 |
Rollage yn Astyr - Original RPG RyA - Forum
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:07, 10 Kwi 2011 Temat postu: Pamiętnik Myrddina |
|
|
Niedawno przybyliśmy z kuzynem Fay'em do jakiejś małej miejscowości która nie wyglądała jednak na taką, w której człowiek chciałby spędzić więcej niż kilka dni. Razem z Fay'em wstąpiliśmy do miejscowej karczmy w celu posłuchania plotek, gdy kuzyn Fay znalazł jakieś ogłoszenie o pracę i uparł się żebyśmy przyjęli to zlecenie. Spotkanie było zaplanowane na wieczór więc zostaliśmy z Fay'em w karczmie w międzyczasie poznając niezbyt sprytnego czarodzieja, Zenwara oraz Viktorię i Ritę, które gdyby nie to że bardzo różnią się wyglądem uznałbym za siostry.
W końcu przyszedł jakiś odziany na czarno człowiek, który zabrał nas do swojego pracodawcy. Ku mojemu zdziwieniu za naszym przewodnikiem ruszyła również dziewczyna, która grała na skrzypcach w karczmie, a także jakiś podejrzany człowiek w wielkim kapeluszu, którego imienia nie pamiętam. Na miejscu okazało się, że nasz pracodawca jest całkiem bogaty, choć trzeba też przyznać, że bardzo dziwny i podejrzany. Zlecił nam przyniesienie jakiegoś amuletu z budynku koło cmentarza przy okazji jednak starał się zataić czym wspomniany amulet jest i dlaczego wynajął nas aż tyle skoro jedna osoba by wystarczyła. Do tego kazał jakiemuś barbarzyńcy z północy do nas dołączyć. Na pierwszy rzut oka było widać, że człowiek ten jest prostakiem, który do tego nie potrafi odróżnić hrabiego od jakiegoś ich wodza plemiennego z północy, co potwierdziło się zaraz po wyjściu z siedziby naszego pracodawcy, kiedy to próbował poczęstować nas jakimś trunkiem ze swojej ojczyzny. Co chwila powoływał się też na jakichś dziwnych bogów.
Na cmentarz dotarliśmy chwilę po zmroku, a kuzyn Fay wpadł do grobu, przy okazji znajdując klucz, którym to mieliśmy otworzyć miejsce, w którym to mieliśmy znaleźć amulet. Po drodze ruszyliśmy do tego budynku zatrzymując się jedynie przed grobem na, którym wymienione były imię i nazwisko mojego kuzyna, a który to nagrobek zniszczyła Viktoria. Na miejscu okazało się że budynek jest jakąś starą świątynią. W środku nie było nic ciekawego poza dziurą, w której znajdowała się jedynie butelka wódki i jakiś amulet. Aż nagle coś huknęło, Zenwar zaczął tworzyć kulę ognia i pojawiła się niejaka Erin, w którą to ten niezwykle sprytny mag rzucił swoim zaklęciem pomimo tego, że byliśmy w drewnianym budynku. Jak można było przewidzieć nie trafił, a od jego pocisku świątynia zajęła się ogniem, więc czym prędzej ruszyliśmy w drogę powrotną. W międzyczasie Viktoria i Rita sprzedały Zenwara Erin za jego wagę w złocie. To niesamowite, że Astyria jest pełna tak naiwnych istot jak ta Erin. Przy okazji wydało się, że jestem hrabią, co Rita chciała wykorzystać oświadczając mi się i powołując się na mnie kiedy pożyczałaby pieniądze od lichwiarzy udało mi się jednak uniknąć tych długów.
Pierwsza do karczmy wpadła ta dziewczyna, która wcześniej grała na skrzypcach. W ogóle jest ona dziwna, przez cały czas nic nie powiedziała i nawet nie wiem jak ma na imię. Ale wracając do wydarzeń, które miały miejsce później to oddaliśmy amulet dostając w nagrodę wóz, konie trochę zapasów i biżuterii a od Erin jeszcze mapę do indeksu portalu. Po powrocie do karczmy Viktoria razem z tym barbarzyńcą próbowali przekonać mnie żebym porzucił mój cel odzyskania hrabstwa i pomszczenia ojca oraz zajął się zawodowym poszukiwaniem przygód. Mimo, że nie zgadzam się z nimi to w jej argumentacja dostarczyła mi parę pomysłów godnych rozważenia np. powrót jako sławny bohater, który powrócił by odzyskać co jego.
Muszę zapamiętać by wynająć kilku ludzi, którzy uświadomią lud mojego hrabstwa w tym kto będzie nimi rządził. Przy okazji po załatwieniu najważniejszych spraw po odzyskaniu władzy będę mógł ustanowić regenta i wyruszyć w podróż wcześniej ogłaszając, że wyruszam na krucjatę przeciwko złu, które szerzy się w innych krainach i które może im zagrozić. Co do argumentacji tego barbarzyńcy to tak jak wspomniałem nie jest on w stanie odróżnić naszego króla od swojego plemiennego wodza. Podsumowując nie są to może ludzie, którym mógłbym zaufać w najważniejszych sprawach, sądzę jednak, że mogą być jeszcze przydatni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Nie 20:44, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:31, 16 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Obudziliśmy się wszyscy razem z paroma nieznajomymi w jakiejś dziwnej sali. Nie było w niej żadnych drzwi ani okien nie wspominając już o meblach nie licząc dziwnego stołu z 8 świecami. Poza nami znalazł się tam niejaki Felix, a także dwoje ludzi, którzy chyba nie za bardzo wiedzieli kim są, ani gdzie się znajdują. Siedzieliśmy tam i zastanawialiśmy się skąd się tu znaleźliśmy, przy okazji się zapoznając, przy czym okazało się, że Felix i kuzyn Fay się znają.
W końcu kiedy wszyscy już prawie się zapoznali zgasły dwie świeczki i kuzyn Fay, a także ktoś jeszcze, jednak nie zwróciłem uwagi kto stracił przytomność, ten barbarzyńca z północy zgasił świeczkę i sam siebie pozbawił przytomności. Chwilę potem Rita stwierdziła, że to wszystko jest zabawne, i że jeśli zgasi się świeczkę to ktoś traci przytomność. W normalnych okolicznościach prawdopodobnie przyznałbym jej rację jednak świadomość, że wśród tych ośmiu jest ta jedna, która sprawi że stracę przytomność jednak uświadomiła mnie że sytuacja ta daleka jest od zabawnej. Chwilę potem Felix zgasił swoją, a Zenwar położył się czekając aż jego świeczka sama zgaśnie. Po krótkiej chwili niepewności kiedy Rita próbowała mnie zaszantażować moją świeczką odkryliśmy, że kiedy wyjmie się świeczkę ze stołu tworzy się szczelina, dzięki której to udało mi się uniknąć odpowiedzi na jej pytanie.
