 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Asyrgal
Administracyjne Bóstwo
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 3042
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:55, 10 Lut 2014 Temat postu: Notatnik Tourvi |
|
|
Wpis pierwszy: Tęsknota i towarzysze - 5 Pierwszomrozia 391 roku
Ile to już czasu minęło odkąd opuściłam ASW? Zdaje się, że jedynie kilka miesięcy, a czuję jakby to były całe lata. Tęsknię za zajęciami i profesorami, nawet za tym pokręconym panem od Rzeźby (ciągle uważam, że mój posążek Asyrgala zasługiwał na wyższą ocenę niż 2!). Wracam czasem wspomnieniami do tych dni, kiedy razem z grupą siadaliśmy na dziedzińcu szkoły i po prostu graliśmy swoją muzykę – godzinami, nawet się do siebie nie odzywając, rozmawialiśmy poprzez instrumenty.
Życie w podróży nie jest łatwe. Zdarza się, że trzeba spędzić noc w lesie, albo jakimś polu, a zlecenia są raczej mało opłacalne. Ale się nie poddaję! Mam marzenie i je realizuję. Przyłączyłam się do kolejnej grupy poszukiwaczy przygód. Obym tym razem się co do nich nie pomyliła.
Jakiś już czas podróżuję z tymi dziwakami i nawet zdążyłam się do nich przyzwyczaić.
Jest Eileen, która zachowuje się zupełnie inaczej niż jej rówieśniczki, jakie do tej pory spotykałam. Przeciętne nastolatki zajmują się raczej plotkowaniem o chłopcach, ciuszkach lub romantycznych bohaterach zza mórz. Eileen, jest raczej małomówna, stara się być zawsze uśmiechnięta, ale czasami jak myśli że nikt nie patrzy, widać na jej ślicznej twarzy taki głęboki smutek. Poza tym świetnie walczy stosując przy tym czasem dość makabryczne metody.
Astrid – to taka miła dziewczyna. Wszystkim chce pomagać, chociaż mam dziwne wrażenie, że to ona często potrzebuje czyjejś pomocy. Nie żeby sobie nie radziła! Po prostu… czasem jak na nią patrzę, boję się, że za tym smutnym spojrzeniem kryje się coś poważnego, ale nie potrafię odczytać, co. Poza tym Astrid nie mówi. Nie wiem dlaczego a ona sama nie wykazuje chęci by o tym porozmawiać, dlatego nie naciskam. Szkoda, może pomogłoby to rozwiązać problem. Bo założę się, że Astrid ma przepiękny głos. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak grał na skrzypcach, a przecież uczyłam się w najlepszej akademii muzycznej! Szkoda, że sama nie przykładałam się do nauki skrzypiec. No dobra, nie jestem totalną smyczkową łamagą ale brakuje mi całych lat do jej poziomu. Coś musi być w tej całej cygańskiej krwii.
Następny jest Luca. Zabawny chłopak. Wszyscy mu dogryzają, że wygląda jak dziewczyna doprowadzając go przy tym do szału. Zabawnie wtedy wygląda jak się złości. Z tego co mówił, pochodzi z jakiejś bardzo wysoko postawionej rodziny. I ma aż trzy siostry! Zazdroszczę mu… ja mam Bydle i Zombie ale zwierzaki nie są w stanie zastąpić prawdziwej rodziny. W każdym bądź razie, niedawno, przez przypadek dowiedziałam się o Luce czegoś zaskakującego … kto by pomyślał!
Podróżuje też z nami pewien krasnolud, Maliro. Jest magiem, nie ma brody i nie pije alkoholu. Wszyscy go o to gnębią i nazywają gnomem. Dla mnie wygląda jak najzwyklejszy krasnolud, tyle że nie ma brody, nie pije i jest magiem. Kto powiedział że każdy powierzchniowy krasnal musi się zajmować kowalstwem albo handlem? Chociaż…szczerze mówiąc, wolałabym żeby akurat Maliro zajmował się czymś innym niż magią. Z troski o moje życie…i mam ku temu wszelkie powody!
