w drzwi, którym OO nic się nie stało! Zrezygnowana, przypięłam moją broń z powrotem do paska i patrzyłam jak Kae usiłuje zahaczyć kotwiczkę, z przypiętą do niej liną, na jednym z okien. Niezbyt mu się to niestety udawało, więc wtrącił się ten lotnik od forsy i powiedział, że on się tym zajmie. Jemu jednak też nie szło najlepiej i po paru próbach zaprzestał dalszego rzucania. W między czasie trzeci z lotników, na którego mówili Ruff, zarwał w łepetynę kotwiczką...
(ciąg dalszy potem)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ina dnia Pon 19:28, 11 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:13, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Dużo się ostatnio działo, oj dużo...
Najpierw bajka o meteorycie, zdołowany, ostatecznie przeteleportowany i nie nadający się do życia Kalyar, pojawiający się znikąd Ravenus... następnie jakieś dziwne stworzenia, cała armia magów, wieża i świecący na biało jegomość.
Obłęd.
Potem... pomieszczenie, z którego nie ma wyjścia, Rav i... rękawica.
Istne dzieło, lśniące...płytowe... Oczywiście, że ją nałożyłam. Uczucie, które mną zawładnęło, było... dziwne. Poczułam się jakaś taka silniejsza i pewniejsza siebie.
Tak więc po stwierdzeniu, że rękawiczka owszem, jest bardzo fajna, to jednak chyba jej nie wezmę. Tak więc ściągam, a tu nowe licho.
Tego czegoś nie da się zdjąć!
***
Nowe zlecenie, coś tam coś tam, jakiś list dostarczyć do kogoś tam... Ogólnie nic ciekawego.
Na popas zatrzymaliśmy się na jakiejś leśnej polanie. Zapłonęło ognisko, Kal obierał króliczki, wszystko pięknie i cudownie.
Sielankę zakłóciło pojawienie się roztrzęsionego Kaego, który nawijał coś u ucieczce i o tym, że jak się nie ruszymy, to zginiemy.
Nawiać nie zdążyliśmy.
Otoczyło nas kilka, dość niefajnie wyglądających stworzeń, wysokich na dwa metry, z dziobami zamiast mordy.
Przeżyć...przeżyliśmy, ale raczej wszyscy ucierpieli, na tyle mocno, że potrzebowaliśmy medyka.
Jak na zawołanie, z lasu wyszła grupka ludzi ubranych na biało, i niemal natychmiast zaoferowali nam pomoc.
Kiedy już wróciliśmy do życia ( czyli po dwóch dniach leżenia i nic nie robienia ) , poprosili nas o przysługę.
"Znikają dziewczęta." - tak powiedział. - "Są porywane tylko wtedy, kiedy są same, do tego sprawca nie pozostawia żadnych śladów po sobie."
Sprawa dziwna, ale... pomóc trzeba.
Niemal natychmiast Tou wpadła na pomysł, abyśmy robiły za przynętę na owego porywacza. Co jak co, nawet ja nie chciałam ubrać tego dziwnego czegoś... w co odziewają się panny, ale jak usłyszałam, że i Rav będzie za kobitę robił, to od razu zrobiło mi się lepiej.
Mag w białej jak śnieg sukience! Efekt końcowy przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania... nie dziwię się już, czemu Kalyar nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem...
Zabronili mi zabrać miecza. Źli ludzie!
(c.d.n.)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:37, 11 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Czas leci, oj leci...
Leżę teraz na trawie, nawet zmęczona, ale co się dziwić... ledwośmy uciekli tym oszołomom. Jak by się tak rozejrzeć, to wszystko raczej z nami w porządku, tyle, że Kae jak śnięty leży. Co mu jest, tego nie wiem, aczkolwiek wygląda na to, że musiał oberwać czymś w łeb, bo obudzić się go nie da...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:13, 27 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
To był pamiętny dzień. Oj tak, tak... No cóż, wcześniej niby bywało się na ślubach, na takim jednak nie byłam nigdy.
Kiedy tylko zjawiłam się na miejscu zostałam porwana przez Dae, która ubrała mnie w zieloną, ciekawą sukienkę. Co ważniejsze, od samej sukni ciekawsze były miny chłopaków, którzy zbierali przysłowiowe szczęki z podłogi. (nawet prawdziwa czaszka się znalazła...)
