 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 14:49, 05 Wrz 2010 Temat postu: Listy Mae |
|
|
/alfabetem wanyanorskim/
Drodzy Rodzice!
Liczę, że mój list zastaje Was w dobrym zdrowiu, a także mam nadzieję, że Ciocia Tou przekazała Wam poprzedni list.
Nadal tęsknie za domem, Wami i Cielem, ale chyba powoli przyzwyczajam się do tutejszego świata. Chociaż wątpię, czy go kiedyś bardziej polubię. A teraz już, zgodnie z daną Wam obietnicą, wracam do opisu tego, co mnie spotkało.
Przybyliśmy do miasta Nastuzn (na tutejszym dialekcie można sobie język połamać..), gdzie zaprowadzono nas od razu do jakiegoś czarownika. Okazało się, że miał dla nas wiadomość od innego maga, znajomego części drużyny, który szukał sposobu żeby odczarować naszą potworzycę - Yrsę. Sposobu nie znalazł, ale widocznie chciał porozmawiać. Udaliśmy się później na rynek, gdzie kupiłam na targu kolczyki... Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, że przekułam sobie uszy? Potem poszliśmy spać.
Następnego dnia straż miejska poinformowała nas, że ów czarownik został zamordowany, a my jesteśmy ostatnimi, o których wiadomo że go odwiedzali. O dziwo, nie oskarżali nas wprost... Żeby oczyścić się z niewypowiedzianych zarzutów, zajęliśmy się tą sprawą.
Udaliśmy się z powrotem do wieże czarownika, gdzie nadal leżały jego zwłoki... Miał paskudną ranę na gardle, ale krew z niej nie wyciekała.. Nie byłam w stanie się temu z bliska przyjrzeć. Okropny widok. W każdym razie, powiedzieli że ostrze musiało być pokryte jakąś paraliżującą mazią. Poza tym w komnacie wyczuwali demoniczną woń. (Nie wiedziałam, że demony pozostawiają za sobą szczególną woń. Bardzo ciekawe, że niektórzy potrafią to wyczuwać. Czy gdybym zdecydowała się zostać łowcą, też mogłabym się nauczyć tropić tak swoje ofiary?)
Zanim jednak podjęliśmy jakieś konkretne działania, przed nami pojawili się Sky, Intano, jakiś mężczyzna i minotaur. Teleportowali się z jakiś podziemi. Co się dalej działo tego wieczoru już wiecie... Mam nadzieję, że Tata nie jest już na mnie zły?
Następny dzień zaczęliśmy od śniadania, przy którym zastanawialiśmy się, co dalej. Wyjaśniłam przy okazji Sky'owi o co chodzi, bo zaoferował nam pomoc. W tym czasie Intano gdzieś wyszła, a chwilę po niej bez słowa zostawił nas Deril. ( I tutaj muszę się z Tobą, Tato, trochę nie zgodzić - wampiry przynajmniej zachowują się uprzejmie, co jest niewątpliwie elegantsze niż zachowanie istot w Astyrii. Przynajmniej niektórych. ) Ponieważ zostaliśmy we dwoje, postanowiliśmy sami zająć się tą sprawą. Udaliśmy się do wieży, raz jeszcze ją sprawdzić, po czym do świątyni, z której kapłani utrzymywali bliskie relacje z naszym czarownikiem.
Najistotniejszą uzyskaną przez nas informacją, było zaginięcie pewnej mapy, prowadzącej do legendarnego miasta, przyniesionej tu przez jakiś podróżników. Chcieliśmy ruszyć, by ich odszukać i się czegoś więcej dowiedzieć, ale zaraz po wyjściu ze świątyni spotkaliśmy liczną grupę naszych "towarzyszy". Pokrótce wyjaśniliśmy o co chodzi i ruszyliśmy do bram miejskich... Jednak po drodze zatrzymała nas straż, informując, że nasz kompan natrafił na jakiś ślad. Jak się okazało, w kanałach.
Niepewna o kogo chodzi, ostrożnie podeszłam do włazu... Ale Wujek Master bez ceregieli mnie tam wepchnął. Nie rozumiem, czy to jego zwyczajowe zachowanie, czy mnie tak nie polubił? Na moje szczęście, złapał mnie Kalyar. Reszta zeszła na dół w mniej gwałtowny sposób.
