Marika
co po bibliotece fika
Dołączył: 07 Mar 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zza znaku tęczy? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:21, 07 Wrz 2008 Temat postu: Dziennik Mariki |
|
|
Wpis pierwszy
Poczułam silną potrzebę spisania tego co się stało na wypadek gdybyśmy tego nie przeżyli. Jest źle. W tych ciemnościach ledwo mogę dostrzec papier i pióro. Nie widzę liter które stawiam. Boję się.
Wszystko zaczęło się dzisiaj rano. Obudziłam się w lesie w towarzystwie Vivienn, Celeriana, oraz nowopoznanych Kalyara i Toma. Kae nie wrócił.
Czuję się poniekąd winna temu, że nas opuścił. Gdyby nie moje lekkomyślne postępowanie, prawdopodobnie zostałby z nami. Gdybym posiadła wiedzę odwracania biegu wydarzeń i rozzłościła go czymś innym niż zapytaniem Viv "Czy Celerian ci się podoba?", prawdopodobnie wciąż by tu był z nami, bezpieczny. Martwię się. Zmartwienia przytłaczają pracę umysłu. Za dużo emocji, za mało myślenia. Muszę się tego wyzbyć.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy i wyruszyliśmy dalej. Flora tego lasu była bardzo bujna jak na tą strefę klimatyczną. Założę się, że była to kwestia właściwości podłoża. Wcześniej gdy zadeklarowałam się zbierać chrust odkryłam wiele rzadko występujących w tych stronach roślin, co dało mi do myślenia. Muszę pamiętać, że jak tylko wyjdziemy z tego piekła, będę musiała tam wrócić i przeprowadzić wnikliwsze badania
Ruszyliśmy więc do kolejnego miasta. Z moich notatek wynikało, że jest to Barwin, miasteczko słynące ze swojej potężnej gildii handlowej. Postanowiliśmy poszukać karczmy i zjeść coś pożywniejszego niż jagody i woda. Tak też zrobiliśmy. Pomimo tłoku na ulicach, karczma nie była zaludniona. Za to karczmarz wyglądał na zdenerwowanego. Z tego, co mówił do Vivienn, wyglądało że gościł właśnie wampira o długich, białych włosach. Postanowiliśmy to sprawdzić. Nasze podejrzenia okazały się słuszne i ów kłopotliwym gościem okazał się nie kto inny ale Sin.
Zastaliśmy go w samym środku drzemki. Nie był do końca ubrany więc z grzeczności się odwróciłam. Po przedstawieniu mu Kala i Toma, dowiedzieliśmy się, że nasz białowłosy przyjaciel szuka zajęcia. Tak jak i my. Postanowiliśmy więc udać się na dół i zrobić rekonesans.
Karczmarz udzielił nam przydatnej informacji, jako że gildia poszukuje śmiałków do pracy. W istocie zadanie mogło okazać się ciekawe. Wbrew pozorom, handlowcy to inteligentni ludzi którzy znają cenę nie tylko towarów ale też słów, a zwłaszcza informacji. Postanowiliśmy udać się tam niezwłocznie.
Nie minęło parę minut a wpadli na nas Dae, Tou i Kaerthas. To nieoczekiwane zdarzenie okazało się naprawdę zabawne. Nasi nowi towarzysze mieli naprawdę dziwne miny, patrząc jak Daewen niczym dziecko z radością skaczące w ramiona Sina, Tou lpada plackiem z wyczerpania i Kae, który znalazł się w niewygodnej sytuacji widząc ludzi, których wcześniej zostawił bez słowa.
Tou, widząc elficki wygląd Toma zaczęła kręcić nosem, wyzywając i obrażając rasę elfów. To dość zabawnie wygląda, zwłaszcza że sama jest elfem. No cóż...to tylko daje mi do myślenia, że wciąż tak mało wiem o tej nadzwyczajnej rasie. Niemniej jestem pełna podziwu dla Toma, że tak gładko wybrnął z sytuacji, mówiąc że jego rodzice byli ludźmi a wygląd jest skutkiem mutacji. Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Tematy mutacji zawsze budziły moje zainteresowanie.
