 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ravenus
nadęty mag
Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Białobrzegi Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:53, 07 Wrz 2008 Temat postu: Dziennik Rav'a |
|
|
Wpis pierwszy
Ha! Nareszcie wolny z dala od tego przeklętego towarzystwa już miałem ich serdecznie dość ale cóż nadal trzeba było grać grzeczniutkiego studencika... Ech jak chętnie bym to wszystko spalił ale dobra jestem nareszcie wolny a to już coś. Dziś ruszam z karawaną mam ich chronić jak coś heh biedni ludzie jeśli wierzą że młody mag może im w czymś pomoże ale cóż to moje pierwsze zadanie więc postaram się...
Ech... ale nudy żadnych walk ani nic takiego jak oni mogą robić tak nudne rzeczy tylko wymiana paskudztwo... O dojeżdżamy do ostatniego postoju no cóż może tu będzie ciekawej zobaczymy...
Co za zadupie! I na dodatek ostatni postój karawany ja to mam pecha! Nawet magów tu nie mają fuj! Ale może tu znajdę przygodę jak na razie to byłem w zatłoczonej karczmie i ta wiocha okazuje się nudniejsza niż mi się wydawało ale może uda mi się coś znaleźć w gildi handlowej...
Uh... nienawidzę biurokracji co ze idiota to wymyślił! Rozumiem że się przydaję ale Ci ludzie nie szanują magów! Powinni mnie od razu wpuścić a tak to kolejki! Niech tylko gildia się o tym dowie może uda mi się dzięki temu coś zarobić zobaczymy... Ale jak na razie jestem ostro dobity no cóż pójdę się napić bo co mi pozostaje i później może odpocznę i wyjadę stąd może gdzie indziej odnajdę przygodę a może nawet przyjaciół zobaczymy...
Heh spotkałem jedną kobietę nie powiem spodobała mi się na dodatek włada pewnym rodzajem magii. Ma na imię Viv i jest kapłanką(może uda mi się z nią zaprzyjaźnić) ,ale cóż jak na razie spróbuje ją pocieszyć akurat mam wino dostałem je z okazji ukończenia akademii nie ma co moja rodzinka ma gust szkoda tylko że skąpią pieniędzy ale w ostateczności jakoś przeżyje. Wracając do tematu wydała mi się ciekawą osobą choć niestety nie potrafiłem jej pomóc no cóż dylematy miłosne nie są moją mocną stroną ale rzeczywiście w tej kobiecie dałoby się zakochać...
Ha! Dzięki niej udało mi się odnaleźć drużynę kiedyś będę musiał się jej zrewanżować ale to kiedy indziej na szczęście wiem co to wdzięczność , a nie tak jak reszta magów nie lubię ich ale są użyteczni więc nadal będę odgrywał rolę grzecznego maga jak zostanę mistrzem wtedy się od nich odsunę ale do tego czasu maskarada trwa... Wracając do kobiety ach jest piękna ale zbyt duża konkurencja więc odpuszczę sobie i tak powinienem kontynuować naukę moc jest najważniejsza. A drużynka jak na razie dwójka mięśniaków zresztą jeden tępak krytykować magię... kretyn ale jeszcze mu pokażę prawdziwą moc... Była tam jeszcze pewna uczona kiedyś jej pokaże naszą wiedzę o świecie pewnie będzie zachwycona i jakiś dziwny elf nie wiem kim był w sumie z nim nawet nie pogadałem zobaczymy kim jest...
Ha pierwsze poważne zadanie jacyś bandyci mam wątpliwości co do szans naszych w tym zadaniu ale spróbujemy... idziemy i idziemy nuuudy...
Pierwsze starcie w moim życiu nie wyszedłem najlepiej najpierw się przestraszyłem ale opanowałem się i udało mi się nawet rzucić parę zaklęć i zabić parę osób bezwartościowe typki więc nie szkoda o dziwo udało mi się zabić jednego w walce wręcz ale to też dzięki magii dziękuje losowi że nim jestem a co dalej to nie pamiętam dostałem w głowę i po walce i tak nie miałem już siły więc miałem szczęście w nieszczęściu przeżyłem... potem obudziłem się niesiony przez jakiegoś rycerzyka pretendent do serca Viv kiedyś muszę się mu odwdzięczyć a poza tym typowy rycerzyk ale Viv chyba się w nim zakochała kolejny powód żeby ją sobie odpuścić , a poza tym była z nami jakaś tajemnicza osoba nie wiem dokładnie kim była ale spotkałem ją w karczmie gdy topiłem smutki... to pamiętam potem wielki wysiłek a wspominałem już że nieznajoma mi pomagała nie wiem ale ona chyba mnie nie lubi za to kim jestem ale cóż... W każdym bądź razie mi pomogła a to już coś... karczma i sen heh nie ma co ciekawy dzionek zobaczymy co dalej ale życie jest już znacznie ciekawsze i widzę w tym drogę do mocy , a może nawet kariery maga bitewnego zobaczymy! Ale jest już lepiej!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ravenus dnia Nie 18:56, 07 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ravenus
nadęty mag
Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Białobrzegi Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 12:32, 21 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Wpis Drugi:
Uh. Obudziłem się co prawda nie do końca wyspany, ale cóż, jakoś dam radę. Nie wiem czemu, ale tego dnia miałem ochotę na podziwianie księżyca - niby zwyczajny widok ale naprawdę nie mogłem się oprzeć. Cóż, chyba naprawdę mi odbija. Nie wiem, może jestem zmęczony...
