Forum Rollage yn Astyr - Original RPG
RyA - Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Księga Zilva

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna -> Loża graczy / Pamiętniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iggy_the_Mad
gada z toporami


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:56, 20 Lis 2011    Temat postu: Księga Zilva



19/11/2011






    Wszystko zaczęło się źle. Odkąd tylko przekroczyłem granicę Ilargyen, wiedziałem, że coś złego się stanie. Lecz dopiero gdy dotarłem do miasta portowego Itanium, sprawy przybrały na prawdę złego obrotu.

    Na placu targowym było dużo ludzi. Dużo więcej. Niż zwykle. Miała się się odbić tego poranka bowiem demonstracyjna egzekucja. Nie miałem najmniejszej ochoty zostać by patrzeć jak prawdopodobnie niewinny człowiek traci życie dla politycznej gry. Lecz wkrótce dobiegły mnie niepokojące pogłoski. Ponoć skazany był młodym chłopakiem, i na dodatek bliskim przyjacielem księżnej Elene. Na dodatek, o zgrozo, pochodził z rodu Zmajasinów. W co on się znowu wpakował!

    Zacząłem się przepychać w stronę szubienicy. Niestety, plac był szczelnie otoczony przez strażników. Żaden nie chciał mnie przepuścić, ani tym bardziej rozmawiać. Już miałem podać się na mój zawód, kiedy wkroczył ten idiota.

    Felix Arivald. Wbiegł na plac jak szalony, pieprząc głupoty o jakiejś Tradycji. Po czym oboje, on i Charlie, zniknęli. Po prostu świetnie! Jakżem się wtedy nie zdenerwował. Charlie był tuż pod ręką, nie potrzeba było wiele by go wyzwolić. A przez tego pajaca, nawet wtedy nie wiedziałem, że będę musiał pół morza przebyć!

    Starałem się wycisnąć informacje od strażnika, lecz był mniej rozmowny niż cerber. Słowo daję, niewiele brakowało, a bym go zaatakował, nie zważając na resztę. Nic jednak się nie dowiedziałem. Nic a nic.

    Wtedy ktoś mi szepnął na ucho, że wie, gdzie szukać Charliego. Niechętnie się obróciłem, dostrzegając Ricka. Oraz stojącą obok mnie Serenę, która z jakichś powodów się do mnie, dosłownie przyczepiła. Ja pierdole, do mnie też?! Jeszcze mówi, że chce pomóc odnaleźć Charliego. Pewnie poprzez "podryw do wolności". Ta jędza nie chciała ani odejść, ani się zamknąć. Tak mnie prowokowała, iż zaatakowałem. Głupszej istoty nie widziałem! Życie kuzyna wisi na włosku, diabli wiedzą gdzie, a ta pieprzy głupoty! Nawet zombie przejawia większy intelekt.

    Drowia czarodziejka, Ira, wtedy wkroczyła w akcji. Ziemia obróciła się przeciwko nam, tworząc ścianę pomiędzy mną a Sereną. Być może lepiej, żadne z nas nie było byle wojownikiem i owa bitwa by się pewnie nie skończyła dobrze - dla żadnego z nas. Nie mam czasu na te pierdoły! Poszedłem szukać Charliego na własną rękę.

    Opuszczając port miejski wpadłem na Nico. Zacząłem wypytywać go o Charliego, lecz on cały czas plótł jakieś bzdury o artefakcie, Tradycji i o ojcu coś wspomniał, że dba o syna. Pewno Charliego. Ojczulek się znalazł. Z tego, co opowiadał ten niemowa, wcale na to nie wynikało. W poryiwie złości rzuciłem się na Nico, choć uprzednio trzymałem dystans od owego czarownika. Przyszpiliłem go do ziemi, choć minęła chwila czasu nim sobie uświadomiłem, że wpadłem w pułapkę. Teleportacja. Dlatego trzymałem dystans, a sam się rzuciłem w te sidła. Niemniej jednak, miałem to gdzieś. Przydusiłem go, przystawiłem sztylet do gardła, lecz wciąż nic nie odpowiadał jak należy. Piraci, ha! Niekompetentna banda... aż brak słów.