Z tego co zrozumiałam, owe kanały sprawdzała wcześniej Intano. Poprowadziła nas do ściany, przy której urywał się trop. Sky odczytał zapisane tam runy i za pomocą krwi udało nam się otworzyć przejście. Po zejściu w dół znaleźliśmy się w wielkiej grocie, gdzie przy potężnych drzwiach stał... nasz zamordowany czarownik. Wygląda na to, że upozorował własną śmierć, żeby móc się bez konsekwencji dostać do owego tajemniczego miasta... No i sprawa rozwiązana.
Czarownik oddał nam mapę, ale powiedział że mamy nie mówić prawdy, tylko że zabił go demon a my dopadliśmy demona... Jakieś brednie. Chyba już rozumiem, czemu Mama nie lubi magów i im pokrewnych.
Kalyar i Intano weszli w ścianę i zniknęli bez pożegnania. Resztę to nieco poruszyło, ja uznałam, że skoro nie chcieli towarzystwa, to nie ma co się im narzucać. Ruszyliśmy na powierzchnię inną drogą... I dopadły nas dwa kamienne "sfinksy". Okazało się, że podania o ich mądrości i o tym, ze zadają zagadki to tylko bajki. Rzuciły się za nami bez słowa. Ravenus, mag, użył jakiegoś artefaktu i zniknął, zostawiając nas. Uciekaliśmy ile sił, aż dotarliśmy do sali, w której jedyne wyjście było zabarykadowane... I nie mieliśmy czasu by się pozbyć tej barykady, bo koty były tuż za nami.
Wywiązała się walka, której za dobrze nie pamiętam... Przypomina mi się tylko, jak z Wujkiem Masterem mieliśmy świetny pomysł - ja przeganiałam kota wzdłuż ściany z wyjściem, a Master miał go uderzyć tak, żeby zmienił tor i swoim ciężarem otworzył drzwi.. Niestety, nic z tego nie wyszło. Byliśmy już wszyscy ledwo żywi, gdy zjawili się Intano i Kalyar. Chyba nam pomogli, skoro jakoś z tego wyszliśmy... Nie pamiętam zbytnio tych ostatnich chwil.
To chyba wiązało się z utratą krwi i zmęczeniem, ale poczułam się nagle strasznie głodna... Nie tak normalnie głodna, tylko... Kusiła mnie woń krwi, unosząca się w powietrzu... Powinnam się chyba spodziewać, że to kiedyś nastąpi, prawda? W końcu wiem, czym jesteśmy... Ale byłam strasznie przestraszona. Widząc otwarte wrota, uciekłam stamtąd jak najdalej od wszystkich tych soczystych istot...
Udało mi się nieco nad sobą zapanować, gdy znalazł mnie Sky. Starałam się go przekonać, żeby się nie zbliżał, ale i tak rzucił jakieś kapłańskie czary na moją uszkodzoną rękę. Chyba mnie przy tym oskarżał, że zostawiłam ich tam, nie próbując pomóc. Pewnie by było mi wstyd, ale za bardzo musiałam się skupiać na NIE myśleniu o przegryzieniu mu gardła... Mamo, Tato, jak wy jesteście w stanie zawsze tak panować nad sobą? Mam nadzieję, że z czasem też się tego nauczę...
W końcu, z nieco podreperowaną ręką, poszłam spać...
Ostatnio zmieniony przez Daewen dnia Nie 21:48, 07 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 15:45, 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
...nie dane mi jednak było za długo odpoczywać. Obudzili mnie, bo zjawił się jakiś kapłan. Deril i Ravenus najwyraźniej mnie nie lubią, całkowicie mnie ignorowali. W końcu zauważył mnie ten kapłan - Silvaran - i wyjaśnił, że bogowie zesłali go nam (bla, bla), by wskazać nam, gdzie możemy znaleźć coś, co uzdrowi naszą potworzycę. Poderwałam się, gotowa do drogi. Yrsa wydała mi się sympatyczna i bardzo się przejmuje żartami na swój temat, więc trzeba ją ratować! Przy okazji, ręka już mnie prawie w ogóle nie bolała! Tylko pięść lekko mnie szczypała, musiałam przez sen w coś uderzyć.