Tego wieczora jednak nie dane mi było odpocząć podczas podziwiania tego widoku. Obudziła się również Viv. Wtedy też chyba mniej-więcej zrozumiałem co się ze mną dzieje... Cholera, chyba się zakochałem! Ale jak to możliwe? Powinienem być rozważniejszy... w końcu należę do świata magów a się zakochałem, ech...
A potem jeszcze jak ostatni kretyn wpakowałem się w tą wyprawę, ech... Miałem nadzieję na romantyczny spacer po lesie, a dostałem wyprawę po resztę ekipy. Dobrze że było ciemno i Viv nie widziała mojej miny gdy poleciała budzić Celeriana.. Głupiec ze mnie i tyle.
No cóż, koniec końców przygoda jednak mnie ciągnęła, ponadto i tak już się w nią wplątałem, więc zacząłem budzić Dae. Swoją drogą, podczas podróży okazała ona rozwagę i niezwykłe talenty... Zastanawiające do jakiej rasy przynależy, kiedyś się wypytam, to ciekawa sprawa. Zobaczymy. W każdym bądź razie, wydała mi się inteligentniejsza i rozważniejsza zapewne nawet ode mnie (czego jej nigdy nie nadmienię ,co oczywiste).
Dzięki w sumie interesującym talentom Dae udało nam się przedrzeć przez patrole bandytów bez starć, ciekawe... W każdym bądź razie zapewne dzięki niej tego wieczora przeżyliśmy w ogóle. W takim razie jej również jestem coś winien, echh... Dużo rachunków do wyrównania.
W każdym bądź razie odnaleźliśmy wreszcie miejsce, gdzie kończyły się ślady, a byliśmy pewni, że tu musieli się zatrzymać nasi towarzysze. Po zbadaniu okolicy i chatki , oraz drobnym incydencie ze staruszką - bleh, nie cierpię czarno-magicznych stworzeń, a ta staruszka była zombie - strzaskaniu jej ciała i spaleniu jej szczątków (trzeba było to zrobić na wszelki wypadek), Dae odnalazła jaskinię na przeciwległym końcu polany (heh, sama Dae ciekawie zareagowała na zombiaka... ale mi też osobiście ten widok do gustu nie przypadł).
Gdy znaleźliśmy się przed tą jaskinią naszły mnie pewne wątpliwości, ale to było jedyne miejsce gdzie mogli się schronić nasi towarzysze, więc musieliśmy ją zbadać. A, bogowie Magii, naprawdę nie miałem na to ochoty. Znów zauważyłem jaki wpływ ma na mnie Viv. Oj, źle już ze mną ... Dałem się namówić i w końcu ruszyliśmy. Dotarliśmy do jakiegoś zasypanego miejsca, heh, i wtedy pojawił się ten dziwny gość - Nellas czy jakoś tak - w każdym bądź razie naprawdę specyficzny człowiek, jakby żył w dwóch światach. Chyba należy do tej drużyny - w sumie interesująca zbieranina.
Ale owo zwalisko pozwoliło mi na ukazanie potęgi magii, ha! Dawno nie rzuciłem tak wspaniałego czaru! To było... było cudowne! Takie zniszczenie! Dumny z siebie ruszyłem do przodu... i wtedy spotkaliśmy resztę.