Chwilę po mnie do domku wpadła Yś. Chciała skubana dać dyla pod stół, ale Dae i tak zaprowadziła ją do swojego pokoju i poczęła powoli wcielać naszą bohaterkę w rolę panny młodej. Wszystko szło sprawnie, choć powiem szczerze, że pomysł przebrania Yś w kosium kapitana nie bardzo przypadł mi do gustu. Marzyło mi się ujrzenie panny młodej w białej sukni, a nie w spodniach! Jeden plus, że kostium też był w kolorze moich włosów.
Powoli zjawiali się kolejni goście, potem przylazła również pijacka... eee...piracka orkiestra.
W ostatniej chwili dowiedziałam się, że będę druhną, i że Ysię do ołtarza poprowadzi Mru.
Ceremonia w końcu się zaczęła, choć na początku panna młoda za cholerę nie chciała zejść ze schodów. Kiedy już jednak młodzi ustawili się przed kapłanem, ogarnęło go zdziwienie... nie był pewien, czy panna młoda to Yś czy Rav, i na odwrót. No tak to jest, jak kobita ubiera spodnie a chłop suknię!
W połowie ceremonii na środku sali pojawił się jakiś oszołom. Na pierwszy rzut oka wyglądał na pirata i koniecznie chciał przeszkodzić młodym w zawarciu "upragnionego" związku małżeńskiego, co bardzo nie spodobało się Masterowi.
Otóż pirat rządał, aby Rava przeciągnięto pod kilem, a to miałoby być dowodem na to, że jest on godzien swojej wybranki. Z tego co pamiętam jednak do tego nie doszło, więc chwilę później Rav i Ysia stali się "mężem i żoną". Radość na ich twarzach była powalająca, więc szybko przeszliśmy do prezentów. "Wyspa, okręt, rum, pająk...?, wąż..."
Prezent ode mnie włożyłam na ręce Ysi, której bardzo spodobała się figurka, która przedstawiała biegnącego Rava i siedzącą mu na ramionach Yś, wymachującą biczykiem.
Po prezentach zaczęło się chlanie. Jako, że nikomu oprócz Mastera i Arythmii nie spieszyło się do tańczenia, to w zamian za to wznosili głupie toasty. "Za przyszłość!". Bez sensu.
Ach, byłbym zapomniała. Te zdradzieckie istoty zatroszczyły się, cholera jasna, żebym to ja złapała ten przeklęty bukiet! Humor popsuły mi ostatecznie, a już szczególnie Rav...posłałam mu więc spojrzenie, "które zabija", jednak skubaniec jakoś nie umarł.
Potem wychyliłam kilka szklanek jakiejś gorzałki i chyba zasnęłam, bo nie pamiętam już nic więcej.
To był jednak ciekawy wieczór. Oj tak.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ina dnia Wto 18:17, 27 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:39, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Niechże się tylko cholera pokaże....
Niech się pokaże, to mu mordę kikutem obiję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:36, 15 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Cały czas w tej komnacie, nie wiem już nawet która droga powinna być kolejną.. Pamiętam jednak spotkanie z ludźmi w wiosce i ich prośbę o pozbycie się potwora, który lekko mówiąc lubi świeże, chodzące na dwóch nogach mięsko.
Jak się potem okazało, maszkara była i jest jednym z eksperymentów tej przeklętej wiedźmy Keltarii, i nie panuje nad sobą kiedy jest głodna. Ta opowieść na tyle do nas trafiła, że postanowiliśmy potworzycy pomóc. Teraz zadaję sobie tylko pytanie: co z tego wyniknie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:25, 04 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Doszłam ostatnio do wniosku, że pomału zaczynam fiksować. Ja nie wiem skąd to wszystko się bierze, no toż to się w głowie nie mieści!
Yśka z dnia na dzień coraz bardziej przypomina mutanta, a w ekipie coraz częściej zdarzają się kłótnie i walki. Co ta wieża z nami zrobiła?
Po ostatniej 'przygodzie' towarzysze zostawili mnie w tyle. Nie wiem jak to się kurczę stało, no ale cóż... znając ich i tak daleko nie zaszli, więc spokojniutko, w końcu sama zaczęłam leźć za nimi. Dobrze było tak sobie w końcu pomyśleć, i nawet pomyślałabym sobie jeszcze dłużej, gdyby nie odgłosy walki dobiegające z lasu. Zaciekawiona poszłam sprawdzić co się dzieje, moim oczom ukazała się trójka ludzi walcząca z zgrają gnoli i jaszczuroludzi.