Ruszyliśmy, a kompani postanowili dalej mnie ignorować. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się, by rozbić obóz. Już lubię tego kapłana - nie dość, że dał mi coś do zjedzenia (a od tamtego śniadania nie miałam nic w ustach!), to jeszcze ze mną porozmawiał. Pytałam go o przyczynę wybrania tej profesji... Nie rozumiem jak można się oddawać na służbę jakimś Istotom Wyższym i bardzo mnie interesuje ten temat. Jego opowieść nie rozjaśniła mi zbytnio tej kwestii, ale i tak była dość interesująca.
Przerwał nam Deril, każąc zgasić ogień, bo w pobliżu jest demon. Przyczaiłam się za drzewem i... usłyszałam znajomy śpiew. Głupi Sky. Szybko pociągnęłam go do nas, żeby demon go nie zjadł... Ale w tym momencie Deril coś zaczął mówić, że demon jest spętany, ma nas śledzić i żebyśmy ruszali. Nie uznał za stosowne coś więcej wyjaśniać. Ruszyliśmy więc dalej, a demon lazł za nami...
W końcu postanowiliśmy spróbować z nim porozmawiać. Sky i ja odwróciliśmy się, starając się nawiązać kontakt. Musieliśmy wyglądać jak idioci... ale demon się wycofał. Widocznie go zaskoczyliśmy takim podejściem, haha. Ruszyliśmy dalej.
Szliśmy aż do południa... Już wiem, czemu radziliście mi, żebym unikała Waszych starych znajomych - to cyborgi! Wszystkie dni, które spędzałam z Wami na treningach okazały się niewiele warte... Nie chciałam za bardzo okazywać słabości, dlatego nie położyłam się na drodze, mając ich wszystkich gdzieś... No i Sky znów by się ze mnie wtedy nabijał. Obiecałam sobie, że nie dam mu się więcej sprowokować. Nie wiem jakim cudem dopełzłam do karczmy we wsi... Nigdy jeszcze jedzenie nie sprawiło mi takiej radości... To było po prostu.. Cudowne. Nie wiem, czy reszta nie była tak głodna, czy tak udatnie to maskowała, ale... No, nieważne.
Od karczmarza dowiedzieliśmy się o demonach, które od jakiegoś czasu atakują wsie w pobliżu bagien. Ważna informacja, ale ważniejsze było... łóżko. Nigdy nie myślałam, że ciepły posiłek i miękkie posłanie mogą sprawić taką przyjemność! Tylko kąpieli brakowało do pełnego szczęścia. Jednak nie udało mi się odpłynąć na zbyt długo - do drzwi mojego pokoju zapukał Ravenus, mówiąc że znów wyczuwa tą demoniczną aurę w okolicy.
Nie chciałam wstawać. Bardzo nie chciałam. Moje ciało jeszcze bardziej nie chciało się ruszać... Ale przez głowę przesunęły mi się wykłady ze strategii walki w grupie, gdzie wyraźnie mówili, że magów należy asekurować, gdyż czarując są bardzo narażeni na bezpośrednie ataki i niemal bezbronni, gdy wyczerpią im się energia. Podniosłam się więc. Jeszcze nie wiem, czym chcę się w przyszłości zająć, jednak zapewne będzie to związane z walką... Muszę więc już teraz uczyć się odpowiednich zachowań. Jakoś zwalczyłam w sobie senność.
Na dole spotkaliśmy Derila i Intano, razem więc udaliśmy się w stronę, z której coś wyczuwali. Okazało się, że do wyboru mamy trzy domki. Każde więc ruszyło do jednego, tylko Intano została na drodze, jako wsparcie. Właściwie trafił Ravenus. Kiedy też tam ruszyliśmy, opatrywał jakiegoś przerażonego człowieka, który mamrotał coś o demonach. Nie chciał nam jednak podać dokładnych informacji, co nas czeka na bagnach.
Deril poprosił, żebyśmy z Ravenusem wyszli na zewnątrz.. Nie wiem, co zrobili temu nieszczęsnemu człowiekowi, aby uzyskać informację... Nie krzyczał, więc liczę na to, że nie krzywdzili go bardziej. Zaniepokoiła mnie jednak rozmowa z magiem. Rozumiem, że to dla niego ważne, ale ta determinacja, by zdobyć ową wiedzę.. Nie chcę naiwnie łudzić się, że sama bym nie była w stanie skrzywdzić niewinną osobę w potrzebie... Mam jednak nadzieję, że nie będę nigdy musiała..
Mieliśmy już wracać do karczmy, gdy na polach powstało jakieś zamieszanie... Z początku chciałam to zignorować i wrócić do odpoczynku. Okazało się jednak, że to atak demonów.. Było czterech przeciwników. Przypływ adrenaliny na ich widok sprawił, że nogi zaczęły szybciej się ruszać, miecz sam znalazł się w ręce.. Mamo, Tato, żebyście to widzieli! Odepchnęłam broń potwora, kopiąc go, odskoczyłam i szybką fintą przebiłam mu gardło! Pokonałam tą bestię jedną sekwencją, dokładnie tak jak mnie uczyliście! Jestem z siebie strasznie dumna. Żałuję tylko, że ten głupi kapłan tego nie widział. Zaraz by się oduczył mi dokuczać!
Reszta też uporała się ze swoimi przeciwnikami. Najłatwiej to poszło Intano. Chciałabym ją bliżej poznać, ale... Boję się jej. To kobieta z WIELKIM MIECZEM. Naprawdę ogromnym! Musi być strasznie silna. Jestem bardzo ciekawa, jak jej się udało coś takiego osiągnąć... Może uda mi się przełamać i kiedyś ją o to zagadnąć. Naprawdę niesamowite. Może jest w tym jakiś trick, którego by mnie nauczyła?
Mag też mnie trochę zaskoczył. Najpierw telekinezą wyrwał łuk demonowi, gdy były jeszcze daleko. Potem chyba rzucił na niego zaklęcie, ale gdy nie unieszkodliwiło zupełnie przeciwnika... potraktował go mieczem! Przekażcie ode mnie Mistrzowi, co w takiej sytuacji myślę o jego strategii chronienia czarujących.
Reszta zajęła się przyglądaniem pobitym stworom, a ja poszłam po tutejszego "znachora", czy jak by go nazwać. Też nie był zbyt miły, ale uznałam, że lepiej jak ktoś z miejscowych zobaczy, z czym mogą mieć do czynienia w przyszłości.
Potem skierowałam się do karczmy, żeby paść na łóżko i już nie wstać. Mam nadzieję, że sugestia Derila abyśmy od razu ruszali dalej, była tylko kiepskim żartem. Nie mam zamiaru wstawać co najmniej do rana.
Wykorzystuję teraz resztki sił by napisać do Was. Mam nadzieję, że uda mi się szybko przekazać komuś ten list, by go Wam dostarczył.
Pozdrawiam Was serdecznie i ściskam gorąco!
P.S. Uściskajcie ode mnie Ciela. Dorzucam do listu wisiorek kupiony na targu w Nastzun, ponoć wykonany z rogu minotaura. Mam nadzieję, że mu się spodoba!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 13:56, 24 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
/alfabetem wanyanorskim/
Drodzy Rodzice!
Kontynuowaliśmy naszą misję w celu znalezienia lekarstwa dla Yrsy. Jej potworowatość coraz bardziej postępuje i wszyscy bardzo się o nią martwimy...
Po dłuższym odpoczynku wyruszyliśmy więc w stronę bagien. Pogoda była okropna, cały czas lało.. Udało mi się jednak zacząć rozmowę z Intano. Okazało się, że jest bardzo miłą osobą i niepotrzebnie się jej obawiałam... Niestety, przerwano nam rozmowę i nie udało mi się poznać sekretu jej umiejętności.
Kiedy już nie mogliśmy wytrzymać wilgoci, błota i upiornego wycia, udało się nam wypatrzeć jakieś wzgórze, w której majaczyła jakaś grota. Schowaliśmy się tam. Oczywiście, pamiętając wasze nauki, upewniłam się, czy nie ma tam tajnych przejść i innych niebezpieczeństw. Podczas gdy reszta zaległa pod ścianami, najwyraźniej przyzwyczajona do takich niewygód, zaczęłam się rozglądać za czymś do rozpalenia ogniska... Nie było nigdzie suchych patyków czy chrustu, zdrapałam jednak ze skał jakiś dziwny mech. Dołożyłam wyrwaną z notesu kartkę, pożyczyłam od Yrsy krzesiwo... I zorientowałam się w praktycznych brakach mojej edukacji. To, że Mama nie dopuszcza mnie nigdy do kuchni a rozpalaniem w kominach zajmuje się służba, w końcu musiało w jakiś sposób się na mnie odbić.. Na szczęście Yrsa była tak przemiła, że pokazała mi jak się tym obsługiwać i nawet udało mi się skrzesać trochę iskier! Jestem z siebie dumna.
Nieco osuszona i ogrzana przy ogniu, poszłam spać. Obudziło mnie szturchnięcie Intano, która akurat miała wartę. Na dworze coś było. Słyszeliśmy jakieś dźwięki. Ostrożnie wyjrzałam na zewnątrz, ale nie udało mi się nic wypatrzyć. Kiedy jednak wyszłam się na zewnątrz, skoczył na mnie ogromny kot, przygniatając do ziemi. Bardzo zabolało, był strasznie ciężki. Niezbyt kojarzę, co się działo, pamiętam tylko że udało mi się wbić w niego miecz. Chyba nie straciłam przytomności, ale dalsze wydarzenia są raczej rozmazane.
Ze względu na moje obrażenia musieliśmy zawrócić do wioski. Wyprawę podjęliśmy dopiero po kilku dniach. Wyruszyliśmy z Derilem i Yrsą. Nie zaszliśmy zbyt daleko, gdy z naszą potworzycą zaczęło się dziać coś złego... Chyba 'demoniczna' część wzięła nad nią górę. Próbowałam ją ogłuszyć, ale uciekła nam w las. Mając nadzieję, ze nie jest za późno na ratunek, ruszyliśmy dalej by zdobyć lekarstwo. Dogonił nas jeszcze Mitaon.
Po dalszej wędrówce dotarliśmy do celu... Nie chcę opowiadać o tym, co znajdowało się w tej jaskini. Podejrzewam, że te makabryczne obrazy długo nie opuszczą moich myśli. W każdym razie, udało się nam zrobić miksturę, która miała pomóc naszej towarzyszce.
W międzyczasie Deril i Mitaon kłócili się co chwilę.. Rozmawialiśmy także o naszej naturze. Chciałabym kiedyś ponownie poruszyć z Mitaonem ten temat. Wydaje mi się, że jest on dość... fatalistycznie.. nastawiony do tego wszystkiego. Jego poglądy są niewątpliwie interesujące.
Po wyjściu z tej przeklętej jaskini i ucieczce przed wielkimi pszczołami, udało nam się spotkać Yrsę. O dziwo, dość łatwo poszło przekonanie jej do wypicia naszej mikstury. Wróciła do swojej dawnej postaci - tak mi się przynajmniej wydaje, bo nie widziałam jej jako człowieka. Straciła tylko przytomność, co wydaje mi się zrozumiałe. Jej organizm musi być wyczerpany tymi mutacjami.
W każdym razie melduję, że misja wykonana. Już nie mogę się doczekać, co nas spotka następnym razem! Chyba zaczynam rozumieć, czemu tak lubiliście ten świat. Jest zdecydowanie...inny. Chcę go poznać jak najlepiej w tym czasie, jaki mi pozostał.
Ściskam Was gorąco!
Ostatnio zmieniony przez Daewen dnia Nie 21:47, 07 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 0:16, 07 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
/ Zapisane w notesie, alfabetem wanyanorskim /
Drodzy Rodzice!
Mam nową teorię dotyczącą tego, czemu Sky jest złośliwy. A mianowicie, służy on Losowi. A Los jest chyba najpodlejszą rzeczą jaką znam...
Mianowicie, kiedy byłam już przekonana, że zostawiłam te okropne widoki za sobą i nigdy już do nich nie wrócę - poza koszmarami, które niewątpliwie będą mnie dręczyć - ziemia się zapadła i znów wylądowaliśmy w podziemiach...
Trafiliśmy do jakiejś sali, z której jedynym wyjściem było... lustro. O dziwo, znalazła się tam również Intano. Po wielu próbach udało mi się rozszyfrować lustrzany alfabet i znaleźliśmy ukryte drzwi, które.. Poprowadziły nas przez pełną zwłok salę na korytarz. Kolejna plątanina tuneli, z której musieliśmy się wydostać.. W pierwszej sali, do której trafiliśmy, siedział jakiś mutant.. Już umierający.. Nie było szans mu pomóc, nawet mimo że Deril próbował. Ja znalazłam tam dwa miecze, jeden dałam Derilowi, gdyż stracił swój, drugi zatrzymałam - nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.