Rozmowa między Kae i Vivienn nie miała dobrego wydźwięku. Kaerthas starał się wytłumaczyć swoje zachowanie, ale Vivienn nie chciała słuchać. To do niej nie podobne. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Celerian, jako jej rycerz chciał za nią pobiec, jednak Kae poinstruował go by został, sam natomiast udał się na poszukiwania Vivienn. Zadeklarowałam się że zaczekam tu na nich, żebyśmy się nie pogubili. Kalyar i Tom też chcieli zostać. Bardzo miło z ich strony. Sin, Tourvi, Dae i zasmucony Celerian ruszyli do gildii
Po kilku minutach znów pojawił się Kae. Bez Vivienn. Okazało się że zostawił ją zupełnie samą z jakimś nieznajomym! To nie wróżyło dobrze. Razem z Kalyarem i Tomem ruszyliśmy jej poszukać. Na całe szczęście nieznajomy okazał się sympatycznym magiem Ravenusem. Zaprosił Vivienn do karczmy, najpewniej dlatego, żeby ją trochę pocieszyć. (Vivienn naprawdę nie wyglądała najlepiej). Ravenus przystał więc do naszej drużyny. Już mieliśmy ruszyć do gildii, gdy nagle na ulicach wybuchło zamieszanie. Ranny człowiek, ponoć ofiara bandy przestępców grasujących w pobliskim lesie. Oczywiście podjęliśmy decyzję, że karząca ręka sprawiedliwości musi spaść na owych rabusiów. Poszliśmy więc dopilnować by nikomu już nie wyrządzili krzywdy.
To była kolejna lekkomyślna decyzja. Złoczyńców było naprawdę dużo. Wybuchła bijatyka w której naprawdę mocno oberwałam. Muszę pamiętać by poprosić kogoś o przetrenowanie mnie w sztuce walki. Nauka jest potęgą, ale może okazać się zbędna jeśli w grę wchodzą umięśnieni przeciwnicy. Na całe szczęście reszta drużyny która została w mieście zdążyła przyjść nam z odsieczą. Niedobitki bandytów uciekli w las, zwołując posiłki. Musieliśmy się podzielić. Ostatecznie zostałam z Kaerthasem, Kalyarem i Tomem. Wbiegliśmy w las i...straciłam przytomność z upływu krwii.
Obudziłam się w przytulnej chatce. Wszyscy wyglądali w porządku. Okazało się, że samotnie mieszkająca w lesie babcia zajęła się naszymi ranami. Ta chwila wytchnienia nie trwała wiecznie. Niosące się po lesie odgłosy rogów bandytów wydawały się zbliżać. Uciekliśmy do leżącego niedaleko schronu. Babcia została. Mam nadzieję że wszystko z nią w porządku i bandyci dadzą jej spokój. Tymczasem martwiła mnie jedna rzecz. Schron do którego się udaliśmy był przeklęty. Podobno leżał na starym cmentarzu ludzi, którzy zmarli na zarazę.
Moje obawy okazały się słuszne. Schron okazał się podziemnym labiryntem któr biegł w głąb, pod powierzchnię. Korytarze były ciemne i wąskie, porosty wydzielały lepki, nieprzyjemny zapach...Nienawidzę wąskich, ciemnych miejsc. Źle się czuję. Mam dziwne wrażenie że się uduszę. Dzieją się ze mną wtedy dziwne rzeczy...i stało się. Z Kalem, Tomem i Nellasem, którego spotkaliśmy w chatce, zeszliśmy w głąb. Chciałam wracać. Nie dali mi. Wiem, że jako poszukiwacz wiedzy nie powinnam się lękać nieznanego, ale to była zupełnie inna rzecz. Tam było ciemno i ciasno. Dlatego gdy wrócił Kae, i niechcący ciągnąc mnie i Toma sprawił że utknęliśmy w wąskim przejściu, byłam na granicy załamania. I znowu to dziwne uczucie...nim się obejrzałam, leżałam z Tomem i Nellasem kilka metrów niżej. Po chwili przybiegł Kae. Nikt z nas nie rozumiał jak to się stało. Wróciliśmy na górę. Wyjście było ZASYPANE! Chcąc, nie chcąc udaliśmy się niżej. Wtedy znów zaczęło się piekło. Okropne pijawki spadające z sufitu i dziwaczny stwór który stał nade mną i trącał moje włosy długimi, ostrymi szponami...do tego ta ciemność i ciasnota...czuję że nie przeżyjemy kolejnej nocy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|