Skoro o Maliro mowa, to czas najwyższy napisać o Rawanie. Jest kapłanem bogini Tourvi i tak samo jak jego bóstwo jest dosyć niekonwencjonalny. Przyznam szczerze, po raz pierwszy widzę kapłana, który zamiast świętych szat, nosi pełno płytową zbroję i zamiast mówić o grzechach i zbawieniu, nawija o imprezach i żarciu. Cóż, jaka religia taki kapłan, chciałoby się rzec. Ale jest bardzo skuteczny w tym co robi i wygląda na dobrego człowieka… poza tym, że jest trochę irytujący swoim dowcipkowaniem na mój temat. Myśli że jak jest taki wielki i silny to może ze mnie kpić! Pfff! Napiszę o nim jakiś figlik i zobaczymy, kto się będzie śmiał!
Podobnym poczuciem humoru (zwłaszcza na mój temat) posługuje się Charlie. Jest drobny, rudy ale strasznie śmiercionośny! Bardzo dobrze walczy i ma zmysł jasnowidzenia! Do tego bardzo lubi Astrid! Ale tak lubi – lubi! Ciągle trzyma ją za rękę albo ją zasłania własnym ciałem jak są jakieś kłopoty. Może będą parą! Ależ to romantyczne! Napiszę o nich poemat! Zacznę już dziś wieczorem.
No i wreszcie pan Cetrail. Żywię do niego wielki respekt, bo jako jedyny jest dyplomowanym poszukiwaczem przygód. Ukończył ZASPę i jest bardzo utalentowany! No i ma latający dywan o imieniu Fiodor. Muszę go kiedyś zapytać jak go zdobył. Chociaż trochę się boję…Cetrail sprawia wrażenie takiego, co jest zawsze zły, jak się go niepokoi. Może jak kupię mu ciasteczka to będzie bardziej skory do rozmowy? Swoją drogą, nigdy nie widziałam żeby się uśmiechał. Zawsze chodzi skrzywiony jakby zjadł kilo cytryn.
Ostatnio dołączył do drużyny Kalyar. Wolfen…to taka śmieszna rasa co wygląda trochę jak taki wilkołak, tylko że permanentny. Jest taki wielki, fajny i kudłaty i nosi płaszcz! Czasami jak śpi mam ochotę podejść i go pogłaskać albo podrapać za uszami. Albo zapleść warkoczyki na futrze! Ale chyba mu by się to nie spodobało…wolę już wyrzec się tej drobnej przyjemności ale pozostać z nieodgryzioną ręką.
Czasami wpadamy na naszej drodze na kilka innych osób. Arienne, Sildriela albo Saveriona…ciężko mi jest cokolwiek o nich powiedzieć. Może kiedy indziej uda mi się spędzić z nimi trochę więcej czasu i lepiej poznać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Asyrgal dnia Pon 22:07, 10 Lut 2014, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Asyrgal
Administracyjne Bóstwo
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 3042
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:32, 10 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Wpis drugi: Pechowy dzień - 28. Pierwszomrozia 391 r.
To był bardzo dziwny dzień. Pewne komplikacje na trasie zmusiły nas do rozdzielenia się.
Z samego rana Eileen, Maliro, Kalyar, Charlie i ja wkroczyliśmy do położonej w środku lasu osady. Od razu naszło mnie złe przeczucie co do tego miejsca… i miałam rację. W samym jej centrum, spotkaliśmy grupę żołnierzy z pobliskiego miasta. Otaczali śpiącą postać, którą okazał się Rawan. Wyglądało na to, że nic mu nie było… poza faktem że był cały umazany krwią. I to chyba nie swoją. Dowódca odpowiadając na nasze pytania pokazał nam wnętrze jednej z chat. I natychmiast pożałowałam tego, że jadłam takie obfite śniadanie, bo dom wyglądał, jakby ktoś urządził w nim krwawą łaźnię. Nie będąc w stanie skupić myśli, wyszłam na zewnątrz by się uspokoić. Nie wierzyłam, że Rawan jest zdolny do zrobienia czegoś takiego, ale był głównym podejrzanym, więc trzeba było szybko dzialać.
Na szczęście, Charlie znalazł trop prowadzący do pobliskiej groty. A tam: jeszcze więcej trupów!