Dotarliśmy do następnej sali, gdzie w skrzyniach znajdowały się najrozmaitsze przedmioty - w tym klejnoty. Zabrałam kilka kamieni podobnych do ametystów, ale o barwie ciemniejszej, niemal czarnej. Wysyłam Wam kilka z nich, może moglibyście oddać je do analizy? W tamtej chwili miałam jednak poważniejszy problem, a mianowicie - zaczęłam słyszeć głosy.. Coś za mną ciągle powtarzało "nakarm mnie!".. To było straszne!
Co więcej, znaleźliśmy wielkie wrota - za którymi wręcz czułam wyjście! - których nie dało się otworzyć... Co gorsze, znów powróciły te głosy... Gdy miecz sam znalazł się w mojej dłoni, uznałam, że coś mnie opętuje. Uciekłam, żeby nie skrzywdzić swoich towarzyszy i trafiłam do biblioteki, gdzie się zamknęłam. Chciałam przywołać ową napastującą mnie istotę, więc rozcięłam sobie dłoń tak, by spłynęła krew... A ona zniknęła, zabarwiając ostrze miecza na czerwono! Okazało się, że to on do mnie wołał! Niesamowite..
Po chwili jednak coś zaczęło się zbliżać.. Pojawił się wielki, żelazny golem. Udało się nam go pokonać i tu objawiła się kolejna właściwość mojego nowego miecza - ciął ciało golema bez trudu! Jednak zauważyłam, że z każdym ciosem ostrze stawało się mniej czerwone i bardziej tępe.. Miecz, który pije krew aby być niesamowicie ostrym.. Ironia losu, nie sądzicie?
Przy okazji dowiedzieliśmy się, kto jest odpowiedzialny za to wszystko.. "Keltaria" brzmi imię tej kobiety. Nie wiem kim, ani czym jest... Ale musi odpowiedzieć za to wszystko. W kolejnych pomieszczeniach znaleźliśmy portal... Deril wszedł w niego bez zastanowienia, za nim Intano.. Mitaon i ja nie mieliśmy zbytnio wyboru, chociaż nie mamy jakoś zaufania do magicznych portali.
Wylądowaliśmy jednak bezpiecznie i znaleźliśmy się nad jeziorkiem.. Po jego drugiej stronie widać jakieś miasto, tam się zapewne dowiemy, gdzie jesteśmy. Nie wygląda to dla mnie na Mal-sii-vir ani Al-gerand'.
Po odpoczynku dotarliśmy do gospody.. Była okropna burza. Grzmoty i błyskawice uderzały bardzo blisko.. Intano wyszła "na spacer" i wróciła, opowiadając o banshee... A w nocy zginęła jakaś kobieta, wręcz "rozsmarowana" po ścianach pokoju... Zajęliśmy się tą sprawą.
Od karczmarza usłyszeliśmy historię... Ponoć niegdyś zginęły tu dwie kobiety - matka i córka, zamordowane przez grupę rzezimieszków. Córka wróciła jako duch, matka jako krwiożercza banshee.. (Tutaj banshee nazywa się inne istoty niż u nas!). Udało nam się doprowadzić do ich spotkania i zapewnić obu spokój..
Mogliśmy wreszcie odpocząć, żeby mieć siłę do dalszej podróży.
Ostatnio zmieniony przez Daewen dnia Nie 0:23, 07 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Daewen
Gość
|
Wysłany: Nie 21:47, 07 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
/w alfabecie wanyanorskim/
Drodzy Rodzice!
Ostatnio spotkała nas bardzo ciekawa przygoda.. Podróżując w poszukiwaniu zajęcia trafiliśmy do miejscowości, jeśli dobrze zapamiętałam "Tym-baark". Wreszcie odkupiłam Mitaonowi sztylet, który złamałam! Poza tym powędrowaliśmy do burmistrza, żeby dowiedzieć się o pracę dla nas.