Nie miałam na początku zamiaru wtrącać się do walki, jednak zmieniłam zdanie, kiedy ujrzałam kolejnych dwóch pojawiających się znikąd gości, którzy wręcz rzucili się tamtym na pomoc. Jeden z nich tak fajnie huśtał się na lianach przez siebie wyczarowanych i rąbał tamtych po łbach, ale tamte skubańce w końcu domyśliły się jak gość tak może 'latać' i przecięły jego 'linę'.
Wtedy właśnie włączyłam się do walki.
Po zaledwie kilku zamachnięciach ziemia nagle się usunęła i runęliśmy, ja, tamtych dwóch i jeszcze jeden z tej początkowej ekipy w dół. Mili panowie zatroszczyli się, żebym twardo nie spadła i coś zrobili, bo opadałam bardzo powoli. Zatrzymaliśmy się na lianach, jakoś tak dwa metry nad dnem.
Komnata, która była pod nami była cała z marmuru. Nic ciekawego tam nie było, poza jakimiś krechami na ścianach. Tamci jednak, widocznie uczeni, przeczytali to i otworzyli wyjście.
Poczłapałam się za nimi.
To był jakiś labirynt chyba, bo zakrętów, rozdroży i skrzyżowań była cała masa. W końcu jednak znaleźliśmy coś innego. Ściana była jakby z cegieł, nie z marmuru, do tego tamci znaleźli znowu jakieś dziwne napisy. Nudziło mi się, więc się oparłam.. i coś kurde wtedy kliknęło, szurnęło i się przejście otworzyło.
I dzięki niebiosom, za tego Silvarana, bo gdyby nie on to bym jakąś dziwną strzałką oberwała.
Znaleźliśmy się w większej komnacie, trochę szkieletów tam było. Potem wróciliśmy się jednak i poszliśmy dalej, dochodząc do jeszcze większego pomieszczenia.
Niby było ono normalne, jednak po chwili usłyszeliśmy ryk i naszym oczom ukazał się wielgachny minotaur... panowie od razu sięgnęli po miecze, na co tamten też... wyciągnął dwa OLBRZYMIE topory, a z naszych broni chyba się nabijał. Spróbowałam po dobroci, okazało się nawet, że mówi on w naszym języku i że jest przyjaźnie nastawiony. Obiecał, że pomoże nam wyjść na powierzchnię.
Ruszyliśmy w dalszą drogę, po jakimś czasie zaatakowały nas jakieś zombiaki. A potem szkatułka ze złotem, którego ja nie odważyłam się tknąć, a którym zaopiekował się Sky i ściana z zagadką.
Jak nam się udało przejść, tego do końca nie wiem, pamiętam jednak, że potem Sky wyciągnął jakiś kamień i powiedział, że to nas gdzieś przeniesie.
Brrr!
Nienawidzę teleportacji!
No ale co... w szybki, ale brrrrrrrr, sposób znaleźliśmy się wśród naszych i kilku nowych.
I okazało się też, że drużyna wpakowała się w niezłe tarapaty... ale o tym następnym razem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:36, 15 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Głupie wiewiórki...
Cholerne wiewiórki!
PIEPRZONE WIEWIÓRKI!!!!!!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ina
uwaga bo bije
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:28, 06 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
NIENAWIDZĘ GO!
Cholera jasna, już byłam pewna, że zniknął raz na zawsze, że ta jakaś tam Timara czy jak jej tam go sprzątnęła i już! A ten się znikąd pojawił, na powitanie wrzucając mnie do karczmy przez ścianę! Ma wspaniały plan - zabić nas. Fajnie, niech idzie! Rozwalę mu tą krzywą mordę, w końcu sam się o to prosi!
Tymczasem on zniknął a przywował jakieś dwa demoniszcza. Dziesięciometrowe monstrum, które jednym kopniakiem posłało mnie do pobliskiego lasu i drugi, naszych rozmiarów, choć wcale nie mniej silny.
Jednak osioł, przegrał z Mitem w zagadki i dali nam trochę czasu. Ludzie spieprzyli, wojsko jakieś przysłali, myślą, że pokonają te stwory.
Trzeba ich zwabić pod wieżę. Jest na tyle wysoka, że możnaby coś z niej zwalić na łeb tego wielkiego.
Rano wyrąbię kawałek ściany. Tak. A teraz idę spać, bo w głowie chyba słyszę odgłosy tych pieprzonych wiewiórek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|