Dwaj wielcy-i-ważni dyplomaci z połamanymi karkami, ciało kobiety i skulona staruszka w kącie. Zajęłam się babcią najlepiej jak umiałam a ona wyjaśniła mi, co stało się w wiosce. Wygląda na to, że jakaś czarownica…a może demon, wykorzystała tych mężczyzn by dostać się do wioski i ukraść z niej jakiś bardzo ważny artefakt. Ponieważ miała go starsza kobieta, demon nie zdołał jej zabić. Ona… dała mi ten przedmiot…nie wiem co to jest. Jest niewidoczny dla moich oczu, ale obiecałam jej, że będę go chronić! Jak się potem okazało, to raczej on chronił mnie. W każdym razie, na podstawie słów babci, Rawan został oczyszczony z zarzutów, więc wziął swój boski widelec i zaczął odprawiać jakieś rytuały nad ciałem młodej kobiety. Chyba zadziałały, bo z nieba spadła patelnia zdzielając go centralnie między oczy. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu to zrobił, ale odczytałam te zajście jako błogosławieństwo i postanowiłam zatrzymać patelnię darowaną przez bóstwo. I wtedy Charlie dostał tej swojej wizji…albo przeczucia. Uparł się, że musimy dotrzeć do miasta. Niewiele z tego rozumiejąc, udaliśmy się za nim…a przynajmniej ja i Eileen, bo jako jedyni mieliśmy konie. Charlie jest czasem zabawny z tymi swoimi wizjami. To trochę tak, jakby tracił kontakt z rzeczywistością. Pojechaliśmy we trójkę przodem, podczas gdy Rawan, Maliro i Kalyar szli pieszo naszym tropem.
W mieście Charles zupełnie zapomniał o mojej obecności i chyba nie słyszał co do niego mówię, bo poszedł z Eileen gdzieś w tłum. Postanowiłam, że trochę pozwiedzam. Skończyło się na tym że zaczęłam koncertować w parku. Nagle w patelnię brzdęknęło złoto. KTOŚ WRZUCIŁ CAŁĄ ZŁOTĄ MONETĘ za mój koncert. Jakaś piękna, ubrana na czarno kobieta. Postanowiłam, że w podzięce zagram specjalnie dla niej najpiękniejszą balladę, którą do tej pory napisałam, a tu brzdęk! Drugie złoto. Myślałam że zemdleję…głupia, głupia ja! Dałam się zaślepić pieniędzmi, bo zupełnie straciłam czujność. Dama poprosiła mnie bym zagrała na jej balu charytatywnym w pobliskim sierocińcu.
Teraz wiem już na pewno – obecność złota w kieszeni zmniejsza mózg. Zgodziłam się.
No i oczywiście, to był podstęp! Demonica zagroziła, że pozabija bawiące się na podwórku dzieci jeżeli nie oddam jej artefaktu od babci. Ale przecież obiecałam, że go ochronię! Do teraz mi wstyd, że dałam się tak zwieść! Musiałam szybko coś wymyślić a miałam pod ręką tylko … patelnię? Musiała wystarczyć! I wystarczyła. Trzeba zapamiętać: patelnia + element zaskoczenia dają doskonałą broń na demoniszcza…przynajmniej na chwilę, bo już sekundę później uciekałam na pełnym gazie przed wściekłym uosobieniem zła, i gdyby w tym momencie nie zjawili się moi towarzysze… chyba nie byłabym w stanie zapisywać już tych notatek.
Wreszcie byliśmy wszyscy razem. Znalazł się Cet i Ast (Charlie na pewno się ucieszył, bo przez resztę dnia nie odstępowali się na krok i jak myśleli że nie patrzymy to się tulili…no…powiedzmy). I było wzium – wzium na latającym Fiodorze! Ale i tak Maliro przebił nas stukrotnie…bo leciał na swojej wiwernie, która rozmiarem przypominała już smoka! Nie bujał z tym swoim Chowańcem.
Nie wiem po co, ale polecieliśmy znowu do tamtej groty…okazało się że bez sensu, bo ciała tamtej kobiety już tam nie było. Więc wróciliśmy do miasta, ale do tego czasu zdążyło się ściemnić… Chyba wtedy zaczęła schodzić ze mnie adrenalina bo wspomnienia z tamtych chwil są jakieś mgliste… Pamiętam tylko, że stałam na brzegu jeziora i podziwiałam gwiazdy odbijające się w jego gładkiej tafli a tu nagle CHLUST! Coś mnie topi! Straciłam przytomność… i obudziłam się w jakiejś luksusowej komnacie w atłasach i satynach! Dookoła było pełno służących, które kazały mi ubrać się w jakąś śmieszną suknię i iść na bal. Kolejny dowód na to, że mój mózg nie wrócił do poprzednich rozmiarów. Zgodziłam się.
Co za szczęście, że nie jestem za specjalnie atrakcyjna, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi. Pokręciłam się trochę, wypiłam kieliszek wina, posłuchałam muzyki i postanowiłam się stąd zmyć. Tylko… wydawało mi się, że widziałam… Nie! To niemożliwe!
Znalazłam swoje ciuchy w pralni. Z komnaty zgarnęłam mój sprzęt i niezbyt elegancko wyczołgałam się małym okienkiem przy ziemi. Los chciał, że w pobliżu znajdowali się pozostali. I dobrze! Miałam serdecznie dość tego miejsca.
Właśnie zbieraliśmy się do odejścia, gdy nagle naprzeciw wybiegł nam jakiś chłopak twierdząc, że ma do mnie przesyłkę. Patrzę na pieczęć – urząd miasta Rivan, kraj Rivan, Półwysep Kaladar, Zathria … słabo mi się zrobiło. Pismo z urzędu?! Było jeszcze gorzej. Dostałam dom w spadku…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Asyrgal dnia Pon 22:08, 10 Lut 2014, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Asyrgal
Administracyjne Bóstwo
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 3042
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:05, 16 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Wpis trzeci: O trzech takich, co ukradli klejnot. - 10 Zazimy 391 r.
Człowiek, elf i dhampir chodzą po barach…. Brzmi jak początek kiepskiego żartu! Ale po kolei:
Cetrail, Charlie, Maliro, Eileen, Kalyar, Rawan i ja wyruszyliśmy w podróż do Rivanu. Uwielbiam morskie żeglugi, ale ta okazała się prawdziwym piekłem! Na Kowadło! To cud, że nie zginęliśmy w tych sztormach, chociaż mam dziwne wrażenie, że jesteśmy żywi tylko dzięki mocy tej dziwnej rzeczy którą mam w torbie. Niestety nasz cel podróży jest na chwilę obecną nieosiągalny. Musieliśmy awaryjnie zawinąć do Mediny. Statek, który ma nas stąd zabrać przypłynie dopiero za cztery dni, więc chwilowo jesteśmy uziemieni w tym pustynnym państwie. A konkretnie w Agradabie. Nawet się cieszę, bo słyszałam o tym miejscu wiele historii. O olbrzymich łaźniach, bajkowych pałacach, dzielnicy haremów, wyścigach wielbłądzich no i o targach niewolników o samych łowcach już nie wspominając.
Poszliśmy do karczmy. Niestety nie mogłam spróbować tutejszej kuchni, bo mój żołądek jeszcze zbyt dobrze pamiętał wcześniejszą podróż, dlatego zmusiłam się do wypicia mocnej, gorzkiej herbaty.
Siedzimy tu, czekamy na pozostałych towarzyszy, którzy zamarudzili w porcie lub w łaźni, a tu nagle do karczmy wpada białowłosa dhampirzyca! Miała na imię Maeveen i była znajomą Charliego i Cetraila. Poprosiła nas o pomoc w znalezieniu klejnotu, który zwie się Oko Agniego – podobno wczoraj w trakcie nabożeństwa został skradziony ze świątyni a następne zgubiony przez złodzieji (!). Nie było to dla nas do końca logiczne, a na wszelkie pytania Maeveen odpowiadała dość powściągliwie. Towarzyszyła jej też czerwonowłosa, piękna kobieta – Nanae, która niosła ze sobą dziwny, ruszający się pakunek (podobno smoczątko!). Nawiązała się chaotyczna rozmowa, z której wywnioskowałam, że ich trzech znajomych – człowiek, elf i dhampir, ukradli klejnot przebierając się za anioła, następnie postanowili się napić i w trakcie ich pijackich wybryków, które mogły mieć miejsce nawet w całym mieście, zgubili skradziony artefakt. Po drodze zdążyli też zwinąć skądś smoczątko – cóż…jak działać, to działać z rozmachem. Pewnie chcieli wypróbować na nim to cacko, bo Oko umożliwia komunikowanie się ze smokami i chroni przed smoczym ogniem. W każdym razie nasze zadanie polegało na odnalezieniu artefaktu i ewentualnie znalezienie smoków w okolicy by oddać im gada na czas…czyli zanim któryś z nich nie postanowi w zemście puścić miasta z dymem. Chwilę wcześniej Maliro dowiedział się od miejscowych, że w jaskini pod górami są podobno smoki. Podzieliliśmy się więc na trzy drużyny: Rawan i Kalyar poszli sprawdzić świątynię, Charlie i Cetrail ruszyli do karczm z kobietami (mam dziwne wrażenie że poszukiwania klejnotu spadły tu na drugi plan) a ja, Maliro i Eileen postanowiliśmy sprawdzić te smoki.
Znowu załapałam się na przejażdżkę wiwerną Malira! Na miejscu, pod grotą spotkaliśmy grupę dziewcząt, podobno przysłanych w ofierze dla smoków. Jak na ofiary zachowywały się bardzo radośnie... Weszliśmy do groty. Ciemno. Strasznie. Patrzymy – są! Dwa, wielkie … porośnięte niebieskim futrem smoki!? Nie wiem co było bardziej dziwne…ich wygląd, czy fakt że otaczały je dziewczęta które albo czesały im kłaki, albo karmiły owockami…
Zasugerowałam Maliro, żeby spróbował z nimi porozmawiać w smoczym dialekcie. Dziwne. Zawsze myślałam, że smocza mowa składa się z warknięć, chrząknięć lub ryków…a on zaczął krakać. Cóż, najwyraźniej przykuł uwagę smoków, bo spojrzały się na niego, na siebie, a potem zaczęły energicznie potakiwać na jego słowa. Cała „rozmowa” trwała dobre dwie minuty, po czym, smoki nagle zignorowały Malira i zwróciły się do nas słowami: „Ej…on ma tak od zawsze, czy to był wypadek?”
Smoki okazały się bardzo sympatyczne. I nawet rozumiały ludzką mowę. Wygłupiały się, częstowały wodą. Niestety, nie miały nic wspólnego ze skradzionym smoczątkiem ani tym bardziej z klejnotem. Zatrzymały się tu by odpocząć w podróży. Pożegnaliśmy się ładnie i już mieliśmy wychodzić, gdy nagle, jeden rzucił na do widzenia: „Pozdrówcie Ceta!”… Cetrail jest niesamowity! Wszyscy go znają! A nawet nie jest minstrelem. Muszę się bardziej postarać by też być taką sławą!
Siedliśmy znowu na wiwernie i ruszyliśmy w drogę powrotną do miasta. Ale po kilku minutach lotu zauważyliśmy Ceta i Charliego w wąwozie, który okazał się jakąś nekropolią. Wylądowaliśmy przy nich i…w sumie siedzimy tutaj i staramy się znaleźć jakieś wskazówki. Podobno trójka bohaterów wczorajszej nocy tu była – wdrapała się na wieżę stojącą w wąwozie i zdążyła tam nieźle naśmiecić. Chwila… skoro mieli butelki to musieli je gdzieś kupić! Może powinniśmy udać się teraz do sklepów z alkoholem i tam poszukać śladów?
Swoją drogą…ciekawe, czy Kal i Rawan coś znaleźli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Asyrgal dnia Nie 17:06, 16 Lut 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Asyrgal
Administracyjne Bóstwo
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 3042
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:27, 24 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Wpis czwarty: Trupy...trupy...wszędzie trupy! - 11 (?) Zazimy 391 r.
Drogi pamiętniczku…
Jestem w piekle!
Po tym, jak spotkaliśmy Charliego i Cetraila na tamtym cmentarzysku, postanowiłam pospacerować sobie po okolicy, podczas gdy pozostali towarzysze zastanawiali się, co dalej. Pamiętam, że jedno epitafium przykuło moją uwagę, więc postanowiłam je zapisać. Usiadłam na trawie, wyciągnęłam notatnik i nagle poczułam, jak bardzo byłam zmęczona i głodna po tym zwariowanym dniu pełnym statków i smoków. Chyba zasnęłam.