Burmistrz był bardzo zadowolony z naszego pojawienia się. Okazało się, że ostatnio coś w lasach wybija zwierzynę - tutejszy główny towar eksportowy - pozostawiając tylko szkielety. Ravenus zgodził się przyjąć owe zadanie, natomiast Kalyar podszedł do tego bardzo sceptycznie, uznając że to zapewne inne drapieżniki polują i nie przyłoży do naszych poszukiwań rę.. łapy?
Na zewnątrz ratusza, gdzie czekała na nas reszta, czekała nas niemiła sytuacja. Tłum niezbyt miłych ludzi, będących pod wpływem alkoholu, gonił Yrsę. Nasi towarzysze oczywiście ich przepędzili, obyło się na szczęście bez rozlewu krwi. Jednak zanim coś więcej zadecydowaliśmy, zostaliśmy zaatakowani przez bandę... goblinów!
Wszyscy byliśmy zdziwieni - nawet ja zdaję sobie sprawę, że gobliny w środku miasta (mimo, iż niewielkiego) to coś nietypowego.. Podjęliśmy walkę, mimo przewagi liczebnej wroga i udało nam się zmusić ich do ucieczki.. A właściwie uciekli gdy dobiegł ich z daleka dźwięk jakiegoś rogu. Okazało się też, że zaklęcia rzucane przez Ravenusa nie miały zbytnio wpływu na tą grupę. Było w tym coś podejrzanego.
Z powodu zmęczenia i obrażeń po walce postanowiliśmy odpocząć i wyruszyć dopiero następnego dnia. Po kilku kłótniach (zaczęłam się do nich przyzwyczajać) oraz widoku Yrsy biegającej w szacie maga z miotłą w rękach (żałuj, Mamo, że tego nie widziałaś..) poszliśmy spać.
Następnego ranka, podczas śniadania, przydarzyło się coś bardzo dziwnego.. A mianowicie podeszła do mnie jakaś nieznajoma kobieta i - obejmując mnie mocno, co było straszne! Obcy powinni trzymać się względem siebie na dystans! - starała się mnie przekonać, że Deril planuje zamach na moje życie. Cokolwiek by o nim nie mówić - a po walce z goblinami zaczął mnie trochę przerażać.. - tego za prawdę raczej nie mogłam przyjąć. Pogoniona przez Kalyara, kobieta oddaliła się.
Wróciła po chwili, jednak już wtedy uciekłam.. Zaczekałam na resztę pod karczmą. Wkrótce wyruszyliśmy, a owa nieznajoma z nami.. Trzymając się Derila. Miłość od pierwszego wejrzenia, jak w bajkach?
Spotkaliśmy Pan-daah! Widzieliście kiedyś Pan-daah? To takie niesamowite, biało-czarne zwierzę, spokrewnione z niedźwiedziem. Jest duże i żywi się baambuse'em. Naszkicowałam je, załączam obrazek dla Ciela.
Co chwilę widzieliśmy także zwierzęce szkielety. Po kościach poznałam, że obrano je z mięsa jakimiś narzędziami, więc były zamieszane w to jakieś humanoidy. Dalsza wędrówka doprowadziła nas do palisady, która broniła osady goblinów. Z drzewa udało mi się dostrzec, że władzę - zapewne zarówno kultową, jak i realną - pełni tam wielki, niebieski troll. Uznaliśmy, że jeśli się go pozbędziemy, reszta ucieknie.
Przemknęliśmy szybko przez wyrwę w palisadzie, Mitaon zajął się atakującymi goblinami, podczas gdy ja omijając mniejszego wroga, dotarłam do trolla. Walka nie była łatwa, ale w końcu udało się nam! Kolejne zło pokonane
Pozdrawiam Was serdecznie!
P.S.
Kalyar i Ravenus opowiedzieli mi nieco o szamanizmie i magii.. Myślicie, że miałabym jakieś talenty w tych dziedzinach? Mamo, nie musisz się martwić, nie chcę zostać czarodziejką. Jednak jakaś wiedza o tym wszystkim niewątpliwie byłaby przydatna. Czy Wujek mógłby kiedyś sprawdzić, czy mam predyspozycje?
P.S. 2
Mitaon wie, kim jestem. Obiecał jednak nie mówić nikomu, że jestem Waszą córką i ufam mu. Mimo, że zwykle dość ponury, jest bardzo miłą osobą!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|