Nie takiego spotkania się spodziewałem. Myślałem, że będą nam wdzięczni, ale nie... Gdy tylko doszliśmy usłyszałem krzyk "potwory!" i zaatakowano nas. Najpierw próbowałem - naprawdę próbowałem - być delikatny, ale ten cholerny czerwonoskóry typ raził we mnie strzałą, a nawet dwiema! Tak więc najpierw wyrwałem mu ten łuk z rąk, a potem na pożegnanie rzuciłem kulę ognia. Co prawda ta nic mu nie zrobiła... Już miałem zatłuc go kosturem, gdy nagle poczułem ból głowy i chyba straciłem przytomność, cholera! Gdy się przebudziłem okazało się, że napastnicy też ostro oberwali. Ja byłem już zmęczony, echh, bardzo zmęczony... Tak zmęczony, że nawet nie zemściłem się za zniszczenie mojej nowiuśkiej szaty (choć w paru słowach wyżyłem się za tą zniewagę). Pośmiałem się chwilę z Dae i jej przerażenia, obejrzałem się na drużynę i usnąłem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ravenus
nadęty mag
Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 605
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Białobrzegi Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 23:19, 21 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Wpis Czwarty
Echh... Nareszcie dostaliśmy jakieś zlecenie : mamy odzyskać jakiś miecz z piramidy. Niestety w towarzystwie Viv... Ja to mam pecha w życiu. Cóż więc, ruszyliśmy...
Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce i zobaczyłem kompleks świątynny - całkiem ładne miejsce, aczkolwiek nie byłem w stanie koncentrować się na widokach. Po krótkiej sprzeczce ruszyliśmy do największej piramidy. Okazała się ona cholernie wysoka, a na dodatek cały czas przed twarzą miałem tyłek Vivi… No to trzeba mieć pecha… próbowałem nie patrzeć, a wtedy wywaliłem się... Fajnie. Cóż, szedłem dalej i w końcu udało mi się wejść (napatrzyłem się… cóż, później jednak okazało się to miłe...)
Gdy weszliśmy na górę trafiliśmy na pierwszą zagadkę - musieliśmy przynieść wodę, ogień i miecz do posągu. Więc zaczęliśmy wypełniać to zadanie : wodę zdobyliśmy poprzez rzucanie kulami w dołki. W czym Kae, cholerny farciarz, przodował, a ja próbując wykorzystać moją moc zdołałem przenieść zaledwie dwie kule, po czym ledwo żywy musiałem odpocząć. Ech, nienawidzę słabości mojej mocy… W każdym bądź razie udało nam się . Viv próbowała mi pomóc… gdyby widziała, co do niej czuje, znienawidziłaby mnie. Lepiej zostawić to w spokoju. Później, gdy odpocząłem, zauważyłem, że jakiś olbrzymi demon - dziwnie przypominał mi Toma - pożarł Kaego. Oż, nigdy więcej nadużywania magii. W każdym razie Kae zniknął, a ja za demonem iść nie zamierzałem… a przynajmniej nie dla niego.
W tym momencie pojawiła się Tou. Nie wiem jak to się stało i wolę nie wnikać. To miejsce jest dziwne, brr... Doszliśmy do kulistego budynku i tam Tou „wniknęła” do środka, a gdy próbowałem podążyć za nią napotkałem głową lity kamień. Po jakimś czasie Tou wyszła z lustrem. Cóż...nie pasuje mi to do zagadki. Gdy szliśmy dalej, Tou została zaatakowana przez panterę. Powaliłem tego zwierzaka ,a Demon dokończył dzieła (heh, fajny kociak). W końcu dotarliśmy do wielkiej misy, gdzie potrzebowano jakiegoś serca... Cóż, pomyślałem o Nellu ,ale nie wolno nam zabijać towarzyszy… Tou pogoniła więc tego weterynarza od siedmiu boleści do… pantery. Biedne stworzonko, nie chcę o tym myśleć... Ale gdy zobaczyłem jak na to zareagowała Viv nie mogłem jej nie przytulić… nawet jeśli nie wolno mi kochać, to chyba jestem już na to skazany… Nie mogłem jej tak zostawić... Nell nawet pod tym względem okazał się bezużyteczny i zepsuł serce... Grr! Kretyn! Wrzuciliśmy resztki serca i udało się nam uzyskać ogień, następnie ja i Viv (Tou gdzieś wcięło) poszliśmy po miecz. Weszliśmy do sali, gdzie grawitacja była... em... troszkę nie tak. Viv, jako zręczniejsza, poszła po miecz, a ja czekałem (po drodze zraniła się mocno, bałem się, że zrobiła sobie krzywdę ale na szczęście nie zabiła się...)
