Ari
Bezmózgi troll
Dołączył: 13 Lut 2011
Posty: 517
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z kosmosu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 2:29, 22 Wrz 2013 Temat postu: Pamiętnik Arienne |
|
|
Co mnie do jasnej cholery podkusiło, by jechać z tą karawaną?! Gdyby tego nie zrobiła, zamiast siedzieć w szczerym polu i marznąć ogrywałabym pewnie w karty jakichś gości w karczmie... No i nie atakowaliby mnie żadni żołnierze Imperatora! No ale, zaczynając od początku...
Dołączyłam do tej karawany właściwie przez tego rudzielca. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu rudy kolor kojarzy mi się z dobrą zabawą, więc gdy zobaczyłam znajomo wyglądającą, rudą postać, od razu pomyślałam, że jadę z nimi. Potem moim oczom ukazał się... smerf! Prawdziwy smerf, rozumiecie?! Taki niebieski i w białym kapeluszu! Chyba białym. Mogłam coś źle zauważyć. Potem była reszta męskiej części drużyny, co prawda nie rzucająca się aż tak w oczy, ale zdecydowanie warta tego by zawiesić na niej oko dłużej niż na smerfie! Inne powody pominę jako zbyt oczywiste.
I tak sobie jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy, integrowaliśmy się, jechaliśmy, jechaliśmy... A tu nagle fiuuuu! Strzały! Tyle strzał, że ledwo udało mi się ich uniknąć! Dobrze, że Saverion był obok i rzucił barierę!
Potem była cisza. I znowu fiuuu, szuuu, strzały, zamieszanie, czary-mary, krew, trupy, żołnierze! Właśnie tak - żołnierze Imperatora! Tego Imperatora! A z żołnierzami magowie, którzy nasłali na nas stado żywych trupów. Nienawidzę żywych trupów. Co prawda nie raz już takowe spotykałam, ale za każdym razem po takim spotkaniu powtarzam sobie: "Nigdy więcej." Teraz też to mówię. Nigdy więcej.
Udało nam się uciec znowu dzięki magii Sava, niestety drzewiec Echo został, co wyraźnie ją przybiło... Na dodatek Eileen i Hanta (nasza drużynowa maskotka!) mieli bardzo duży problem z odpuszczeniem sobie walki... Po dotarciu na skraj lasu opatrzyłam szybko rannych, po czym niezwłocznie ruszyliśmy do wioski, którą dostrzegliśmy kawałek dalej. Swoją drogą, Cornell uważa że żarcie w wojskowej stołówce jest gorsze niż żywe trupy... Musi mieć naprawdę straszne wspomnienia! To trochę wyjaśnia, dlaczego sam jest nieco... przerażający?
Gdy w końcu udało nam się dotrzeć przed bramę, okazało się, że przesympatyczny pan strażnik nie wierzy w nasze opowieści i nie chce nas wpuścić. Jak dobrze, że Cornell i Tou znają się na perswazji! Przekonali go, po czym weszliśmy do wioski, a oni udali się do sołtysa by z nim porozmawiać. Emma w tym czasie poszła po lekarkę, a ja zajęłam się zamówieniem żarcia i pokoi w karczmie... Jak się później okazało, na darmo. Gdy moja ulubiona lisołaczka przyszła w końcu z medyczką, ta coś tam pogadała i ostatecznie nikogo nie wyleczyła. Nie rozmawiałam z nią, bo nie miałam ochoty strzępić sobie języka konwersacją z osobą tak nieprzyjemną... Wstrzymałam się także od pytania kogokolwiek w wiosce o Reina - wątpię, aby ktoś go tu widział, a nawet jeśli tak, to chyba nie chciałabym o tym wiedzieć. I tak powoli tracę nadzieję, że w ogóle go odnajdę...
No ale, wracając do tematu, wielka pani medyk polazła na zaplecze, wrócił Cornell i Tourvi, no i powiedzieli, że mamy misję! Mieliśmy dostarczyć do króla list z prośbą o wsparcie dla wioski. Nie chciałam tu dłużej zostawać, więc dość szybko byłam gotowa do drogi. Ruszyliśmy więc dalej, jechaliśmy i jechaliśmy, jechaliśmy...
...aż w końcu położyliśmy się spać i wstaliśmy rano z przeziębieniem. Brrr.
Podsumowując: Tourvi jest bardzo sympatyczna, Eileen nie przepada za Cornellem, Cornell jest trochę straszny i ma nietypowe nawyki żywieniowe (przynajmniej ja takich jeszcze nie spotkałam), smerfom nie dokucza zimno, Echo boi się wampirów, Cet jest chyba dilerem, a Hanta chyba nie wyrósł jeszcze z "końskich zalotów". Do tego dziadek Sava jest piromanem i pisze książki, a Emma mnie denerwuje i kłócę się z nią ciągle, choć i tak ją uwielbiam.
Wnioski: Lubię ich. Chyba znalazłam nową drużynę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|