A obudziłam się tu. Kilka metrów pod ziemią, na kupie ziemi, która widocznie musiała się pode mną osunąć do jakiegoś tunelu! Żeby to był jeszcze zwykły tunel… to są katakumby! Wszędzie jest pełno trumien, szkieletów, czaszek, sarkofagów, mumii, urn i wolę nie wiedzieć czego jeszcze! Wołałam, krzyczałam, ale widocznie moi, tak zwani „towarzysze” uznali, że sobie od nich poszłam i nawet nie zadali sobie trudu by mnie poszukać. W ogóle to PO CHOLERĘ JA PISZĘ PAMIĘTNICZEK W KATAKUMBACH?!?
….
Jeszcze zobaczą! Napiszę o nich takie wstydliwe piosenki, że nawet ich prawnuki będą musiały chodzić z papierowymi torebkami na głowach! A Kalyarowi zaplotę warkoczyki we śnie! Takie ze wstążeczkami. Co prawda, jego na cmentarzu wtedy nie było…ale i tak to zrobię!
Muszę się stąd wydostać! Idę dalej tunelem…
Jeśli ktoś znajdzie ten dziennik w tych cholernych katakumbach, to niech wie, że umarłam… chociaż zdaje mi się, że zimny trup leżący obok niego będzie dostatecznym na to dowodem…
Dam radę! Znajdę wyjście! Jestem dzielnym bardem, z boską patelnią, magicznym artefaktem i wielką ambicją!
.
.
.
Niech mnie ktoś uratuuuuujeeeeeeeeeeeee!!!! T_______________________T
Wpis piąty: Pieczony szczur wcale nie smakuje jak kurczak! - 12 (?) Zazimy 391 r.
Drogi pamiętniczku,
mój koszmar trwa. Musiałam zjeść szczura...co więcej musiałam go sama złapać. Myślę, że zbliżam się do jakiegoś wyjścia, inaczej co by tutaj robił ten gryzoń? Co za szczęście, że nie jestem wegetarianką.
...
To nie jest zwyczajna nekropolia, inaczej już dawno znalazłabym wyjście. Idę prosto, w określonym kierunku, staram się nie kluczyć, wszelkie zakręty zaznaczam znakami na ścianie a mimo to, wciąż nie widać wyjścia. Jestem tu już około doby, po pajęczynach z kurzu i nieruszonym piasku na podłodze widzę, że od kilkudziesięciu...może nawet kilkuset lat nikt żywy tędy nie chodził...
...
Szlag! Idę w złym kierunku. Dopiero teraz wpadłam na pomysł by przyglądać się płytom nagrobnym! Są coraz starsze! Zawracać?
...
Idę dalej. Nie wiem czemu, ale powietrze staje się coraz lżejsze i...pachnie truskawkami?
Wpis szósty: Duchowy przewodnik - 13 (?) Zazimy 391 r.
Spotkałam ducha szczura, którego wczoraj zjadłam! Zaczął mi wyrzucać, że całe swoje szczurze życie był porządnym gryzoniem! Nigdy nikomu się nie narażał. Przez moją żarłoczność osierocił swoje szczurze dzieci i pozostawił szczurzą żonę samą z utrzymaniem całego gniazda. Teraz, za karę będzie mnie nawiedzał do końca życia. Jest mi wstyd. Może faktycznie lepiej zostać wegetarianką? Mam jeszcze wodę i trochę jabłek w torbie… naprawdę czuję truskawki.
…
Mimo, że jest duchem, cieszę się, że Wiktor jest ze mną. Opowiedział mi sporo o tym miejscu i chyba przestał się już dąsać o to, że go zjadłam. Powiedział, że gdzieś w okolicach płynie truskawkowa rzeka! To by wyjaśniało ten zapach.
…
Doszliśmy do jakiejś groty. Nie ma tu już sarkofagów. Właściwie to nie jest grota. To jakieś olbrzymie przestrzenie znajdujące się w podziemiach. Jest widno, bo wszystko oświetlają świecące kryształy wyrastające z podłoża lub ścian. Widzę też mnóstwo grzybów. I jest rzeka! Co prawda nie truskawkowa – wiedziałam, że Wiktor bujał! Dziś na obiad ugotuję grzybową! Co za fart, że mam tę patelnię.
…
Wszystko tutaj jest inne niż na powierzchni. Zamiast nieba, jest kamienne sklepienie, zamiast drzew, z podłoża wyrastają stalagmity albo gigantyczne kolorowe grzyby lub porosty.
Podziemne rzeki, skalne góry i pagórki. Spokój i cisza. Wiktor mówi, że na jednym pagórku mieszka straszny potwór, który kiedyś chciał go pożreć. Martwi mnie to sąsiedztwo. Idę spać.
Wpis siódmy: Potwór, przepaść, tunel! - 14 (?) Zazimy 391 r.
Jedyna droga prowadzi w górę. Szczur mnie przestrzegał przed potworem, ale gdy się zbudziłam, zjawy nigdzie nie było. Ruszam. Przecież mnie znajdzie – w końcu obiecywał, że będzie nawiedzał mnie do końca życia…nawet jeśli jest on niedaleki.
……….
Gdy miałam zacząć wspinać się na górę, nagle przede mną pojawił się potwór! Wielki jak stodoła, o futrze nakrapianym niczym pantera, z grzywą jak u lwa i paszczą jak u wilka. Zmusił mnie, bym uciekła na skałę, spychał mnie wrednie prosto w urwisko. I gdy moje nogi już osuwały się w przepaść, wrócił Wiktor! Kazał mi skakać (umrzeć rozpłaszczona albo rozszarpana - pięknie.). Wtedy duch zawołał, że mnie stąd wyprowadzi, ale muszę mu zaufać, bo nasza podróż nie będzie łatwa. Skoczyłam. Spadłam na jakąś gąbczastą roślinę ale bestia na szczęście nie poszła w me ślady. Wiktor powiedział, że będzie moim przewodnikiem (to już nie chce mnie nawiedzać?) – najpierw wprowadzi mnie do miejsca pełnego nieszczęść i bólu, potem do miejsca oczekiwania, a potem… - tu urwał i ruszył nie chcąc więcej nic zdradzać… Naprawdę nie rozumiem tych szczurzych duchów.
……
Wędrujemy już wiele godzin, i ciągle nie spotkaliśmy nikogo ani niczego. Zaczynam się zastanawiać, czy Wiktor był normalnym szczurem. Zjadłam resztki wczorajszego obiadu… Może jutro coś się wydarzy.
Wpis ósmy: Potwór, przepaść, tunel! - 15 (?) Zazimy 391 r.
Olbrzymie wrota! Boję się przez nie przejść. Po obu ich stronach, ze ścian wyrastają kamienne posągi końskich szkieletów, dzierżących w kopytach kosy zagradzające nam wejście...(No, nie do końca końskich, bo na czołach mają rogi... ale gdybym od razu napisała, że są to szkielety jednorożców tragizm poprzedniego zdania poszedłby w diabły).
Wiktor podleciał do jednego z nich i zaczął mu coś piszczeć w miejscu, gdzie normalny koń eh, jednorożec, miałby ucho. Wygląda na to, że te posągi nie są do końca normalne, bo usunęły się i teraz drzwi stoją otworem. Dobra nasza?
...
To miejsce coraz bardziej mnie zadziwia. Spotkaliśmy osobę z posturą krasnoluda, aczkolwiek kolor jego skóry i dwa czułki na głowie mogłyby sugerować, że może być spokrewniony ze ślimakami. No i ten wielki irokez na głowie! Niestety nie był dość rozmowny, bo był zajęty piciem (może jakiś znajomy Rawana?). Powiedział, że nie może opuścić tego miejsca, dopóki się porządnie nie upije, bo tylko po pijaku jest w stanie trafić do innego świata... Nic z tego nie zrozumiałam.
...
Właśnie przez drogę przebiegł mi gnom (to chyba nie przynosi pecha, prawda?). Gnoma jeszcze byłam w stanie przeżyć, ale za nim biegł wielki niedźwiedź, niosący w pysku jeszcze większy miecz... Chyba tracę zmysły. Słabo mi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Asyrgal dnia Pią 18:05, 28 Lut 2014, w całości zmieniany 15 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|