Gdy wróciła do mnie, ruszyliśmy z mieczem dalej... I wtedy z powodu dużej utraty krwi padła nieprzytomna. O Bogowie, jak ja się wtedy przestraszyłem! Najprędzej jak mogłem pognałem do towarzyszy by jej pomogli... Ale nie było nikogo konkretnego, więc gdy zaleczyłem jej rany wodą (miała magiczne właściwości) musiałem dać jej coś zjeść, no ale była nie przytomna, więc… emm...Użyłem metody, o której gdzieś usłyszałem, w każdym bądź razie polegało to na przeżuciu jedzenia w swoich ustach , przekazaniu tego przez „pocałunek” i wepchaniu nieprzytomnej osobie do gardła, zmuszając do przełknięcia... (Bardzoo dziwny pierwszy pocałunek. Nie tak go sobie wyobrażałem...) Po tym ułożyłem ją na trawie i cierpliwie czekałem aż się trochę zregeneruje, cały czas czuwając...
Następnie ruszyliśmy do świątyni i... udało nam się! Dostaliśmy się dalej - przez chwilę bałem się o Viv, ale nic jej się nie stało... a ja odbyłem pierwszą lewitację, lot, nie wiem jak to nazwać, ale było świetnie! Poza tym, gdy ruszyliśmy ujrzałem jeden z najpiękniejszych widoków w życiu. To było cudowne, niestety nie mogliśmy zostać na dłużej, więc ja i Viv ruszyliśmy dalej. Aż żal mi było to zostawiać...
Gdy weszliśmy do piramidy pojawiła się kolejna zagadka - musiałem przekręcić rogi i - fuu... - zrobić coś z oczyma... Źle to zinterpretowałem i… Em… zrobiłem to pewnemu minotaurowi zamiast kostce. Obrzydlistwo. Fuj, o mało się nie porzygałem... Ale dostaliśmy się dalej. I tam znowu zagadka - cztery drogi do wyboru... Na szczęście Viv wybrała właściwą i trafiliśmy do skarbca. Jakie tam były skarby! Księgi zaklęć wielkiej potęgi, kostur zwiększający siłę ciosu i mający kryształ oświetlający - cudo! Jest już mój… ale to co najbardziej mnie zachwyciło, dopiero miało nadejść : Vivi weszła ubrana w białe szaty ozdabianych złotem… Wyglądała jak jakaś bogini, aż nie mogłem uwierzyć... Aż dech mi zaparło... Ale, niestety, szybko poszła się przebrać, a gdy długo nie wracała i poszedłem jej szukać… okazało się że zniknęła! Argh! Szybko zabrałem się za poszukiwania i zdobyłem miecz, który mieliśmy znaleźć…
Po czym spotkałem Viv. Zachowywała się inaczej niż zwykle… Mówiąc wprost, chciała mnie uwieść… Jednak gdy wyznałem jej miłość, nie odpowiedziała. O mało nie uległem jej wdziękom… W ostatniej chwili zorientowałem się, że coś ją najwyraźniej opętało i to owe „coś innego” próbowało mnie skusić i zabić… Biedny naiwniak ze mnie… Początkowo próbowałem usunąć urok… Między innymi przez zdarcie tych szat kapłanki i no.. Em.. pozostawienie jej nagiej… Śmierć z jej ręki nie wydawała się taka zła, ale jednak wolałem żyć dalej (przynajmniej sobie popatrzę…), więc ogłuszyłem ją ciosem kija… W tym momencie do sali weszła grupka zombich. Musiałem stanąć do walki i paru zabiłem moją magią, resztę chciałem zabić w walce wręcz i, dzięki niech będą bogom, Viv mnie uratowała. Nie wiem jak to zrobiła, ale już nie miała sił na nic więcej... W tym też momencie świątynia zaczęła się walić, a ja pobiegłem z Viv - i bronią - do wyjścia. Nie będę opowiadał jak to się stało, ale uratowałem nas.
Potem, już w bezpiecznym miejscu odziałem Viv i gdy się ocknęła opowiedziałem jej prawdę co do tego, co się działo (bez małych wstydliwych szczegółów..) Wtedy Viv rzuciła się do ucieczki, a ja pobiegłem za nią, ale byłem tak wyczerpany, że padłem...
Obudziłem się w obozie, gdzie Viv już roztoczyła nade mną opiekę. Próbowałem jej wytłumaczyć, że nie jest słabą kapłanką, ale nie chciała słuchać… bardzo się przejęła... W końcu chciałem znów powiedzieć jej, że ją kocham, ale zacząłem tylko wywód na temat miłości i tego, czy magowie mogą kochać.. No i dobrze, wiem teraz że ona mnie nie kocha, i tylko się łudzę… Muszę zdobyć na to jakieś lekarstwo... Nie mogę tak żyć... Oddaliśmy artefakt i rozeszliśmy się. Planuję niedługo podróż do akademii, muszę się uleczyć...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ravenus dnia Pią 23:21, 21 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|