    Nim mnie Nico uśpił, zauważyłem iż znajdywaliśmy się na statku, który z kolei wypłynął na pełne morze. Moje i Nica nagłe pojawienie się na okręcie chyba wzbudziło poruszenie, przynajmniej u drowki. Przynajmniej ktoś tu nie był cały czas ponury, choć zacząłem wątpić jaki jest prawdziwy cel tej podróży.

    Gdy się obudziłem, diabli wiedzą ile czasu potem, usłyszałem jak załoga mówiła coś o syrenach. Przez jakiś jeszcze czas udawałem mój stan, lecz oczywiście Nica to nie spławiło. Łowić syren im się zachciało. Do cholery!

    Nie minęło wiele czasu, jak wszystko wymknęło się spod kontroli. Chcieli syren, to je dostali. Okręt zaczął się dziwnie trząść, podczas gdy syreny zaczęły nas okrążać w wodzie. Łajba tonęła. Myślałem, że szlag mnie trafi. W tym momencie maiłem już ochotę tylko coś, lub kogoś, zamordować.

    Lecz w porę się opamiętałem. Nijak by to pomogło ocalić Charliego. Broniąc się przed atakującymi syrenami, Ira -podleciała- na swoim kosturze. Dobrze wiedzieć, że chociaż nie-ludzie wiedzą jak się słusznie posługiwać magią! W niemal ostatniej chwili skoczyłem, chwytając jej kostur, lecz jedna z syren użarła mnie w nogę. Przeklęte bestie! Dobrze, że rana nie była poważna. Udało mi się podciągnąć i odpowiednio "usiąść" na tym nie do końca wygodnym transporcie.

    Udaliśmy się, oczywiście, w stronę najbliższego lądu. Była nią jakaś wyspa, na której niestety rozbiła się reszta piratów. Udało im się złapać jedną z syren, która wyła niemiłosiernie. Z jednej strony zaczynało mi być jej żal, lecz z drugiej stwierdziłem, iż jest to bestia. Jej los nie leżał w moich interesach. Szybko opatrzyłem swoją ranę, aczkolwiek używając do tego brudnej koszuli jednego z tych parszywych piratów. Jeżeli rana się nie zkazi, będzie cud. Lecz nie mialem teraz na to czasu. Charlie, Ai! Charlie w kłopotach a ta banda idiotów się za syrenami ugania! Świat jest pojebany.

    Ruszyłem za tropem. Magia była w tym miejscu silna. Oczywiście, byłoby zbyt łatwo, gdyby zostawili nas w spokoju! Piraci ruszyli za mną oraz Irą. Ira, wydawała sie być poszukiwaczem przygód. Lubię takie osoby. Niezależne i zdecydowane. Nie to co piraci. Niemniej jednak, ruszyilśmy. Nieopodal znaleźliśmy pewne ruiny. Wyglądały na bardzo stare. Kątem oka dojrzałem Shanaaz - całkiem miła dziewczynę, którą poznałem wraz z Charliem. Była... inna niż większość ludzi. I dobrze. Często uganiała się za niewidocznymi stworami, które nazywała paskudami, szkaradami i takimi innymi. Hmm, teraz sobie przypominam, iż widziałem ją również na okręcie, którym płynęliśmy.

    Nie było jednak czasu na powitania. Charlie był w tarapatach, czas uciekał. Zacząłem szukać wejścia do ruin. Zajęło mi trochę czasu, lecz w końcu znalazłem pewne inskrypcje oraz diagram. Instrukcje były banalnie proste. Ludzi należało ustawić w podany sposób. Gorzej było z następną częścią. Wymagany był kielich, z własną krwią oraz łzą syreny. W duchu się załamałem. Kielich i krew, nie były problemem. Owy przedmiot piraci mieli już dawno przygotowany. Podali mi, ja zaś bez namysłu rozciąłem sztyletem swoją dłoń i wypełniłem kielich.