Po wyjęciu wszystkich ośmiu w ścianie otworzył się otwór do którego niewiele myśląc wszyscy sobie po prostu weszli nie zastanawiając się nawet przez chwilę czy nie jest niestabilny. Po wyjściu z drugiej strony portalu okazało się że część drużyny gdzieś zniknęła i zostałem tylko ja z kuzynem Fayem, Felixem i jedną z tych dwojga co wyglądali na całkowicie zagubionych, a która przedstawiła się jako Elena jakieś-trudne-do-zapamiętania-nazwisko więc pewnie pochodzi ze szlachty.
Ruszyliśmy dalej, aż w końcu trafiliśmy do jakiejś dziwnej komnaty, w której było kilka dziur akurat pasujących do świec, w które w końcu po dość długim czasie udało nam się te świece wsadzić co spowodowało otwarcie się jakichś drzwi i atak na nas jakiegoś pół elfa wojownika, którego osobiście przebiłem Gae Bulgiem, jednak Fay i Felix trochę oberwali.
Ruszyliśmy dalej gdzie trafiliśmy do prawie identycznej sali z tym, że tym razem dziura była w suficie i chcieli sprofanować moją włócznię! Od tego momentu nie wiedziałem już czego się spodziewać skoro nawet oni byli do tego zdolni. Na szczęście udało mi się uratować Gae Bulg przed zbezczeszczeniem, a w tym czasie wspomniana już Elena wyczarowała schody stworzone z lodu, po których wszedłem i włożyłem świecę do tej dziury, ale w tym samym momencie zdaje się, że straciła ona koncentrację i schody się zawaliły, a ja spadłem skręcając sobie kostkę, zdążyłem jednak otworzyć drzwi.
W trzecim, ostatnim już pomieszczeniu naszym oczom ukazały się zwykły pokój jaki można znaleźć w domach bogatszych mieszczan. Znajdowało się w niej łóżko i jakiś magiczny świecznik, do którego Elena włożyła swoją świecę i zniknęła. Z ogromnym entuzjazmem ruszył za nią kuzyn Fay i z nieco mniejszym ja i Felix. Trafiliśmy do karczmy, w której sądziliśmy, że to wszystko nam się przyśniło, okazało się jednak, że odniesione przez nas rany są prawdziwe.
Tak więc zarówno moja kostka jak i rany odniesione przez kuzyna i Felixa są prawdziwe. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie zdarzy mi się takie coś i pozostaniemy w Astyrii, a nie przeniesiemy się do jakiegoś dziwnego alternatywnego świata.
Najbardziej niepokoi mnie jednak fakt, że na pewno ktoś stoi za tym naszym wspólnym snem nie wiem jednak co mógł mieć na celu poza sprawdzeniem jak radzimy sobie w pracy zespołowej, jednak skoro ktoś użył takiej magii by stworzyć taką iluzję to z pewnością chodzi o coś więcej. Niewykluczone, że to ten podejrzany kupiec, który wynajął nas do zdobycia tego amuletu jest za to odpowiedzialny i amulet właśnie tak działa. Na razie sądzę jednak że należy dać mu spokój i poczekać na rozwój wypadków.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Pon 21:01, 18 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:13, 30 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Ku mojej niezmiernej radości obudziłem się dziś we własnym, wynajętym w karczmie łóżku. Niestety nie dane mi było cieszyć się spokojem, ponieważ ten barbarzyńca zaczął wydzierać się na korytarzu. Okazało się, że spotkał jakichś swoich starych znajomych. Po dość głośnej chwili powitania do karczmy wpadł jakiś zakrwawiony człowiek.
Od razu rzucili się ku niemu kuzyn Fay i jakiś staruszek, jeden z przyjaciół barbarzyńcy. Sam barbarzyńca i drugi jego znajomy wybiegli na ulicę i wrócili po chwili z jakąś kartką, na której wypisany był adres. W międzyczasie przysiadłem się do Zenwara i znowu spotkałem tę skrzypaczkę, która towarzyszyła nam kiedy mieliśmy znaleźć ten amulet. Nadal milczała i tylko się patrzyła co było dość dziwne. Kuzyn Fay spróbował jeszcze skontaktować się z duchem tego zadźganego człowieka, ale nie udało mu się to.
Znajomy barbarzyńcy, ten wyglądający na mniej godnego zaufania próbował czegoś dowiedzieć się od tubylców jednak jedynie ich wystraszył. Wszyscy poza jednym, który przedstawił się jako Ramirez uciekli. Zaproponował on nam pomoc w udzieleniu kary zabójcom zasztyletowanego chłopa. Zapewne byśmy odmówili gdyby nie barbarzyńca i jego głupie zasady. Niestety daliśmy wciągnąć się w pułapkę i byliśmy zmuszeni do wejścia w nieznany portal. Udało mi się również poznać imię tej skrzypaczki, a brzmi ono Astrid, nie udało mi się jednak nawiązać z nią rozmowy.
W środku nie było nic zbytnio interesującego, miałem jednak okazję obejrzeć walkę barbarzyńcy i Astrid. Sposób walki tego pierwszego opiera się tylko na sile podczas gdy styl walki Astrid opiera się na unikach i jak najszybszym trafieniu przeciwnika. Poza tym spotkaliśmy jakieś dziwne istoty, które powiedziały, że się nami opiekują i ostrzegły nas. Oczywiście barbarzyńca musiał wykazać się głupotą i powiedzieć jaki to on nie jest odważny. Osobiście zadałem kilka pytań, ale stwory nie raczyły na nie odpowiedzieć i po prostu zniknęły. Ruszyliśmy do karczmy i tylko Astrid została i siedziała na trawie, wróciłem się więc i zapytałem czy nie idzie z nami. Chyba nad czymś się zastanawiała bo zanim zareagowała minęło kilka minut.
Podsumowując dołączyło się do nas dwóch starych znajomych barbarzyńcy, z których ten wyglądający na młodszego przejawiał oznaki zdrowego rozsądku, którego to sam barbarzyńca jest pozbawiony. Z kolei ten drugi wygląda na jakiegoś maga. Poza tym wygląda na to, że Astrid ma ochotę na podróże w naszym towarzystwie jednak wydaje się ona niesamowicie nieśmiała i małomówna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:42, 14 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Co mnie podkusiło, żeby wędrować z nimi w taką zimę? Zawędrowaliśmy z barbarzyńcą, jego towarzyszem Rogberem i Felixem do podnóża jakichś gór. Nie dość, że było niesamowicie zimno to jeszcze barbarzyńcy nie robiło to żadnej różnicy. Już prawie zamarzłem, gdy wypatrzyliśmy karczmę. Na początku pomyślałem, że sobie ze mnie kpią, tym bardziej, że okolica wydawała się raczej odludna.
Okazało się jednak, że karczma jest prawdziwa, a karczmarz okazał się bardzo uprzejmym człowiekiem. Jeden z gości karczmy, któremu najwyraźniej coś się poprzestawiało w umyśle od tego mrozu zaczął opowiadać o straszliwych białych, futrzastych potworach z czerwonymi oczami. Co ciekawe Rogber i barbarzyńca postanowili "zająć" się tymi istotami do tego twierdząc, że może to być miła rozrywka. Teraz już rozumiem dlaczego trzymają się razem, choć smuci mnie fakt, że wcześniej wykazujący odrobinę rozsądku towarzysz barbarzyńcy jednak rozsądny nie jest.
W nocy spadła na nas lawina. Słyszałem wcześniej kilka opowieści o lawinach, a także o przysypanych taką rzeczą ludziach więc na początku byłem naprawdę przerażony tym, że mogę tu umrzeć nie wypełniwszy wcześniej moich obowiązków hrabiego. Korytarz zapełnił się od innych gości, wśród których znajdowała się również ta skrzypaczka, Astrid. Starałem się być dla niej miły, ale ona nadal zachowuje się jakby znała tylko kilka słów. Później obudził nas krzyk kobiety. Gdy udało mi się dotrzeć na miejsce, z którego pochodził krzyk moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny widok. Na ścianie był napis mówiący coś o otwarciu wrót piekieł i rozpoczęciu gry, cokolwiek miało by to oznaczać. Poza tym znajdowała się tam również nieprzytomna kobieta podtrzymywana przez jakiegoś mężczyznę, a także bezgłowe ciało. Po dłuższej chwili udało się rozgonić tłum, który zebrał się na dole. Kilku z gości próbowało zamordować chłopaka, który opowiadał o potworach. Potem jeden z gości próbował wyjść z karczmy, a ten bezmózgi barbarzyńca go zabił. Opanowanie tego tłumu z jednej strony, a bandy, z którą podróżuję z drugiej było dużo trudniejsze i wykraczające poza moje umiejętności. Sądziłem już, że dojdzie do konfrontacji, ale reszta gości udała się jednak do swoich pokoi.
Podczas, gdy my zastanawialiśmy się nad sposobami przeżycia ktoś powiesił chłopaka. Okazało się, że to Astrid odnalazła ciało, jednak jak się zdaje przywódca tej bandy chłopów stwierdził, że jest ona niewinna. W ogóle jest ona jakaś podejrzana, zachowuje się wrogo i nie zdziwiłbym się gdyby była zabójcą wynajętym przez uzurpatora. Potem powiedzieli barbarzyńcy, że odpuszczą mu, aż nie wyjdziemy z karczmy, a potem był obiad. Okazało się, że w pokarmach były środki nasenne. Gdy się obudziłem całe ściany były pomalowane w jakieś dziwne wzorki, był też jeden napis, coś o tym, że dwóch przegrało i dwóch awansowało, a na ladzie leżała głowa karczmarza. Okazało się, że zniknęła skrzypaczka i jeden z tamtej bandy. Potem Rogber znalazł jakąś klapę, a chłopi monetę, która była jedną z piętnastu potrzebnych do otworzenia tej klapy. Przy ciele karczmarza Felix znalazł jeszcze jedną monetę, tak że teraz mamy je dwie.
**********
Potem znowu straciłem przytomność i obudziłem się razem z Rogberem w jakimś pokoju. Wszędzie na zewnątrz były trupy, a Rog poszedł do tej klapy, do której mieliśmy znaleźć te monety, ale zamiast niej była jedynie głęboka dziura. Na dole była reszta bandy, a także zaginiona Astrid i jakiś człowiek. Felix wyglądał na oszołomionego, ale tylko on chciał mi powiedzieć co się działo gdy byliśmy nieprzytomni. Twierdził, że on i barbarzyńca wymordowali wszystkich pozostałych gości i to tylko dlatego, że miał ochotę ich zarżnąć. Na moje pytanie, czy któryś z gości miał te monety potrzebne do otwarcia klapy barbarzyńca zaczął wrzeszczeć coś w tym swoim dzikim, plugawym języku, z czego kompletnie nic nie zrozumiałem. Potem Astrid otworzyła jakieś drzwi, przez które nie mając zbyt dużej alternatywy przeszedłem. Za nimi Felix chciał popełnić samobójstwo jednak skrzypaczka mu przeszkodziła.
Doszedłem do wniosku, że moi towarzysze, wszyscy może poza Rogberem są chorzy na umyśle, i zabicie ich byłoby jedynie mniejszym złem, a nawet dobrym uczynkiem jeśli chodzi zwyczajną ludność Astyrii. Pewnie pozwoliłoby też uniknąć im długiej i bolesnej śmierci w rękach katów. Felix jest całkowicie niezrównoważony i utrzymanie go przy życiu może stwarzać zagrożenie dla zwykłych ludzi, a także szkodzić mojemu wizerunkowi. Astrid wygląda i prowadzi tryb życia idealny dla szpiega i zabójcy, bo przecież nikt nie podejrzewałby niewinnej skrzypaczki. Sądzę, że w rzeczywistości jest zabójczynią i tylko udaje taką pozbawioną ogłady i wychowania. Barbarzyńca mimo tego, że sprawiał wrażenie bardziej cywilizowanego okazał się całkowicie dziki i nieopanowany. Sądzę, że lepsze poznanie całej tej trójki ułatwi mi w przyszłości unikanie takich rzezi, a także kierowanie ich umiejętności przeciw moim wrogom, choć niewykluczone, że skrzypaczka jest już na ich usługach. W ostateczności zawsze mogę poprosić ludzi, którzy sponsorowali część mojej nauki o wynajęcie zabójców, którzy zajmą się tą kłopotliwą bandą. W każdym razie z pewnością już nigdy nie wyruszę z nimi w podróż zimą, a już na pewno nie w góry.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Sob 23:47, 14 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:28, 21 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Myślałem, że doszliśmy do wyjścia, ale niestety myliłem się. Nie mam pojęcia ile jestem w stanie znieść towarzystwa tych szaleńców. Byliśmy w jakimś gabinecie lub czymś podobnym, jednak zaraz ruszyliśmy w głąb korytarza. Co kilka metrów były drzwi, nie interesowało mnie jednak to co jest za nimi i odkrycie tego zostawiłem dla istot, które lepiej się do tego będą nadawać. Na końcu korytarza były duże drzwi, których Rogber nie dał rady w żaden sposób otworzyć. Tymczasem Felix znalazł skarb, który postanowiłem sobie obejrzeć.
W czasie badania skarbu do komnaty wpadł jakiś dziwny cieniowy pies, którego jednak udało mi się uwięzić na końcu mej włóczni. Po pokonaniu stworów znaleźliśmy w ich komnacie kraty, za którymi były jedynie schody. Na dole spotkaliśmy zakutych kuzyna Mekyona, maga Zenwara i jakiegoś człowieka. Po dość głośnym powitaniu ruszyliśmy dalej, stając nad przepaścią na której dnie były jakieś potwory.
Chwilę potem pojawiła się dziewczynka, która jak się zdaje była odpowiedzialna za całe to zamieszanie. Jeśli dobrze zrozumiałem chciała ona, żebym zamordował swoich towarzyszy, jednak musiałem jej odmówić. Zaraz potem moi nie grzeszący intelektem towarzysze, zamiast próbować przekonać ją, do uwolnienia nas, ci idioci próbowali przekonać ją, że potwory na dnie przepaści nie są jej przyjaciółmi, co jak łatwo było przewidzieć zakończyło się wybuchem złości. Zdaje się, że uratował nas Rogber choć nie wiem w jaki sposób. Chwilę potem pojawiła się Astrid i przekonała dzieciaka do wspólnej zabawy.
Potem nie działo się nic o czym warto by napisać poza tym, że ta banda idiotów biegała tam i z powrotem wciskając co popadnie i kradnąc co się dało. Jakimś cudem Felixowi udało się otworzyć te wielkie wrota na końcu korytarza, ale pewnie da się to wyjaśnić tym powiedzeniem mówiącym, że głupi ma szczęście. W sali były tylko kolumny, tron i dwa posągi gryfów. Okazało się, że jeśli ktoś usiadł na tronie to otwierały się ukryte drzwi. Kuzyn Fay odłupał łeb jednego z gryfów i postawił go na tronie dzięki czemu nie musieliśmy nikogo zostawiać.
W korytarzu rozdzieliliśmy się. Byliśmy już na zewnątrz, jednak wbrew temu co mówiłem reszta postanowiła wrócić się po Astrid i resztę. Kiedy już ich dogoniliśmy okazało się że toczą walkę z jakimś zmutowanym bykiem i ośmiornicą lub czymś podobnym. Rogber i Felix rzucili się im na pomoc, ja jednak tylko stałem i patrzyłem, bo przecież po co mam się męczyć, prawda? W końcu ruiny zaczęły się walić co zmusiło walczących do ucieczki. U podnóża góry trafiliśmy na grupę podróżnych, którzy nas ugościli, a także zaproponowali eskortę w drodze do najbliższego miasta.
Do tego ten idiota, Felix, ukradł duchowi jego medalion! Mam tylko nadzieję, że klątwa nie dosięgnie też mnie, choć muszę zauważyć, że razem z nią spada przydatność kotołaka jako sługi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:44, 28 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
W obozie do którego zeszliśmy po ostatniej przygodzie spotkaliśmy Elene, tę czarownicę, która towarzyszyła nam w czasie tego snu ze świeczkami. Poza tym dostaliśmy też mapy i dowiedzieliśmy się, że znajdujemy się we wschodnim Algerande co mnie zaskoczyło bo sądziłem, że Algerande jest równinnym krajem. W czasie podróży natrafiliśmy na zniszczony obóz, w którym dołączył do nas kolejny wariat, podający się za Davida Thomasa z Algerande. Zdaje się że był z nami w tych tunelach pod karczmą, choć potem chyba gdzieś zniknął. Okazało się że obóz, w którym się znajdowaliśmy należał do poszukiwaczy indeksu z pobliskiej baronii. Ostatecznie ruszyłem za nimi choć nie wiem po co. Może po prostu chciałem zobaczyć jeden z tych osławionych indeksów?
Zresztą powody dla których to zrobiłem są nieważne. Byliśmy w drodze cały dzień, a kiedy zatrzymaliśmy się na postój barbarzyńca chciał zmusić mnie do pomocy przy budowie szałasu. Tak jakbym miał zamiar spać w tym samym miejscu co ten morderca. Niestety w nocy zmógł mnie sen, jednak wbrew moim wcześniejszym obawom rano się obudziłem. Następnego dnia dotarliśmy do ruin, w których według ludzi, z którymi podróżuje może być indeks. W środku Astrid znalazła jakąś klapę, którą pozostali zeszli, ja jednak stwierdziłem, że wolę zostać na górze.
Kiedy ostatnie z nich zeszło na dół w mojej głowie rozległ się chichot, a jeden ze świeczników zapalił się. Kiedy do niego podszedłem zaczął chichotać jeszcze głośniej. Co dziwne wosk ze świec się nie topił, a ogień nie parzył. Po dotknięciu jednej ze świec na ścianie pojawił się napis, a chichot zamienił się w głos mówiący do mnie w niezrozumiałym języku. Po dotknięciu drugiej świeczki pod napisem, pojawił się drugi, większy. Co ciekawe kiedy to Astrid dotknęła jednej ze świeczek nic się nie stało. Ostatecznie udało mi się dotknąć naraz wszystkich pięciu świeczek co spowodowało pojawienie się jeszcze większego napisu, a także przerodzenie się głosu we wrzask. Poza tym otworzyło się jeszcze przejście w ścianie. W końcu jednak głos umilkł.
*Napis ze ściany*
Po przekroczeniu progu korytarza do którego przejście udało mi się otworzyć, głos znowu się odezwał. Szczególnie często powtarzało się słowo "farrung". Na końcu korytarza znajdowała się sala, w której głos znowu zaczął wrzeszczeć. Nie mogłem już tego wytrzymać, zacząłem krzyczeć, byle tylko zagłuszyć ten głos. Potem pojawił się barbarzyńca z indeksem, a głos zaczął wrzeszczeć coś o tym, żebym zabrał mu indeks. Na początku udawało mi się powstrzymywać przed atakiem na barbarzyńcę, ale kiedy podszedł nie wytrzymałem i musiałem zaatakować, byle by ten głos w końcu ucichł. Nie wiem co wydarzyło się dalej, któreś z nich chyba mnie ogłuszyło, ale kiedy się ocknąłem przynajmniej zniknął ten głos. Barbarzyńca zaczął mną rzucać, jednak Astrid kazała mu przestać. Może jednak nie pracuje ona dla moich wrogów.
Zastanawiam się czy to co przydarzyło mi się w świątyni było podobnej natury, jak specjalne umiejętności kuzyna Faya. Mam nadzieję, że nie bo nie uśmiecha mi się widzenie duchów czy nawet rozmowa z nimi, zdecydowanie bardziej wolę skupić się na żywych. Poza tym muszę zastanowić się czy z listem do moich opiekunów poza prośbą o przetłumaczenie tego dziwnego zdania i znaczenia słowa "farrung" nie wysłać również prośby o wynajęcie zabójców, którzy mieli by zająć się barbarzyńcą. Poza tym doszedłem do wniosku, że Astrid jednak nie pracuje dla moich wrogów. Miała wiele okazji w czasie, których mogła bez świadków mnie zabić, a jednak nadal żyję. Co do Elene to nie wydaje mi się by mogła służyć moim nieprzyjaciołom.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Sob 23:45, 28 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:34, 12 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Moi tak zwani "towarzysze" po raz kolejny udowodnili mi że nie są warci uwzględnienia ich w rozdawaniu majątków kiedy odzyskam już władzę w swoim hrabstwie. Mimo tego że większość z nas była zmęczona w tym ja po tym opętaniu czy też nawiedzeniu ledwo byłem się w stanie ruszać to i tak ruszyliśmy w dalszą drogę. Myślałem już że padnę ze zmęczenia kiedy w końcu zdecydowaliśmy się zatrzymać.
Niestety odpoczynek co chwila coś nam przerywało, a to koszmar Astrid, a to zniknięcie Elene i skrzypaczki poprzedzone przybyciem kuzyna Faya i jego bandy. Chwilę po tych wydarzeniach na naszą polanę wpadł jakiś dziwny osobnik, który powiedział, że to ten duch dziewczynki je porwał. Właściwie niewiele mnie to obchodziło, ale czułem, że jestem coś winny Astrid ruszyłem więc za nim.
Kiedy doszliśmy do resztek tego całego zamku, który przy moim wyglądał raczej jak kurnik, byłem całkowicie wyczerpany. Wiedźma i skrzypaczka leżały nieprzytomne na kamieniach i sprawiały wrażenie skamieniałych. Barbarzyńca wbiegł między nie i rzucił je w naszą stronę. O ile czarownicę złapał ten jej głupi strażnik to muzyczkę musiał łapać ten dziwny człowiek, Alarick. Wtedy pojawił się duch i oznajmił nam że mamy przynieść mu nową córkę albo skamieniałe panny pozostaną takie na zawsze. Do tego, żeby było nam "łatwiej" przemienił nas w ośmioletnie dzieci, w efekcie czego byłem zmuszony zostawić moją wspaniałą włócznię Przodków. Ten duch musi być naprawdę głupi skoro uważa, że jako dzieci łatwiej będzie nam odnaleźć dzieciaka.
Na szczęście najbliższe miasto nie było daleko i trafiliśmy do niego już po dwóch dniach marszu. Wydarzenia w samym mieście nie były zbyt ciekawe i pominę milczeniem to jak znaleźliśmy dziewczynkę. W każdym razie duch był zadowolony i odczarował Astrid. Teraz kiedy nie mam już u tej bandy żadnych długów poszukam kuzyna Faya i jego ludzi, bo wolę już towarzystwo tego psychopatycznego kota, Felixa z którym przynajmniej da się porozmawiać niż tych barbarzyńców i chłopów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:08, 22 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Udało mi się odnaleźć kuzyna Faya i jego kompanię. Po kilku dniach marszu zatrzymaliśmy się w jakiejś karczmie, gdzie już pierwszej nocy odpoczynku zbudził nas pożar. Nawet nie wiem jak ale znalazłem się z kuzynem Fayem, czarownikiem i bandą jakichś nieznanych mi ludzi. Nie zauważyłem by któreś z nich wyróżniało się czymś szczególnym, choć mimo wszystko mogli by się przydać przy moim planie odzyskania tronu. Jakaś kobieta z wilkiem cały czas twierdziła że zna lepiej ode mnie moje wierzenia wykazując przy tym ogromną arogancję w stosunku do obcych jej kultur. Pomijając jej małą wartość na polu walki, przez swoją arogancję nie nadaje się ona również do dyplomacji i szpiegostwa. Obudziłem się w podniebnym zamku! Nie mam pojęcia jak się tam dostałem, ale widok był niesamowity. Doszliśmy z kuzynem Fayem, że jest to zamek jednego z tych Tytanów o których nam opowiadano. Razem z nami był ten człowiek, którego kiedyś spotkaliśmy przy poszukiwaniu indeksu. Na jego temat niewiele da się napisać poza tym, że uważa się za niezwykle doświadczonego. Po za nim był tam też krasnolud twierdzący, że jest wspaniałym wojownikiem i mam nadzieję, że się nie mylił w ocenie swoich umiejętności. W zamku nie było trudno odnaleźć wyjście, te duże drzwi już samym sposobem zamknięcia zwracały na siebie uwagę. Za wrotami tymi znajdował się okrągły pokój i siedem dźwigni. W momencie, w którym weszliśmy do komnaty na ścianie pojawił się świetlisty napis "Początek końca". Kuzyn Fay stwierdził, że to znak zesłany przez Przodków, by ułatwić nam wędrówkę po tym nieziemskim zamku. Pierwszy za dźwignię pociągnął krasnolud lecz jego kolejność była błędna ponieważ nie stało się nic. Następny pociągnął kuzyn Fay, co zdaje się spowodowało wybuch śmiechu istoty od którego to dźwięku cierki przeszły mnie po plecach. W końcu dzięki pomocy Przodków udało mi się pociągnąć dźwignie w odpowiedniej kolejności co spowodowało otwarcie się portalu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:07, 27 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Po przejściu przez portal trafiliśmy do jakiejś dziwnej okrągłej komnaty z ośmioma drzwiami, siedem małych i jedne duże. Jak się okazało przeniosło nas w miejsce gdzie była też reszta grupy, czyli Ian, Astrid, ta irytująca kobieta z wilkiem i jakaś uzdrowicielka, która przedstawiła się jako Meilin. Zdaje się również, że krasnolud źle znosi teleportacje bo był nieprzytomny. Szybko odkryliśmy, że klucze do dużych drzwi znajdują się w mniejszych komnatach. W czasie zdobywania kluczy, nie wydarzyło się nic co miałoby większy wpływ na działania grupy.
W końcu udało się nam otworzyć wrota. Za drzwiami czekali już na nas elf, nazywający siebie Celem i nieznanej mi rasy istota, Lori. Cały czas mówiła o tym, że mamy pomóc jej towarzyszowi w wypełnieniu przepowiedni, a potem poprosiła nas byśmy poszli za nią do jej ogrodu, jednocześnie przywołując sowę, która miała zaprowadzić towarzyszące nam kobiety gdzie indziej. Ogród wyglądał całkowicie inaczej niż dowolny jego odpowiednik w Astyrii. Muszę przyznać, że nasza gospodyni odrobinę mnie przerażała. Po krótkim spacerze nasza przewodniczka zaprowadziła nas do innej, zniszczonej części ogrodu, w której to miała być ta cała przepowiednia.
W końcu doprowadziła nas do jaskini, w której znajdowała się księga z przepowiednią. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie przepowiednia, a jedynie księga, która według naszej gospodyni miała spełnić wszystko co w niej zapiszemy. Nie byłem w stanie uwierzyć, że nie trzeba w żaden sposób nigdy za to zapłacić, jednak pewność moich towarzyszy i słowa Lori przytępiły moją ostrożność na tyle, że wpisałem się tam nawet pomimo tego, że widziałem co się z nią działo kiedy zwlekaliśmy. Po wpisaniu do księgi naszych życzeń nasza przewodniczka poprosiła nas byśmy ruszyli dalej. Kiedy wyszliśmy z jaskini do jakiejś dziwnej komnaty opadły za nami kraty, a przed nami zapłonął ogień.
Pani Lori przemieniła się wtedy w ogromnego wilka i przywołała dwóch swoich mniejszych pobratymców. Jeden z tych mniejszych wilków rzucił się na mnie, próbowałem go zranić, jednak Przodkowie widocznie odwrócili się w tym momencie ode mnie, gdyż to ja zostałem ranny. Nie potrafię opisać tego co czułem, tym bardziej, że wiedziałem, że rana jest śmiertelna, wspomnę więc tylko, że widziałem jeszcze błysk, a potem ogarnęła mnie ciemność.
Po powrocie do przytomności pierwszą osobą jaką zobaczyłem była Lori. Wyglądało na to, że moi towarzysze zawiedli i zginęli z rąk wilków, a ja sam zawdzięczałem jej życie mimo, że jeszcze niedawno wciągnęła mnie w pułapkę. Kiedy ją o to oskarżyłem stwierdziła, że w pułapkę wciągnęła jedynie moich towarzyszy, a nie mnie, a na moje pytanie czemu mnie uratowała stwierdziła, że mimo, że ma królestwo to nie ma sług. Niezbyt podobała mi się wizja zostania jej niewolnikiem, tym bardziej, że pewnie pozbyłaby się mnie kiedy tylko bym się jej znudził. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie popełnić samobójstwa, jednak Lori stwierdziła, że to ona panuje tutaj nad życiem i śmiercią. Dodała też, że gdyby mi się udało, zająłbym jej miejsce. Jeszcze chwilę próbowałem przekonać Lori by wypuściła mnie, zaproponowałem nawet, że przysięgnę na mój honor, że załatwię swoje sprawy i powrócę do jej królestwa, jednak nie udało mi się jej przekonać.
W końcu moja niezbyt gościnna gospodyni poinformowała mnie, że Astrid próbuje odebrać jej moc. Muszę przyznać, że nawet rozbawiła mnie chęć skrzypaczki do konkurowania z Lori o jej królestwo, którą to myślą podzieliłem się z moją chwilową towarzyszką, która to poinformowała mnie że skrzypaczka współpracuje z kimś na kogo moc nie działa, gdyż nie jest on z tego świata. Wtedy jeszcze planowałem, gdyby doszło do konfrontacji zachować neutralność, jednak po chwili Lori złapała się za głowę, a mi otworzyła się rana, którą odniosłem w walce z wilkiem.
Znowu daruję sobie opis tego co wtedy czułem, po chwili jednak wszystko wróciło do stanu sprzed osłabienia mojej gospodyni, a rana sama się zasklepiła. Wyglądało na to, że moje życie zależało od pani Lori musiałem więc się z nią sprzymierzyć. Jeszcze kilka razy pani Lori traciła kontrolę i jeszcze kilka razy moja rana się otwierała, a do tego moja nowa sojuszniczka stwierdziła, że tajemniczy sprzymierzeniec Astrid jest od niej silniejszy. Mimo wszystko jeśli chciałem żyć musiałem przeciwstawić się moim dawnym towarzyszom.
Pierwsza wpadła ta dziwna kobieta z wilkiem, a zaraz potem reszta spotkanej w tym królestwie istot. Astrid od razu rzuciła się na Lori, której moc jak się zdaje sabotował sojusznik skrzypaczki. Wiedziałem, że moją jedyną szansą było zadanie muzyczce śmiertelnego ciosu zanim moja rana się otworzy, jednak na drodze mej włóczni stanęli ten wilk i krasnolud Mognar, przez co Astrid udało się dosięgnąć pani Lori. Potem zobaczyłem błysk, poczułem krew i straciłem przytomność.
Świadomość odzyskałem w spalonej już karczmie, w której to zaczęło się to wszystko. Zdaje się, że mimo, że próbowałem ich zabić oni uleczyli moją ranę, choć nie mam pojęcia czemu to zrobili i prawdopodobnie nigdy nie zrozumiem ich motywów. Jedynym sensownym wytłumaczeniem wydaje się być fakt, że sądzili, że jestem całkowicie podporządkowany Lori i chyba tylko to sprawiło, że nie spotkałem jeszcze Przodków. Martwił mnie jedynie sojusznik Astrid, ale zdaje się, że stracił życie w wyniku walki o to dziwne królestwo. Przynajmniej teraz Astrid nie będzie, aż tak bardzo groźna tym bardziej, że nie będzie już dążyć do celów, które wyznaczał jej ten jej sprzymierzeniec, którego celów nie jestem w stanie się domyślić. Zastanawiająca jest osoba Meilin, która to jak się zdaje mnie uleczyła, mimo że nie miała w tym żadnego celu. No chyba, że i ona chce bym został jej sługą w co jednak wątpię, ponieważ od jej magii nie jestem uzależniony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:17, 16 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Odpoczynek po wydarzeniach w spalonej karczmie nie trwał zbyt długo i już następnego dnia ruszyliśmy w dalszą drogę. Na szczęście moi towarzysze nic nie wspominali o tym co działo się kiedy byłem uwięziony przez Lori. W drodze nieco doskwierała mi moja rana, ale nie aż tak bardzo jak wtedy gdy Meilin ją opatrywała. Na szczęście niedaleko znajdowała się wioska, w której nasza grupa została powitana w dość niecodzienny sposób. Mianowicie jakiś dziwny człowiek zrzucił na amulet Astrid kowadło. Zapowiadało się całkiem ciekawe widowisko, ale stwierdziłem, że odnalezienie medyka jest ważniejsze. Jakiś człowiek powiedział, że znajdę jednego w karczmie, w której spotkało mnie kolejne zaskoczenie a mianowicie kiedy ten medyk zaczął opatrywać moją ranę podeszły do mnie Rita i Viktoria. Muszę przyznać, że ich widok nieco mnie zaskoczył i nie spodziewałem się spotkać ich tutaj. Zdaje się, że w szukały w tej dziurze ludzi, którzy wyruszyli by z nimi do jakichś ruin.
No cóż jako, że i tak nie miałem nic ciekawego a w ruinach nie spodziewaliśmy się zbytnich niebezpieczeństw zdecydowałem się wyruszyć z nimi. Na miejscu nie było nic ciekawego, poza duchem jakiejś kobiety, która chyba chciała nowego ciała lub czegoś podobnego. Rita w międzyczasie próbowała dobrać się do zawartości jakiejś skrzynki która poraziła ją piorunem. W czasie gdy reszta rozbiegła się po całych ruinach postanowiłem obejrzeć sobie tę skrzynkę. Ku mojemu zdziwieniu kiedy jej dotknąłem nic się nie stało z łatwością dało się ją również otworzyć. W środku znajdował się sztylet wyglądający na srebrny, który postanowiłem podarować Ricie, ze względu na to, że to ją najbardziej interesowała ta skrzynka. Nagle wszędzie pojawili się Przodkowie, którzy poprosili mnie bym dźgnął tym sztyletem w serce upiora. Kiedy to zrobiłem od razu poczułem się lepiej, zdaje się też że reszcie znudziły się ruiny, wróciliśmy więc do karczmy.
Na miejscu była już Erin, ta która kupiła Zenwara. Postanowiła opowiedzieć nam o swoim najnowszym planie zbadania jakichś ruin. Do tego zafundowała nam wszystkim kolację za własne pieniądze. Nie siedziałem, na dole karczmy zbyt długo, szybko udałem się na spoczynek. Kiedy rano wstałem wszyscy byli już gotowi do drogi, w którą zresztą zaraz ruszyliśmy. Już w labiryncie Viktoria i Rita spanikowały, zdaje się, że nie lubią one ciemnych korytarzy. W każdym razie coś nas sprawiło, że wszyscy straciliśmy przytomność.
Obudziłem się w towarzystwie Erin i jakiegoś elfa, którego zresztą po chwili handlarka niewolników zadźgała. Nie wiem co ona przeżyła ale na pewno nie jest w pełni władz umysłowych, bo zaraz zaczęła zastanawiać się nad jakimiś rozrywkami ostatecznie twierdząc, że wyśle mnie do jakiegoś Moonswick czy czegoś podobnego jako posłańca. Nie miałem zamiaru się na to godzić, Erin zaczęła grozić mi sztyletem, wpadł jej towarzysz i obudziłem się w Moonswick.
Samo miasto okazało się nie być zbyt gościnne i już od razu po moim pojawieniu się w nim napadła mnie banda jakichś stworków ze szpiczastymi uszami i rogami. Próbowałem się bronić, ale było ich za dużo i nie miałem Gae Bulga. Po chwili znudziło im się jednak bicie mnie i poszły w swoją stronę, a mi pomogła jakaś kobieta o szarej skórze i bordowych włosach. Mam nadzieję, że Erin rozbawiło się to co mnie tu spotkało bo jeśli wpadnie w moje ręce to zanim ją uśmiercę będzie mnie błagać o litość. Do tego na ręce pojawił mi się jakiś tatuaż, prawdopodobnie tę całą wiadomość, którą mam tu przekazać, choć dobrze by było gdybym wiedział chociaż kto ma ją otrzymać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:40, 17 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Na szczęście dom tej szarej kobiety nie znajdował się daleko i już po krótkiej chwili raczej nieprzyjemnej drogi byłem na miejscu. Wnętrze nie było zbyt przyjemne dla oka, wszędzie jakieś fiolki, książki w nieznanych językach i dziwne urządzenia co do których to chyba wolałbym nie wiedzieć do czego służą. Po krótkiej rozmowie zapytałem się mojej gospodyni zapytałem się ją o Erin. Co prawda zgodziła się, ale w zamian miałem pozwolić jej zbadać swoje sny. Jako, że i tak nie miałem zbytniego wyboru jeśli chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o moich nowych wrogach przystałem na jej propozycję. Podała mi jakiś flakonik z miksturą, która jak się zdaje miała sprowadzić sen, ale co stwierdziła chwilę potem jak już to wypiłem, dawka była zbyt duża.
Na początku zobaczyłem ślub Rity i Sereny, do tego koło mnie kręciła się Elene i atakował mnie Ian, którego przebiłem Gae Bulgiem i który wtedy zmienił się w kuzyna Faya po czym ten sen się skończył. Nagle wszystko się rozmyło i stałem się świadkiem jednego z najgorszych koszmarów jakie mogły by się mi przyśnić daruję więc sobie jego opis i powiem tylko tyle, że gdy się po nim obudziłem, aż zwymiotowałem na podłogę mej gospodyni, która nie dość, że uraczyła mnie swoją durną interpretacją to jeszcze stwierdziła, że te dwa sny nie wystarczą, po czym jak gdyby nigdy nic powiedziała, że to nadmiar tej jej mikstury mógł spowodować te głupie koszmary.
Ku mojemu niezadowoleniu kobieta nie chciała powiedzieć mi co wie o Erin póki nie przeprowadzi badań znowu, tym razem w jakiejś specjalnie przeznaczonej do tego celu badań, która wyglądała jak sala tortur. Gdybym był w Astyrii w tym momencie opuściłbym jej dom i nigdy więcej tu nie wracał, ale raczej nie miałem ochoty na spotkanie mieszkańców Moonswick. Kiedy położyłem się już na tym dziwnym stole, szara kobieta wstrzyknęła mi coś mówiąc, że ten środek jest bezpieczniejszy i mniej zawodny. Miałem tylko nadzieję, że znowu się nie pomyli i nie da mi czegoś co spowoduje koszmary.
Na początku była ciemność a potem pojawiła się karczma, ta sama w której spotkałem Ritę, Viktorię i Astrid. Cały sen był jedynie odwzorowaniem tamtej przygody, choć kiedy pojawiła się Erin musiałem powstrzymać się by jej nie zaatakować. Po odebraniu nagrody wszystko się rozwiało, a pojawiła się łąka na skraju lasu, na której znajdowała się Rita i dzieci. To było dziwne tym bardziej, że skądś wiedziałem, że są to dzieci moje i Rity co jest raczej niezgodne z moimi planami, ale ku mojemu coraz większemu zaskoczeniu nagle pojawili się słudzy, którzy poinformowali mnie, że jestem najpotężniejszą osobą w Astyrii i pokazali mi poświęcony mnie ołtarz i stojący za nim ogromny posąg. Muszę przyznać, że dziwnie jest oglądać siebie samego kiedy nie sięga się sobie nawet do pasa. W sumie ten sen był nawet całkiem przyjemny.
Po przebudzeniu moim oczom ukazał się widok jakiegoś dziwnego urządzenia, które po chwili ta dziwna kobieta odsunęła sprzed mojej twarzy. Po krótkiej rozmowie w czasie której dowiedziałem się, że moje sny mają dziwną aurę tak jakbym to nie ja je śnił i że sam jestem snem według niej wyśnionym nawet sam przez siebie. Miałem dość tych bzdur i jej towarzystwa tym bardziej, że nie powiedziała mi nic przydatnego o Erin, pokazałem jej więc swój tatuaż, na co ta kobieta zaczęła wrzeszczeć, że zostałem naznaczony przez Erie Vanae, która jest tutejszą boginią snów czy czegoś podobnego. Jako że w końcu powiedziała coś przydatnego postanowiłem drążyć ten temat co okazało się być dobrym pomysłem, ponieważ dowiedziałem się przynajmniej gdzie mam dostarczyć tę wiadomość.
Dostarczenie wiadomości nie było zbyt trudno, a jedynym problemem okazały się znowu te stworki, które tym razem napadły mnie z bronią. Gdy się obudziłem zobaczyłem Erin i jej towarzysza, którego nazwała Tarionem rozmawiających ze sobą. Po krótkiej rozmowie wpadła ich służka, która po wyjściu swej pani rozwiązała mnie i wyprowadziła z tej jaskini, po czym zaprowadziła do wioski z kowadłem, która okazała się być całkiem niedaleko. Co prawda w każdej chwili mogła pojawić się tu Erin, ale byłem głodny wszedłem więc do karczmy, zjadłem i wypiłem po czym ruszyłem w dalszą drogę, na której stanęło czterech niezbyt inteligentnych choć wyglądających chociaż w niewielkiej części na wampirów ludzi. Zdaje się, że mi grozili, ale kiedy jeden z nich się na mnie rzucił i sam nadział na Gae Bulga reszta uciekła. Zastanawiam się jak bym się poczuł zabijając kogoś inaczej niż w obronie własnej i czy też w żaden sposób bym się tym nie przejął tak jak było w przypadku tego oszalałego półelfa i tego człowieka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Nie 23:48, 17 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 2:02, 05 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Zdrada. Ciężko jest zebrać mi myśli, dlatego postanowiłem opisać ostatnie wydarzenia - być może nigdy nie powinienem zaniedbywać swojego pamiętnika aż tak bardzo. Minęło kilka dni odkąd rozdzieliłem się z Rit i Charliem. Dokładnie tyle wystarczyło bym na skrzydłach Ushy doleciał do Vooriden. Wylądowaliśmy niedaleko od zamku, gdzie żmij przybrał swoją ludzką formę, nie chcieliśmy bowiem wzbudzać zbędnego zamieszania. Była już noc kiedy dotarliśmy do miasta, wyjątkowo zresztą cichego. Nie traciliśmy czasu i udaliśmy się prosto do zamku. Pierwszym niepokojącym znakiem było to że wrota, pomimo późnej pory, były otwarte. Nie były potrzebne kolejne - na dziedzińcu leżały ciała kilku moich gwardzistów, najwyraźniej zabitych kiedy byli zaskoczeni i bezbronni. Fortunnie, niezależnie od tego kim byli, napastnicy nie wystawili wart ani nie starali się pilnować wrót. Nieco bardziej niepokojącym wariantem było to, że mogli mieć ze sobą maga. Prawdę mówiąc, stanowiło to problem tylko dla mnie - nie sądzę by ktokolwiek poniżej rangi mistrza stanowił prawdziwe zagrożenie dla Ushy, nie wspominając o zbrojnych. Poprosiłem żmija by ze mną poszła i wkroczyłem do zamku. Przemilczę teraz dokładny opis tego co nastąpiło później - dość powiedzieć że wrogami okazali się być żołnierze z Angyar, eskorta Lile, mojej "narzeczonej". Udało nam się odnaleźć kilku niedobitków mojej własnej gwardii i razem z nimi, dzięki ogromnej pomocy Ushy, pozbyć się napastników. Tych kilku którzy przetrwali kazałem uwięzić i przesłuchać. Nie wszystko poszło jednak po mojej myśli - nie zdążyliśmy by uratować Lleua. Większość życia spędziłem z dala od niego, wciąż był jednak tej samej krwi co ja. Gdybym tylko nie odesłał Leafira... Przydzieliłem straż Lile, przynajmniej dopóki nie dowiem się więcej. Ponoć zapewnia, że o niczym nie wiedziała. Teraz to i tak bez znaczenia, przynajmniej dopóki nie dowiem się wszystkiego co wiedzą jej strażnicy. Pozostało kilka minut do świtu, ktoś sprowadził ludzi z miasta by zajęli się ciałami. Kazałem odnaleźć i przekazać kapitanowi gwardii rozkaz do powrotu. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić.
Mam nadzieję, że u Rity wszystko w porządku...
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Pią 18:41, 06 Lis 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:17, 08 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Leafir powrócił. Wieści jakie ze sobą przywiózł nie były dobre - najwyraźniej Louis Renart zamordował swojego ojca i rozpoczął rebelię. Co gorsza, Rita i Charlie znajdowali się wtedy na jego dworze. Sądzę, że nie spotkała ich krzywda - Usha raczej wiedziałaby, gdyby było inaczej. Skrzywdzenie ich mogłoby wywołać wojnę z Ailenorem. Musiałby być głupcem by zrobić coś takiego. Na pewno nic im nie grozi. Ja pozostaję jednak bezsilny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Nie 1:18, 08 Lis 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:38, 08 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Odbył się pogrzeb mojego brata i moich ludzi. Leafir zaproponował odwiedziny u ojca Lile, na co przystałem. Każda kolejna godzina sprawia, że tracę zmysły. Najwyraźniej cały podstęp miał na celu pozbycie się mnie lub przejęcie Vooriden jeszcze zanim wojna naprawdę się zacznie. Poprosiłem Ushę by poleciała strzec Rity i razem z Leafirem wyruszyłem na spotkanie z najemnikami, których wynajął gdy tylko dowiedział się o ataku na moje włości. Było ich piętnastu i nie wyglądają na takich których chciałbym mieć za wrogów. Tym lepiej. Po uzgodnieniu szczegółów ruszyliśmy w stronę Angyar. Może w międzyczasie dowiemy się więcej o tym gdzie znajduje się Rita i wydostaniemy ją stamtąd.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mitaon dnia Nie 1:42, 08 Lis 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Mitaon
Bezmózgi troll
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:33, 09 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Długo czasu zastanawiałem się co zrobić z ojcem Lile. Mogłem go zabić, porwać lub szantażować życiem jego córki, prawdę mówiąc jednak, żadne rozwiązanie nie mogło przynieść mi prawdziwej korzyści. Było oczywiste, że działał on we współpracy z Louisem, mało prawdopodobna była jednak możliwość by wiedział gdzie może znajdować się Rita. Nie było to jednak niemożliwe. W trakcie podróży okazało się, że jeden z wynajętej przez Leafira piętnastki jest magiem - niezbyt co prawda potężnym, wystarczająco jednak by móc oszukać kogoś iluzją lub uśpić kilka osób. Obecność kogoś takiego znacznie zwiększała szanse powodzenia naszej "misji". Sama droga przebiegła zadziwiająco spokojnie i bez żadnych dziwniejszych wydarzeń - być może jedyną godną odnotowania rzeczą była mniejsza ilość podróżujących. Podobno Morfydd i jego brat zbierają armię w pobliżu Wyndam. Dziwne.
Ruszymy po zmroku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|