    W międzyczasie Shanaaz zaatakowała piratów, w obronie syreny. Nie widziałem w tym sensu, lecz nie moja była to sprawa. Jeżeli ktoś jednak miał zdobyć łzę, to Shanaaz miała o wiele większe szanse na sukces od tamtej bandy parszywych zbirów. O dziwo, piraci nie bronili się. A raczej, probowali, lecz poczułem magię Nica.

    Podczas gdy ja wciąż interpretowałem zapiski, zaczęła rozmawiać z syreną. Bzdury, bzdury, bzdury. Przeszły jednak do tematu łzy. Ona była kluczem, syrena dobrze o tym wiedziała. W końcu uroniła łzę i powiedziała, bym ją dobrze wykorzystał. Stwierdziłem, iż mądrość nie ma nic do tego. Wtedy orzekła: "Ależ ma, ludzki synu. Jeśli ratujesz kogoś, zawsze jest to dobre. A jeśli pragniesz bogactw, ma śmierć jest daremna". Aż boli, myśląc, iż ludzie stali się tak chciwą rasą. Odwróciłem się spowrotem w stronę ruin.

    Wzniosłem kielich w górę, ceremonialnie. I wypowiedziałem starożytny rozkaz mocy, którego nauczył mnie wój: "A palo!". Krew w kielichu się zagotowała i wyparowała. Starożytna magia tego miejsca została wprawiona w ruch. Osunięta fazowo świątynia w powoli naszła na nasz plan. Zwykle bym był zdumiony tym majestatycznym pokazem, lecz nie miałem na to czasu. Charlie wciąż nie był odnaleziony. Nawet teraz.

    Bowiem w świątyni znajdował się tylko Felix, oraz jakaś dżinja. Charliego nie było. Nie było. Z rozmowy Shanaaz i dzinji wynikło, iż chłopak został porwany przez Łowców Niewolników. Tego było za wiele. Za wiele. Nie dość, że utrudnił mi poszukiwania, to przez jego niekompetencję Charliego znów porwali. Przez niego! Straciłem nad sobą panowanie. A może byłem w pełnej nad sobą kontroli. Jedno było pewne, Felix musiał zginąć. Z mojej ręki. Tu i teraz. I stałoby się to, gdyby nie te przeklęte dżiny. Drugi się pojawił, znikając moją broń, oraz chroniąc Felixa poprzez osunięcie fazowe.

    Nie miało go to jednak uchronić. Skoro ja nie mogłem wymierzyć sprawiedliwości, zrobią to inni. Ogłosiłem go niniejszym Anatemą.

    Dżiny przeniosły nas na inną wyspę, gdzie ponoć udali się łowcy -- łowcy! Plugawią dobre imię prawowitych łowców! Poszedłem szukać Charliego. Samotnie. Nie można liczyć na niczyją pomoc, jeżeli chce się coś zrobić dobrze. Po drodze napadłem dwóch piratów. Krew się przelała natychmiast, albowiem nie byłem w nastroju na rozmowy. Pod bardzo krótkimi i bardzo prostymi torturami pirat zaczął gadać. Tytus. To jedno słowo wystarczyło, bym stracił nad sobą panowanie.

    Nie pamiętam, co się ze mną następnie działo. Wszystko wydaje się być od tego momentu zamglone. Mam prześwity latającego okrętu. Shanaaz. Tytus, Maks, Charlie. Była krew, wrzaski. I Wilk. Ai!... i limil aráciet...






Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iggy_the_Mad dnia Nie 2:54, 27 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna -> Loża graczy / Pamiętniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin