Forum Rollage yn Astyr - Original RPG
RyA - Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanka złośliwe :]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Daewen
Gość





PostWysłany: Nie 21:36, 18 Sty 2009    Temat postu: Opowiadanka złośliwe :]

A więc.. Autorami poniższego opowiadania są Master, trzecia w nocy, złośliwość i ja Very Happy
Nie dostało się wszystkim, bo za dużo mamy osób... Nie martwcie się, przyjdzie wasza kolej ;]

Jeśli ktoś chce się zemścić... Zapraszamy do pisania Very Happy

Część pierwsza przeze mnie składana, część druga w formie oryginalnej, część trzecia przepisana z esemesów xD

ENJOY XD



ROLLAGE'OWA WYCIECZKA



To był jeden z tych dni zimy, kiedy powietrze niosło już zapowiedź nadchodzącej wiosny... Powoli się ocieplało i cała natura zaczęła wylegać na zewnątrz... Tym samym Rollage także opuścił domowe pielesze i postanowił wybrać się na wycieczkę…
Vivi rzuciła pomysłem by udać sie do lasu, na co Kae zareagował niezwykle entuzjastycznie "To jest świetny pomysł, tak chodźmy do lasu, jest piękny o tej porze roku". Reszta tylko rozejrzała się po sobie, nie mając odwagi sprzeciwić sie bardziej kapłance niż dwumetrowemu genasiemu ognia.
"Tak, Lady Vivienn! Las o tej porze to najcudniejszy widok, jaki można sobie wymarzyć!" zawołał pełen entuzjazmu Celerian, tym samym wywołując u Kaego odruch przypominający wrzenie wody w czajniku... Ale to nie był koniec udręk genasiego. "Pozwolisz, Milady, sobie towarzyszyć?" - dodał młody prawie-rycerz, podając Vivienn ramię. Krew Kaego osiągnęła temperaturę wyższą niż wymagającą by zawrzeć.
"Ho, ho, Kae, spokojnie, przyjdzie i Twoja kolej" - Master wybuchnął śmiechem po tych słowach i szybko uciekł za najbliższe drzewo, wiedząc ze ogień genasiego go tam nie dosięgnie pod groźbą kapłańskiego gniewu za zniszczenie natury.
"Zauważyłaś, że pod tą ostoją spokoju, jaką wydaje się Vivi, kryje się tak naprawdę mały terror?" - mruknęła Dae do Tourvi... Jednak Tou jej nie usłyszała, bo Dae wciąż pozostawała niematerialna... Vivienn tymczasem, również nie słysząc tych słów, z wdzięcznym i pełnym niewinności rumieńcem ujęła ramię swego rycerza i ruszyła w kierunku lasu.
"W stu procentach sie z Toba zgadzam!"- krzyknął zza naturalnej ściany ochronnej Mr, zupełnie zapominając o tym, że tylko on słyszy Dae - "Assir! Ostudź trochę zapały Celeriana ^^"- dodał po chwili, mając nadzieję, że mag odkręci kurek z woda nad głową rycerza.
Mago-druid nie mógł jednak spełnić prośby Mastera, ponieważ zbytnio zajęty był pojedynkiem z Ravem. Był to, co prawda, pojedynek jedynie na spojrzenia, ale każdy, kto widział chęć mordu w oczach młodego maga, pomyślałby dwukrotnie zanim spróbowałby temu przeszkodzić.
Kal z Tomem jak zwykle szli z tyłu, razem z drużynowa bibliotekarką - Mariką, pomagając Jej nieść wielkie stosy ciężkich książek, bez których nie chciała się ruszyć z domu (właściwie to nigdy sie bez nich nie rusza, więc nie powinno to już Was dziwić…) "Dziękuje, chłopcy, że zgodziliście się mi pomóc, sama nie dałabym sobie rady z tym wszystkim" -rzekła do nich dziewczyna, uśmiechając się od ucha do ucha. Odpowiedzieli Jej pewnie uśmiechem, ale zza wież tomisk nie było ich widać… "To dla nas przyjemność" - niemalże chóralnie odpowiedzieli.
Tourvi wzruszyła ramionami, widząc ich starania i pogryzając jabłko wyciągnęła Mastera zza drzewa i ruszyła za ekipą. "Joł, popilnujcie domu! My idziemy na spacer!" - rzuciła do pozostawionej z tyłu reszty. Dae pokiwała głową, niestety nikt tego nie zauważył.
"Jak tu pięknie i malowniczo, nieskazitelnie czysta natura, brak jakichkolwiek znaków działalności człowieka..ahh.." - Vivienn aż westchnęła podziwiając las, jej zachwytu nie podzielali idący za nimi Master z Tou. "Czym ona sie tak zachwyca? Tymi badylami bez listków?" Tou, nie wiedząc jak zaprotestować, rzuciła hasłem: poznęcajmy się nad Kae!
Na owe hasło Dae aż zaklaskała w dłonie. "Master, przypomniało mi się! Gdzieś tu w lesie zostawiłam kiedyś swoją skrzyneczkę z eliksirami! Wciśniemy komuś eliksir miłości i będzie ubaw!" zachichotała.
"Słyszałaś, Tuś?! A nie, nie mogłaś słyszeć. Dae ma gdzieś tu w lesie zakopaną skrzynkę z eliksirami! Kogo naszprycujemy miłosnym? Może Vivi i Celeriana?" - widać Mr już układa sobie w głowie cały plan zabawy na tą wycieczkę.
"Im to chyba niepotrzebne... chociaż pewnie dodałoby to pikanterii" Tou bez namysłu przyklasnęła pomysłowi. Po krótkich poszukiwaniach, udało im się odnaleźć ukryte eliksiry. "A może tak podsunąć taki też Ravowi i Assirowi? Przestaliby tak na siebie warczeć..." - zasugerowała Dae ze złośliwym uśmieszkiem.
"Od razu napójmy wszystkich i uciekajmy by nas nie zobaczyli po wypiciu, wtedy dopiero będzie jazda!" rzuciła Tou do pozostałej dwójki… właściwie bardziej do Mastera, bo Dae nie widziała, ani nie słyszała. Mr w tym czasie nieco z tylu stał na straży, by nikt nie zdemaskował ich wrednego planu.
"Ideolo!" wyszczerzyła kły wampirzyca, przez chwilę zapominając, że Tou jej raczej nie mogła odpowiadać. "Przelejmy to do bukłaka i dajmy reszcie, najpierw zapadną w sen i zakochają się w pierwszej osobie, jaką zobaczą po przebudzeniu" - zachichotała.
„Jesteśmy okropni… to w nas lubię” - Mr uśmiechnięty podbiegł do dziewczyn i pomógł im przyrządzić oranżadę dla reszty. W tym samym czasie, niczego niespodziewająca się reszta ekipy podążała z wolna dróżką, tą samą, którą wyprzedzili ich Dae, Tou i Mr. Kae rozmyślał o tym jak dokopać i pozbyć się Celeriana, Rav jak zniszczyć Assira, a Tom z Kalem, o czym tu zagadać do Mariki, która olewała ich, czytając jakąś wyjątkowo grubą książkę.
"Moi drodzy!"- Dae zaszła drogę ekipie - "czas się napić, odwodnienie jest groźne dla organizmu!" - zawołała entuzjastycznie... Po czym zrzedła jej mina, gdy wszyscy przeszli obok niej - a niektórzy przez nią - nie poświęcając jej uwagi. Zrezygnowana podeszła do roześmianego Mastera. "Lepiej wy spróbujcie".
"Nie no, czemu? Dobrze Ci idzie przecież" - trochę mu mina zrzedła, gdy wystraszył sie ciosu, Dae… który i tak nie mógł go trafić - "No dobrze, dam im to. Darmowa oranżada!" - wrzasnął za nimi i czekał tylko na chwile, gdy zawrócą na pięcie.
"Nie tak, Master" - Tou przejęła bukłak i podeszła do reszty. "Oranżada pokoju! Wszyscy wypijmy zdrowie... Dae!" - ponieważ zabrzmiało to jak groźba, a mimo że nikt jej nie widział, wszyscy instynktownie czuli jak wampirzyca zaciska pięści, wszyscy napili się oferowanego im napoju. Tou złapała bukłak i razem z Masterem schowała się na drzewie wśród gałęzi, podczas gdy Dae, czując się bezpieczna, siadła przy towarzystwie, przyglądając się im i zaśmiewając.
Sen ich zmorzył szybko, już po chwili Kae wpadł w furię, gdy Vivi wpadła w ramiona Celeriana i zasnęła jak dziecko. W momencie, gdy juz miał uderzyć naszego rycerzyka, zmęczenie dopadło i jego, potknął się o kamień i przewrócił na Celeriana i trzymaną przez niego Vivi. Po chwili spali już wszyscy, wspomniana trójka, magowie - obok siebie nadal jak gdyby "walczący wzrokiem" - mimo zamkniętych oczu - i Marika, wraz z Tomem i Kalem na stosie książek. "Mam nadzieję, że nikt nie spojrzy w górę" -Mr szeptem zwierzył się Tou.
"Nie bój się, zbytnio powinni być zajęci sobą" - odparła szeptem Tou. Dae natomiast zaczęła uważnie przyglądać się wszystkim śpiącym, chichocząc pod nosem. Na efekty długo nie trzeba było czekać...
Pierwszą osobą, która się przebudziła, był Rav."O, patrzcie, zaczyna się!"- zadowolona wampirzyca zawołała do pary znajdującej się na drzewie. Mag ognia przetarł oczy i spojrzał przed siebie… Spał twarzą w twarz z Assirem. Jego oczy nie były takie jak zwykle, były takie... maślane! Rozczulone! Delikatnie pogładził ręką włosy kompana.
Pod wpływem dotyku mago-druid warknął coś... Ale gdy otworzył oczy, jego spojrzenie również złagodniało. Chwycił dłoń maga ognia i przytrzymał ją przy swoim policzku. "Masz takie ciepłe ręce..." szepnął, przymykając zalotnie oczy. "Czy to w związku z ogniem w twoim sercu?" dodał, a Tou i Master musieli mocno się złapać, by nie spaść z drzewa ze śmiechu.
„Rozgrzewa mnie miłość do Ciebie, przyjacielu, gdyby było tak jak mówisz, czy Ty nie powinieneś być chłodny? Choć to bez znaczenia… I tak podgrzeje Cię do wrzenia…” -magowie uśmiechali się do siebie nawzajem, rzucając komplementy, gdy obudziła sie Marika i pierwszą rzeczą, którą ujrzała, były książki! Te piękne książki w skórzanych okładkach, z pozłacanymi tytułami! Przejechała palcem po jednej z nich. "Piękna!" - pomyślała -"jak mogłam żyć tak blisko was i nie zauważyć tego, jak mogłam nie dostrzec tak zniewalającego piękna?"
Przytuliła opasłe tomiska mocno do siebie, rozkoszując się ich dotykiem, ich zapachem... Aż Tom otworzył oczy. I spojrzał na trzymającą księgi Marikę. Jego serce zabiło mocniej "Ona jest taka piękna... I taka mądra... " - pomyślał, wpatrując się mocno w dziewczynę. "Jak jej zaimponować? Co mam powiedzieć? Co zrobić, co zrobić?!" - myślał gorączkowo.
Dae nie mogła juz wytrzymać ze śmiechu - zataczała się jak głupia, tak samo jak i Tou z Masterem na drzewie. "Jak można się zakochać w książkach" - przechodziło im przez myśl. "Biorąc jednak pod uwagę, że to Marika - możliwe". Tom wreszcie zdobył się na odwagę. "Ma..Marika..jakaś Ty mądra, nie ma w tym języku słowa by opisać Twoją wiedzę, tą nieodpartą, bijącą od Ciebie aurę inteligencji" -po chwili zrobił się cały czerwony, zdając sobie sprawę, że to, co powiedział mogło zabrzmieć głupio. Że to niewystarczające jak dla niej… jednak nie wiedział, co mówić dalej.
Jednak nie musiał się wstydzić. Marika nie usłyszała ani jednego z jego słów, w całości pochłonięta swoimi najdroższymi, najcenniejszymi, najwspanialszymi księgami... Tuląc je do siebie przypadkiem trąciła łokciem Kala, który otworzył oczy... I spojrzał na Toma. Aż mu szczęka opadła.
Obudził się w nim zwierzęcy instynkt, jak samiec wilka w okresie godowym chciał za wszelka cenę zaimponować Tomowi. Wstał, i niby na rozbudzenie, zaczął się przeciągać, napinać mięśnie przed oczyma Toma… ale temu nie to było w głowie, zapatrzony był w Marikę, jego miłość.
Tou niemal spadła z gałęzi, jednak Master przytrzymał ją w ostatniej chwili. Oboje myśleli, że zaraz ze śmiechu.. no... nie będą mogli potrzymać potrzeby fizjologicznej. Dae krążąc między tymi na ziemi także zataczała się ze śmiechu. "Tylko ci jeszcze śpią" chichocząc podeszła do Vivi, Celeriana i Kaego. "Heeeej, pobudka!" - nachyliła się tak, że jej głowa znalazła się między Kaem a Celerianem. I gdy Kae otworzył oczy, jego wzrok padł na Celeriana... po drodze przecinając niematerialną wszak Dae.
"Boże.. Czemu ja go tak nienawidziłem? Czemu się złościłem o tą głupią Vivienn, przecież ona nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Jak mogłem być tak głupi? Choć z drugiej strony… Gdzie jest Dae? Ach, gdzie jest nasza drużynowa piękność? Z drugiej strony.." - ręka Kaego dotknęła Celeriana, który przewrócił sie na drugi bok, zaspany. "Trudny wybór, Dae?… Celerian? Jak ja mogłem czuć coś do Vivienn" - spojrzał na kapłankę z niemal obrzydzeniem.
Vivienn, jakby czując instynktownie czyjąś niechęć, odruchowo mocniej wtuliła się w Celeriana, co wywołało zgrzyt zębów Kaego. Kiedy kapłanka otworzyła oczy, pierwszą osobą, jaką napotkał jej wzrok był jej rycerz. Uśmiechnęła się promiennie. "Bogini, jaką ja jestem szczęściarą! Leżeć tu z tak cudownym mężczyzną przy moim boku..." - pomyślała, lekko muskając wargami policzek Celeriana, co wywołało kolejne zgrzytnięcie zębów Kaego.
Celerian źle się czuł, męczyły go koszmary, wydawało mu się, że w brzuchu działa na niego jakaś siła nieczysta, a może tak było naprawdę? Nie mógł dłużej zwlekać, bo mogło się to dla niego źle skończyć, zwymiotował prosto przed siebie. „Ouuuu…” dobiegły głosy z góry, gdy Cel zrobił to prosto na Vivi. O dziwo ta się nie zraziła, wytarła twarz i dalej wpatrywała się w swego rycerza.


CZ. II.

Dae znieruchomiała, przyglądając się rycerzykowi. Gdy ten potoczył dookoła półprzytomnym wzrokiem, zaklęła. "Niech licho porwie go i jego delikatny żołądek!" warknęła. Master z góry zapytał cicho, co się stało. "Widać jego organizm nie przyjął eliksiru... Popsuł zabawę" wyjaśniła rozzłoszczona, także tym że wydawało jej się, że Kae się w nią wpatruje. A przecież była niewidzialna.

ale chyba jednak to byla rzeczywistosc,Kae wyraznie szedl w strone Dae,co widziala tylko ona sama i master na drzewie,dla innych wygladalo to jakby Kae chcial zaraz przytulic drzewo pod ktorym stala Dae."Nie dobrze"pomyslala sobie i ukryla sie za drzewem majac nadzieje ze jednak Kae zakochal sie w drzewie.Tym czasem Kal zakradl sie na tylyToma..

Podchody Kala zostały jednak przerwane dość gwałtownie. Rozzłoszczony Tom machnął jakimś gruuuubym tomem (xD) aby zwrócić na siebie uwagę Mariki i... trafił nim wilkołaka w głowę. Kal osunął się na ziemię. "Jak on pięknie ciska tomami.." - to była jego ostatnia myśl.

Tom nie zwrocil uwagi na znokautowanego kolege,a to dlatego ze wlasnie teraz rozwscieczona Marika wydziera sie na niego "Jak mogles?! Jak mogles to zrobic?!Ty bezduszniku!Mogles go zabic!" - i wnet podbiegla do lezacego Kala,podniosla ksiazke i zaczela do niej szeptac "juz dobrze,juz dobrze malenka,nic ci nie bedzie"

Tymczasem Vivienn skończyła się wycierać, ciągle wpatrując się w rycerza jak w obrazek. Celerianowi w końcu udało się zogniskować spojrzenie. "Lady Vivienn?" - spojrzał na nią zaskoczony. "Taaak?" - spytała kapłanka głaszcząc jego policzek, wpatrując się wzrokiem głodnego wilka. "Um...ee.... - rycerz nieco się zawstydził - co tu tak... nieprzyjemnie pachnie?" - pociągnął nosem.

"Oj..bo,przepraszam"Kaplanka posmutniala i zerwala sie na nogi poszukac strumyka by sie umyc,Celerian nie wiedzac o co chodzi wstal i spojrzal na Kaego przytulajacego sie do drzewa,do drzewa we wnetrzu ktorego byla Dae."Patrz!"Master rzucil galazke na glowe Kaego.

"To nie jest śmieszne!" wrzasnęła Dae, która wymknąwszy się tyłem pojawiła się na gałęzi koło Tou i Mastera. "On nie ma prawa mnie widzieć! Jestem mężatką, szlag!" - wampirzyca była roztrzęsiona. Na dole natomiast Kae rozejrzał się, potrząsnął głową i odsunął od drzewa... Jego wzrok padł na Celeriana. Rycerz odruchowo przełknął ślinę. "La...Lady Vivienn, nie oddalaj się sama!" - pobiegł w kierunku, w którym udała się kapłanka.

"Tou wiesz co?! Kae widzi Dae i sie w Niej zakochal XD"Master wybuchl smiechem,po chwili Tou takze "No droga Pani,ladnie to tak bedac mezatka podrywac Kaego"-krasnoludka starala sie nasladowac madry glos zaslyszany kiedys w telewizji.Wampirzyca chciala pacnac ja w glowe,ale jej reka przeszla na wylot"psia krew"rzucila Dae.A na dole Kae pobiegl za Celerianem,biegnacym za Vivien,ktora z kolei poszukiwala wody.Wszystko to mieli gdzies Rav z Assirem.

Widok magów był... rozczulający. Głaskania się po policzkach, czułe słówka... Cała trójka na gałęzi odwróciła się, gestem stymulując wymioty. Tymczasem Celerian dogonił Viv w chwili gdy ta znalazła strumyk. "La...lady Vivienn... nie powinnaś oddalać się sama" - wykrztusił. Kapłanka odwróciła się do niego z kuszącym uśmiechem "Czyżbyś chciał pomóc mi się umyć?" - zamruczała, odrzucając na bok swój płaszcz.

"ee..Lady Vivien!"odwrocil sie blyskawicznie zaslaniajac oczy"nie ja poczekam tutaj,to nie jest dobry pomysl bym Ci pomagal,Lord Kae bylby zly"mowiac to zauwazyl wlasnie Kaego nadbiegajacego z tylu ze wsciekla mina

"Już jest" - szepnął do siebie, przygotowany na wrzaski Kaego. Zacisnął oczy, ale Kae wyminął go i.... rzucił się na Vivienn. "Ty bezwstydna dziewczyno! Chciałaś uwieść mojego Celerianka!" Kapłanka nie pozostała dłużna, wczepiając się pazurami we włosy genasiego - jak to kobieta potrafi - gryząc i drapiąc. "Jakiego twojego, zbereźniku! - wrzasnęła - "To mój rycerz!" Celerian przyglądał się temu z boku, jego szczęka opadała coraz niżej. Tymczasem kotłująca się para wpadła do strumienia.

"Lady Vivien,Lordzie kae! Nieeeee"-jakos bez przekonania Cel krzyknal za nimi niczym Fin. Woda sie burzyla,co chwile zmieniali sie pozycjami,raz Kae byl na gorze raz Viv (WTF?!) lecz w koncu to Kae zwyciesko wyszedl z pojedynku!wyciagnal Viv na brzeg i upewniajac sie ze zyje rzucil sie na Celeriana starajac sie go ucalowac.

Celerian z trudem ominął Kaego i uklęknął przy kapłance. "Lady Vivienn!" zawołał przeraźliwie. "Milady, nic Ci nie jest?" spanikowany zaczął rozglądać się za pomocą. Kae tymczasem stanął nad nimi, zaciskając dłonie w pięści. "W czym ona jest lepsza ode mnie! To ja ją pokonałem! Jak nadal możesz... ją... a nie..." - ostatnie słowa zabrzmiały niczym szloch.

"Cale moje zycie to pasmo nieszczesc,stracilem rodzicow,stracilem wszystko,a teraz trace tez Ciebie!"teraz juz wyraznie zaplakany Kae przyjal pozycje "emo". "Lordzie Kae.."Celerian nie mogl tego tak zostawic,przytulil drua by dodac mu otuchy,jak tylko zobaczyl ze Vivien ma sie dobrze,tylko przysnela troche.

"Czyli jednak!" - Kae zmienił minę z emo na ucieszonego, przyskoczył do rycerza, przytulając się. "Jednak mnie lubisz! Ah, Celerian, chodźmy stąd, od tych wszystkich którzy mogli by nam przeszkadzać - rzucił złowrogie spojrzenie Vivienn - chodźmy!" - pociągnął zdezorientowanego rycerza za sobą.

"ale Vi..Lady Vivien!"Celerian spojrzal za Nia i szybko sie poprawil. "Nic Jej nie bedzie,poza tym zasluzyla! chodzmy gdzies w odosobnione miejsce" Kae wyczekal az Cel sie na niego spojrzy i poslal mu buziaka,Rycerz zemdlal z wrazenia.

Dae bujała się na gałęzi. "część aktorów nam zwiała" - mruknęła niezadowolona. Na dole Marika okładała pięściami Toma, Tom cieszył sie że w końcu się nim zainteresowała, Kal powoli odzyskiwał przytomność, a Rav i Assir dalej sobie słodzili. "Ja ogień ty wooodaaa" - zawył niczym Wilki Rav. Po plecach Tou i Mastera przebiegł dreszcz. "Oż".

"normalnie az strach schodzic na dol,jeszcze ich cos napadnie,dlugo to ich jeszcze bedzie trzymac?"spytała Tou powietrze po swojej lewej myslac ze tam siedzi Dae,ktora w rzeczywistosci byla z drugiej strony. „Kilka godzin” – westchnęła wampirzyca -„Chyba”. Mr powtorzyl wszystko Tou,ktora na to tylko odparla "Eh.."

"Oni nie są tak zabawni jak myśla...." - zaczęła Dae, ale jej wzrok padł na podnoszącego się Kala. Na to, jak zaczął rosnąć. Pokrywać się futrem. Warczeć. Po chwili był już w pełnej formie wilkołaka i... nikt na dole nie zauważył tego!

Wilkolak zlapal za lachmany Toma i oderwal go w koncu od Mariki,ktora odetchnela z ulga i zaczela spowrotem gladzic swoj policzek ksiazka.Innego zdania byl Tom,wcale nie byl zadowolony,opanowala go zlosc ze oderwano go od obiektu jeego westchnien,odwrocil sie w strone oponeta i nonszalancko go spoliczkowal nie zdajac sobie sprawy ze to Kal,w swej niecodziennej formie "pusc mnie futrzaku!"

Kal ogłupiał. Na moment. Potem zawył. Kątem oka spojrzał na Toma... ale ten zupełnie się nim nie przejmował! W wilkołaku zawrzało, gdy pochwycił spojrzenia jakie Tom rzucał Marice. Odrzucił swą miłość kawałek dalej, a sam rzucił się z kłami na dziewczynę... po drodze rozdeptując walające się wszędzie książki.
Wydawało się, że los jest przesądzony. Bezbronna dziewczyna i ogromny, wściekły wilkołak... Kal zaczął uciekać przed furią, w jaką wpadła Mari gdy zobaczyła podeptane książki. Z podwiniętym ogonem zaczął wiać gdzie pieprz rośnie.

"boze trzeba go ratowac!"Master zeskoczyl z drzewa za biegnacymi i zlapal od tylu marike,wtem poczul na glowie czyjas piesc i padl na ziemie nieprzytomny,to Tom go ogluszyl,"Mariczko prosze zostaw go,on nie jest wart Twego zainteresowania,spojrz na.."i tu urwal widzac ze Mariki juz dawno przy nim nie ma; rzucila sie w dalcza pogon za Kalem.

"No pięknie" Dae spojrzała zła na Mastera. "Tylko jedna osoba mnie słyszy i akurat on musiał dać się ogłuszyć" Wampirzyca była zirytowana tym, że Tou traktuje ją jak powietrze. No, w sumie nim była, ale i tak... grrr.. "Lepiej pójdę wyciągnąć stamtąd Mruczka zanim coś mu zrobią" - rzuciła Tou, patrząc w przeciwną stronę. Dae jednak doceniła fakt, że nie została zupełnie zapomniana. Tourvi zeskoczyła z drzewa i odciągnęła kisiela w bezpieczne miejsce. Wampirzyca tymczasem udała się na poszukiwania trójki zaginionych.

Szybko doszla do strumyku w ktorej odbyla sie wielka bitwa miedzy Vivi i Kae,przegrany tej walki nadal lezal nieprzytomna na brzegu,Dae przykucnela przy Niej,chciala sprawdzic puls,ale jej palec przeszedl na wylot przez szyje kaplanki.Jednak ruch Jej klatki piersiowej uspokoil wampirzyce,wstala i rozejrzala sie dookola,na ziemi znalazla slady,jakby ktos ciagnal cos ciezkiego po ziemi,podazyla za nimi 'ciekawe co to moze byc "pomyslala sobie,odslonila reka krzaki,a raczej chciala to zrobic i przeszla przez nie na polanke,ku Jej zaskoczeniu zobaczyla Kaego i Celeriana,wpol rozebranego ze zbroi Celeriana

"O kurna!" oczy wampirzycy powiększyły się do rozmiarów spodków. Podeszła bliżej, aby zobaczyć co dokładnie się dzieje... ale to okazało się błędem. Wzrok Kaego - którzy przecież nie mógł jej widzieć! - zogniskował się na niej. "Dae! Ma muzo, ma ukochana!" - zawołał Kae. "Gdy Cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, nie tracę zmysłów kiedy Cię zobaczę! Jednakże gdy Cię długo nie oglądam, czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam!" - Kae wykrztusił jednym tchem. Wampirzyca zmarszczyła brwi "Plagiat" - rzuciła, i zaczęła się oddalać. Genasi jednak... zaczął za nią iść. Skręciła. Skręcił i on. Zatoczyła koło. I on to zrobił. Dae niemal z płaczem zaczęła uciekać do Tourvi i Mastera, goniona przez wpadającego na drzewa genasiego.

Z gory wszystko to obserwowal niewinny ptaszek,jak tylko zobaczyl ze Cel zostal sam,narobil mu na twarz.Czlowiek ostro wyrwany ze snu odruchowo zlapal sie za to miejsce rozmasowujac sobie ptasia kupe po calej twarzy."Lady Vivien"-pierwsze o czym pomyslal gdy juz dotarlo do niego gdzie jest,wiec zerwal sie na nogi i zaczal poszukiwania.Tymczasem w miejscu "obozowiska" Tom Kal i Marika nadal ganiaja sie w kolkoo kluczac miedzy drzewami i miedzy wciaz slodzacymi sobie magami

Wśród to zamieszanie wypadła z piskiem Dae i goniący ją Kae. "Weźcie go, weźcie go!" wampirzyca podbiegła do Mastera i próbowała nim potrząsać... Co oczywiście nie odniosło skutku. Wdrapała się więc na drzewo i postanowiła tam ukryć, co było sprytne jak na niewidzialnego ducha... Ale Kae nie dał za wygraną, przeskakując z gałęzi na gałąź w poszukiwaniach.

"co te eliksiry moga z ludz..z nimi porobic"Tou przegryzajac udko kurczaka obserwuje poruszajacego sie po drzewie Kaego "niczym malpka w zoo!".POdlozyla noge nadbiegajacej Marice i podziwiala jak chlopacy robia na Niej stos.

Po chwili obserwacji nie mogła się oprzeć. Najpierw wrzuciła na górę Mastera, na co Marika wydała zduszone "huff..", po czym sama wybiła się z gałęzi i z całą siłą skoczyła na rozłożoną gromadę "STOOOOOOOS!" - ryknęła przy tym. Z dołu rozległo się tylko jeszcze bardziej zduszone "fff...."

Rav z Asirem spojrzeli na kupe roznych ras na jednym stosie i pomysleli sobie "Alez Rav/Ass jest piekny" patrzac na swojego towarzysza,Kae spadl na stos "Aaaaa!" puf. juz nie bylo zduszonego glosu.

Tymczasem Vivienn ocknęła się, dostrzegając nad sobą swojego rycerza... W połowie pozbawionego zbroji. Jej oczy zabłysły. "Milady, wszystko w porządku?" Celerian nachylił się jeszcze bardziej, gdy kapłanka gwałtownie wyciągnąła ręce, łapiąc go za szyję i przyciągając do siebie... Utrata równowagi spowodowała, że oboje się przeturlali i... ponownie wylądowali w strumyku.

Vivi zachwycona bliskoscia swojego rycerza przyciska sie do niego z calych sil,a Celerian jak tylko moze stara sie wydostac na suchy lad,naprawde dziwny widok xD.

W końcu udało mu się wydostać na brzeg, mimo oplecionej dookoła niego kapłanki. "Um.. Lady Vivienn... coś nie tak?" spytał, zszokowany jej zachowaniem, jednocześnie starając się pozostać delikatny. "Po prostu chcę być przy Tobie..." - Vivi powiedziała nieśmiało, odsuwając się lekko i gładząc dłonią jego policzek. Rycerz poczerwieniał. "E..ehm.. khem..." - wydał z siebie serię niezidentyfikowanych dźwięków.

po chwili zastanowienia dodal "Moze juz wrocimy do reszty?" -"Yhym"kaplanka ochoczo pokiwala glowa i wtulila sie w niego jeszcze bardziej,robiac na nim koale."E..Lady..eh..niewazne"Celerian przypomnial sobie ze jest rycerzem,a to jest jego Pani,wiec musi meznie stawic czola wyzwaniu,zaczal wracac z Viv przyklejona do siebie.

Szli tak - a raczej zataczali się, bo pozycja Vivi przeskadzała mu normalnie iść, kiedy Vivi znienacka zapytała "Celerian... lubisz mnie?" - robiąc przy tym oczka pandy. Rycerz zakrztusił się i wpadł na najbliższe drzewo. Kapłanka "odpadła" od niego, uderzona w głowę. Spanikował. "Mylady, skrzywdziłem Cię! Jestem beznadziejnym rycerzem!" - po tych słowach zaczął uderzać czołem w pień drzewa. "Nie jesteś..." - odpowiedziała podnosząca się Vivienn. "Jesteś cudownym rycerzem... ale za to musi być kara... " - puściła mu oczko, wskazując na zadrapanie na swoim czole. "Pocałuj żeby nie bolało!" - zawołała radośnie. Rycerz zachwiał się.

"po..po..pocaluj?Ale Milady ja..ja jestem Twoim rycerzem,powinienem sie Toba opiekowac a nie...a nie calowac,tak mi sie wydaje przynajmniej"Cel speszony zrobil sie caly czerwony,oparl sie o drzewo w poszukiwaniu pomocy. "Oj kochany rycerzu,jestes nim,wiec musisz mnie pocalowac by mnie nie bolalo i nie bylo mi smutno" zaczela udawac smutna mine,zdradzal Ja jedynie blysk w oku

"poza tym... skoro jestem twoją damą, to chyba twoja powinność, czyż nie?" - dodała ciszej, grając na dumie Celeriana. "Sko...skoro so...sobie tego ży..życzysz" - odpowiedział rycerz, cały czerwony, nachylając się nad nią. Vivi z uśmiechem triumfu zamknęła oczy, czując jak się do niej zbliża.... Gdy gwałtowny kopniak sprawił że odleciała w bok. Kae, który pojawił się znikąd podstawił się na jej miejsce.

Celerian nie zauwazyl zmiany,pomyslal ze Viv sie poprostu poruszyla,zbliza sie do Kaego z nienaturalnie rozdziabionymi ustami,gdy znow Kae dostal kopniaka i jego miejsce zajela Vivi oczekujaca pocałunku

Celerian był już tak blisko, że wydawało sie że kolejna podmiana nie jest możliwa... Ale Kae spróbował. W efekcie Celerian został odepchnięty, a genasi i Vivi zaczęli się szarpać... Podczas czego zupełnym przypadkiem się pocałowali! Oboje odskoczyli w tył z obrzydzeniem na twarzy. "FUJ!" - wrzasnęli równocześnie.

Celerian skupiony na pocalunku ktory zaraz mial oddac nie zwracal uwagi na ich szarpanine ani krzyki,powoli ustami caly czas sie nachylal,az w koncu pocalowal drzewo. "Ah lady Vivien,jestes..taka delikatna" oderwal sie od drzewa i zanim otworzyl oczy odwrocil sie zawstydzony na piecie"

Vivi i Kae tymczasem stali w odległości dwóch metrów od siebie, a ich spojrzenia ciskały gromy. Rozwścieczony genasi sięgnął po łuk i strzałę, podczas gdy Vivienn ze złośliwym - zupełnie do niej nie pasującym! - uśmiechem wrzasnęła przenikliwie "Celeeerian, ratunku!"

krzyk ten wyrwal go z zamyslenia,rumieniec zniknal,jego glowna mysla teraz bylo "uratowac Vivien" szpnal do siebie.Jedynym oponetem jakiego zobaczyl byl Kae z wymierzona strzala w strone jego Damy,wiec rzucil sie bez najmniejszego namysly na agresora,przewracajac go na ziemie,obezwladnil go przygniatajac do ziemi i trzymajac za rece,o dziwo jedyne co Kae zrobil,to..poslal mu buziaka

"Lo...lordzie Kae?" wykrztusił zdezorientowany. "On mi groził!" - z tyłu rozległ się płaczliwy głos Viv. W rycerzu coś walczyło ze sobą. Jego obowiązkiem była obrona swojej damy, ale przecież Kaerthas był ich kompanem! Sam niejednokrotnie z wielkim poświęceniem bronił kapłanki! Coś tu było nie tak - zaczęło docierać do rycerza. Wstał, odsuwając się od obserwującej go wygłodniałym wzrokiem dwójki.
Kae i Viv spojrzeli na siebie porozumiewawczo,w tym samym czasie przyszedl im pomysl aby razem schwytac Celeriana,potem sie nim podzielic-to podzielic tylko po to zeby 2 osoba sie zgodzila,tak naprawde chcieli go zagarnac dla siebie.Zblizali sie doń powoli,Rycerz zaczal panikowac,rzucil sie w ucieczke,a dwojka zalotnikow (?) za nim.

Długo trwał ten pościg, ale w końcu Celerianowi udało się na chwilę oderwać i schronić na drzewie. "Co się im stało?" - spytał niemal płaczliwie. "Namieszaliśmy z eliksirami" - odpowiedział mu głos. "Jakimi eliksirami?" - rycerz westchnął. "Miłości, oczywiście..." - odparła ukrywająca się na tym samym drzewie Dae. Zapadła chwila ciszy.
"AAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaa!" - rozległo się równocześnie. "Lady Dae, jesteś duchem!" - wrzasnął Celerian, z zaskoczenia spadając z drzewa. "Jakim cudem ty mnie słyszysz?!" - wrzasnęła równie zaskoczona wampirzyca, spadając obok... Tylko że jej nie wyrządziło to większej szkody.

Ass (fajny skrot ;d) o dziwo oderwal na chwile wzrok od Rava by sprawdzic kto tam tak glosno krzyczy, mag ognia wykorzystal ta sytuacje i przytulil sie do niego mocno.

Mag wody o dziwo wcale się nie oburzył, a wtulił się w niego jeszcze mocniej. Aż zaparowało ;d

Tou w koncu zlazla ze stosu,zmusil Ja do tego glod,zajrzala do koszyka ktory wzieli ze soba na wycieczke i wyjela z tamtad jajecznice na 15 jajkach z bekonem i pomidorem,dwa duze steki i kilka bohenkow chleba,oczywiscie nie dzielila sie z nikim,wszystko wyparowalo w mgnieniu oka (tutaj mozna w sumie zaczac konczyc xD) tak samo jak milosc Rava do Assa."Co Ty do jasenj cholery robisz?!"uderzyl go w twarz z otwartej dloni i szybko wydostal sie z jego uścisków

Ass również się otrząsnął. "Przestań mnie macać, zboczeńcu!" odskoczył w tył, jego spojrzenie ciskało gromy. Z gardła dobiegł cichy warkot, jakiego nie powstydziłby się żaden wilkołak.... Wracając do wilkołaków, Kal, przygnieciony stosem, wrócił do ludzkiej formy i spojrzał zdezorientowany... Pamiętał, że Marika go ganiała i... i... co się właściwie działo?

Jakos udalo mu sie wyjsc spod stertu znajomych,spojrzal na nich i pordrapal sie w glowe.."kurcze co sie tu stalo" nie czul juz pociagu do lezacego tam Toma.Nagle wszyscy sie obudzili,pod wplywem wody wywolanej przez Assa ktora nie trafila w Rava tylko w stos

Tom potrząsnął głową, rozglądając się i starając przypomnieć, co się właściwie działo... A Marika... Marika rzuciła się ratować przed zmoknięciem książki. "Ożesz... nie przeszło jej..." - mruknęła Tou znad śniadanka. W tej chwili dziewczyna obróciła się do Toma i Kala "Możecie mi pomóc? Tu są ważne informację, nie chce ich stracić..." - powiedziała błagalnie. Marika jednak była Mariką.

CZ. III (SMSY XD )
Mr się ocknął już na ziemi. „Woda, woda! Ja tonę! A nie… nie tonę” – dodał po rozejrzeniu się. „E… już po?” gdy ujrzał walczących ze sobą magów.

„Na to wychodzi” – mruknęła Tou. Dae tymczasem wymyśliła sobie inną zabawę, polegającą na instruowaniu Celeriana co ma powiedzieć Vivi. Złośliwy uśmiech nie wróżył nic dobrego. W tym czasie Kae i Vivi zaprzestali poszukiwań…

„Powiedz jej, że ten pocałunek wiele zmienił w twoim postrzeganiu jej jako swojej Pani, że nigdy wcześniej o tym tak nie myślałeś, ale naprawdę ją lubisz. To ją na pewno ucieszy!” – i jak Dae radziła tak zrobił, w wyniku czego nie wiem sam czy Viv czy Kae był bardziej czerwony, jedno pewne jest – Cel przez jakiś czas będzie miał siną twarz.

„Lady Dae… jak pani mogła” – rzucił zbolałym tonem do wampirzycy. Ta odpowiedziała mrugnięciem „Jeszcze zobaczysz, rycerzyku”.
Tymczasem reszta zaczęła domyślać się, co się wydarzyło…

„Myślę że to odpowiednia pora by stąd prysnąć” Tou złapała Mastera za rękę i zaczęła szybkim krokiem podążać w stronę domu. „Przecież nie domyślą się co się stało” odrzekł zniesmaczony Master, lecz szybko zmienił zdanie widząc miny towarzyszy. „Uciekajmy!” – ruszył biegiem.

Tou z Masterem ledwo co zdążyli zabarykadować się w domu, kiedy reszta dopadła drzwi, pomstując na nich. Dae uśmiechnęła się do siebie i rzekła do Celeriana „powiedz im, że to moja wina i to ja zmusiłam ich do tego”. Rycerz zdumiony spojrzał na nią „Lady Dae, jak to szlachetnie z Twej strony, przyznajesz się by ratować przyjaciół!” – zawołał i pobiegł przekazać to reszcie. Dae zachichotała „Mi i tak nic nie zrobią, a tak by jeszcze dom podpalili…” – mruknęła do siebie, rozwiewając wizję szlachetności xD

Zdyszany Cel jednak szybko wrócił do Dae „przekazałem im co mówiłaś, Mylady, nie chcą wierzyć że Cię widzę! Co gorsza dla uciekających, znaleźli skrzynkę z eliksirami w lesie!” „Ożesz… żeby im tylko nie dali do wypicia jakiejś trucizny” Dae zrobiła się jeszcze bardziej niewyraźna xD Słychać huk, chyba właśnie wysadzili drzwi.

Rycerz i duch wampirzycy dotarli do domku w chwili gdy rozwścieczona ekipa skończyła wlewać eliksir w gardła Tou i Mastera. Spojrzawszy na butelkę, Dae wybuchła śmiechem. „Co się stało milady?” „oni dali im… - PYK! – Tou i Master zniknęli – eliksir niewidzialności!” XD

Master nie zorientował się od razy co się stało, bystrzejsza Tou zaczęła wykorzystywać ten dar i zaczęła wszystkich po kolei podkaszać, pukać w plecy by tamci chcąc ją uderzyć walnęli kogoś innego. „Ale fajna zabawa!” – krzyknął Master, zwracając uwagę innych na miejsce w którym się znajdował, więc szybko zaczął stamtąd uciekać.

Dae zaczęła turlać się ze śmiechu po trawie. Dopiero po kilku godzinach wszyscy zaprzestali prób zemsty, zrezygnowani. Miary dopełniła Vivienn, padając na fotel „Nigdy więcej spacerów do lasu!”.
Wszyscy razem ryknęli śmiechem Very Happy

Finito XD Jesteśmy genialni XD
Powrót do góry
mrmaster
pożera kisiele


Dołączył: 06 Maj 2006
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: zza krasiaka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:34, 18 Sty 2009    Temat postu:

jestesmy oj jestesmy xD
kurcze..troche tego wyszlo xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mrmaster dnia Nie 23:36, 18 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daewen
Gość





PostWysłany: Nie 23:46, 18 Sty 2009    Temat postu:

troszkę Razz i nie musisz pisać że jesteśmy, bo to jesteśmy w tekście to Twój ostatni sms był xD
Powrót do góry
Kaerthas
wielkie, czerwone lichowieco


Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 1871
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z płonących kręgów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:17, 19 Sty 2009    Temat postu:

OO świetne Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daewen
Gość





PostWysłany: Pon 0:53, 19 Sty 2009    Temat postu:

jako że wojna została wypowiedziana, czekamy teraz na Waszą odpowiedź Very Happy
Powrót do góry
seoz
biega w kółko


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 1446
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciechanów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:18, 19 Sty 2009    Temat postu:

Zaliczyłem Rotfla jak to przeczytałem ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeviss
Gość





PostWysłany: Pon 15:04, 19 Sty 2009    Temat postu:

Ciekawe co na to Vivi Very Happy
dawno się tak nie uśmiałem Wink
Powrót do góry
Kalyar
MISIUUU!


Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 1327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Vioha City (Legionowo)
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:27, 19 Sty 2009    Temat postu:

złośliwe to az tak nie jest ale dokończone opowiadanie wigilijne gotowe [link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrmaster
pożera kisiele


Dołączył: 06 Maj 2006
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: zza krasiaka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:20, 19 Sty 2009    Temat postu:

wedkarze roolez xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seoz
biega w kółko


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 1446
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ciechanów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:10, 21 Sty 2009    Temat postu:

Powiem wam, że wkrótce nastąpi SMAK!
[link widoczny dla zalogowanych]|hr|koniec%20%C5%9Bwiata
nie mogłem wkleić w [/url]url]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez seoz dnia Śro 0:12, 21 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kalyar
MISIUUU!


Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 1327
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Vioha City (Legionowo)
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:58, 26 Sty 2009    Temat postu:

I nastał dzień sądu ostat... znaczy się.. ZEMSTY! (Opowiadanko dłuuugie, ew. pretensje kierować do Toma, ale warte przeczytania )

ZEMSTA
Rozdział I – „Przygotowanie”
Minęło sporo czasu od wybryku Dae, Tou i Mastera z eliksirem miłosnym, który zastosowali na reszcie drużyny, którą stanowili Kal, Tom, Marika, Rav, Assir, Celerian, Kae oraz Vivienn. Wbrew pozorom jednak nie zapomnieli o owym incydencie – wręcz przeciwnie, cały czas knuli plan słodkiej zemsty.
Kilka rzeczy zmieniło się od tego czasu. Tom był już jedną nogą w zaświatach, Jeviss natomiast postawił obie nogi w niebie – czy gdziekolwiek druidzi idą pośmiertnie. Dało im to jako taką możliwość obmyślenia zemsty na osobę, która przedtem była mniej więcej nietykalna – Dae.
***
Naren, potocznie zwany Tomem, siedział w lesie przy wielkim ognisku, z prawą nogą w misie pełną płynu do kąpieli „Zaświaty”. Było już ciemno, ognisko skwierczało wesoło i wytwarzało miłe ciepło. Miał przepaskę naciągniętą na oba oczodoły, widocznie dając do zrozumienia jego pełną ślepotę. Nie Przeszkodziło mu to jednak wyciągnąć z torby sakwę jakiegoś prochu i dosypać go do ogniska, które zaskwierczało głośno i zmieniło kolor płomieni na zielono-niebieskawy.
- „O, wielki duchu, wielki druidzie co zginął marnie, usłysz moje wołanie! ...” – Zaśpiewał Tom.
Nic się nie stało.
- „… Vivi ubrała nowy strój kąpielowy."” – dodał szeptem po chwili.
- „Już jestem, jestem!” - Niczym na zawołanie zza drzew zawołał jego duch. – „Vivi co za pię—” – zaczął, lecz nie widząc nigdzie Vivienn, przerwał. – „kurna... znów dałem sie nabrać”.
- „Skoro mam już Twoją uwagę, przejdę do rzeczy. Słuchaj uważnie… uszy w tą stronę!... gdyż nie będę powtarzać.”
Mówiąc to, zaczął opowiadać martwemu druidowi o wybryku, który odwaliła Dae wraz z Masterem i Tou, następnie przechodząc do planu zemsty.
***
W innym miejscu i o nieco innej porze, kiedy było już widno, część drużyny zebrała się w domu Dae by wykonać swój okrutny plan. Inna część była w zupełnie innym miejscu, robiąc przygotowania do późniejszej fazy planu. Tou i Master zostali zwołani przez Seoza i Mitaona pod pretekstem żarcia. Gdy się okazało, iż żarcia nie było, Tou wpadła w lekką furię, lecz uspokoiła się po chwili żądając wyjaśnień.
- „Pomyśleliśmy sobie, iż zrobimy wam prezent..” – zaczął Seoz.
- „… a wiedząc, że nie mamy tutaj na kontynencie zbyt smacznego żarcia…” – wtrącił Mitaon.
- „… postanowiliśmy opłacić wam wycieczkę do Kurortu Wypoczynkowego 1001 Smaków.” – dokończył Seoz.
Na wieść o darmowym żarciu wyrazy twarzy Tou i Mastera przedstawiały w niebo wzięcie. Polecieli szybko pakować zapasy talerzy oraz sztućców, tak na wszelki zapas jakby brakowało na miejscu. Mit z Seozem z wielkim trudem ukryli swoje złowieszcze miny.
***
Inne miejsce, ten sam czas. Pomiędzy koronami drzew można było słychać skoki Kaego z gałęzi na gałąź. Mając pewność, iż Cel jest zbyt zajęty by być przy Vivi, ognisty genassi spokojnie wykonywał swoje zadanie. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, ktoś podłożył mu nogę. „Na tej wysokości?!” pomyślał, zanim zwisł głową do dołu na gałęzi, o dziwo nie spadając.
- „Nie płoszcie mi tych wiewiór!” – zawyła zrozpaczona Dia. – „Swoją drogą, co tutaj robisz? Gdzie Vivienn?” – rzekła pytająco, rozglądając się wokół, jakby pewna, iż zobaczy gdzieś kapłankę.
- „Vivi wykonuje swoje zadanie. A ja miałem nadzieję Ciebie odnaleźć.” – rzekł Kae.
- „Vivienn Ci się znudziła?” – spytała zdziwiona Dia, lecz Kae rzucił jej spojrzenie które w najprostszej interpretacji znaczyło „Nie”.
W tym momencie Kae postanowił opowiedzieć o zdarzeniach związanych z planem. Po chwili wrzask przeszył las, z pewnością płosząc wszystkie wiewiórki na dobre.
- „Mam zrobić CO?!” – ów wrzask należał do Dii.
***
Tymczasem Kal wraz z Mariką udali się do Zamku Wuja Toma, gdzie miało odbyć się całe przedstawienie, wykorzystując przedwczesne ‘zaproszenia’ które otrzymali.
Jechali razem w karocie która miała ich podwieźć pod sam zamek. Podróż była długa, jednak Marika zawsze mając przy sobie zestaw książek miała czym się zająć.
- „Myślisz, że Wujo nie miałby nic przeciwko?” – Spytała Kala wychylając się spod książki „Sekrety Wujowskich Zamków”
- „Na pewno nie, tym bardziej, iż napisał cobyśmy się czuli jak w domu. Póki Dae sobie nie przywłaszczy, to będzie dobrze.” – Odpowiedział z uśmiechem, kiedy przejeżdżali przez główną bramę.
Nawet Marika oderwała się od książek by obejrzeć dziedziniec, na tle którego stał wielki niczym Hogwart zamek. Nie był specjalnie zdobiony, zachowywał swoją naturalność, lecz miał w sobie to ‘coś’.
- „Tiaa… to miejsce będzie idealne!” – Rzekł pozytywnie rozczarowany Kal, by po paru minutach wyjść z karocy i udać się do zamku ze stertą książek w ramionach.
***
- „Ostrożnie! Nie podnoś go za rękojeść!” – krzyknęła ostrzegawczo Vivi do Rava.
Młody mag był bardzo zainteresowany obiektem wiezionym w szkatule. Był to obiekt magiczny, nieczęsto widywany na oczy, nawet magom.
- „Ale to tylko topór! Co złego może się stać? Wiem jak się obchodzić z bronią.” – oburzył się mag.
- „Z małym wyjątkiem, że topór nie umie się obchodzić z ludźmi.” – kapłanka westchnęła bezradnie.
- „No dobra, ale powiedz mi, co my mamy z tym zrobić?”
W odpowiedzi na to pytanie kapłanka wyjęła z kieszeni kawałek pomiętego papieru i wręczyła go Ravowi, który zrobił minę bardzo zainteresowanego.
- „Wzór alchemiczny? Ale… skąd to ma—„
Mag przerwał w połowie zdania będąc zszokowany i jednocześnie zaciekawiony.
***
Celerian samotnie przechadzał się po lesie. Niósł na sobie zielony strój, który chyba miał przypominać orka, lecz zdawać się może iż krawiec nigdy jednego na oczy nie widział, nadając rycerzowi jeszcze bardziej (o ile to możliwe) błazenny wygląd.
- „Nie mogę zawieść Lady Vivienn!” – powtarzał sobie w myśli bez przerwy, co chwile spoglądając na flaszkę eliksiru spoczywającego u niego w kieszeni. Co jakiś czas spoglądał także na mapę, z wypisanymi jak byk wskazówkami jak dojść do punktu oznaczonego X’em.
***
W pracowni Assira słychać było odgłosy krzątaniny. Szuranie ksiąg, stukanie szkła o szkło i tym podobne.
- „Krąg na ziemi gotowy”? - spytał Assir
- „Gotowy!” - odpowiedziała pomagająca mu Adi
- „Jad tarantulli?”
- „Gotowy!”
- „Stara pajęczyna?”
- „Gotowa!”
- „Butelka wina?”
- „Got… Butelka wina?!”
- „Człowiek nie wielbłąd, pić musi.”
- „Rozumiem.. gotowe! Dwie sztuki!” - dodała uśmiechając się.
- „No to bierzmy się do roboty!"
***
Tourvi i Master przygotowywali się do wyjazdu. Karoca ‘Astyria-taxi’ już czekała na nich na zewnątrz.
- „No to, zobaczymy Was za tydzień!” – rzekła Tou podczas gdy master już przeszukiwał karocę w poszukiwaniu ukrytego kiślu. Ku jego rozczarowaniu nic nie znalazł. „Jak mogli!?” pomyśał, usiadając na siedzeniu i strzelił focha.
Tourvi doczłapała po chwili do niego i zaczęła nawgadywanie kierowcy, grożąc skargami i wyrzuceniem go z roboty za spowodowanie takiego rozczarowania.
***
Jeżeli chodzi o Dae, jej uwaga była odciągnięta od reszty. Ona jedyna mogła mieć pełny wgląd na poczynania naszych dzielnych towarzyszy realizujących plan zemsty – lecz była zbyt zajęta by to robić. Tak bardzo chciała ponownie zobaczyc Sina i dzieci, iż udała się do nich. Od czasu do czasu miała jednak dziwne wrażenie, iż ktoś ją śledzi.

Rozdział II – „Światła!”
Droga była długa, karoca natomiast wygodna. Master zapomniał już o braku kiślu, gdyż przypomniał sobie o swoim zapasie rocznym który spakował do torby. Tou była zbyt zajęta wymyślaniem spisu żarcia do zamówienia, choć i tak stanęła na tym, że zamówi wszystko z Menu oraz z kuchni – nie przeszkodziło to jej jednak delektować się myślą o nieskonczonej ilosci przyprawach. Niestety, nie pozwolono jej. Coś szturchało ją w ramię.
- „Ocknij się, pierwszą zakąskę nam dali na droge!” – krzyknął uradowany Master. Kareca stała w miejscu.
- „C-cooo?” – spytała pół-przytomnie, lecz jej nos który mimowolnie wyłapał zapach zmusił ją do powiedzenia – „MASTER! ŻARCIE!” – Mówiąc to wyskoczyła z karecy.
Na drodze kilkadziesiat metrów przed nimi stał duży stół z białym obrusem i kupą żarcia na nim, w co wliczało się (ale nie było ograniczone do): Pieczony kurczak, kisiel, indyk, kisiel, stek, kisiel, różnego rodzaju zupy (w tym kiślowe), kisiel... można by wymieniać w nieskończoność. Do tego były jeszcze dwa duże puchary z winem.
Tou i Master pognali sprintem ku jedzeniu, lecz dziwny hałas dochodzący z góry odwrócił ich uwagę. Był to bowiem odgłos bardzo wibrujący otoczeniem *hummmmm*. Gdy spojrzeli na niebo, dostrzegli wielki zielony talerz z trzema jasnymi światłami u spodu. Zatrzymał się bezpośrednio nad stołem z jedzeniem, lecz wysoko nad koronami drzew.
Zaciekawiona wiewiórka z lasu przybiegła zobaczyć co się dzieje. Zainteresowana stołem podbiegła do niego.
- „Oż... Nasze żarcie! Master! Chcą nam ukraść żarcie!” – krzyknęła do Mastera i pobiegła w stronę stołu gotowa bronić go.
Zanim dobiegła, mogła zobaczyć jak czyjaś ręka wychylała się spod stołu, trzymając widelec. W następnej chwili capnęła wiewiórkę krzycząc – „Chodź no tu Ty mała włochata przekąsko!” – i schowała się spowrotem pod stołem.
Moment później strumień jasnego światła oświetlił stół z żarciem. Tou rzuciła się do skoku. Rozległ się błysk światła. Tou lecąc w powietrzu zobaczyła jak stół na którym miała wylądować dosłownie zniknął jej z oczu. Jej twarz miała natomiast niemiłe spotkanie z ziemią.
Po kilku chwilach gdy Master pomógł jej wstać oraz po wzajemnym pocieszaniu się powrócili do karocy. Będąc w żałobnym nastroju wyruszyli w dalszą drogę.
Kilka minut po ich odjeździe kosmici oddali stół z jedzeniem, najwyraźniej nie będąc nim zainteresowani i odlecieli w żałobnym nastroju – ich ulubiony Homo Sapiens uciekł im wyskakując z pokładu na spadochronie z wiewiórczego futra domowej roboty.
***
Nikt oczywiście nie zauważył ognistego gennasi który zakamuflarzował się na dachu karocy gdy wszyscy byli zbyt zajęci podziwianiem obcego statku kosmicznego. „Nigdy mnie nie zauważą!” pomyślał sobie w duchu Kae.
- „Psst. Master.” – rzekł genassi, skutecznie naśladując głos Dae. – „Master!”
Master przez chwilę się oglądał po karocy, próbując zlokalizować źródło dźwięku innego niż chrapanie Tou. Nie udało mu się.
- „Dae? Czemu Cię nie widzę?” – spytał Master.
- „I tak nie zrozumiesz... chociaz... warto sprobowac. To jak z kiślem. Póki jest to go widzisz, ale jak go zjesz to już nie widać go.”
- „Dae?! Ktoś Cię zjadł? Raany! Tou! Ktoś zjadł Dae!” – krzyknął spanikowany kiślowampir.
- „Tak, Ty mnie Master zeżarłeś. Schowałam się w Twoim zapasowym kiślu.” – odpowiedział ironicznie Kae.
Tutaj Master spojrzał na swój bruzch i zrobił bardzo zniesmaczoną minę.
- „Ja... ja chyba... zwymiotuję...”
- „Nie! Ani się waż! Wiesz ile mnie kosztowało wynajęcie tej karocy?!”
- "O mój boże! Zeżarłem Dae!" – spanikował jeszcze bardziej, ignorując słowa genassiego.
- "Dae!! Oddychaj zaraz Cie wyciagniemy! Przyj Master!" – wtrąciła się Tou, obudzona krzykiem Mastera.
W tej chwili wóz zatrzymał się, po raz drugi tego dnia. To uspokoiło nieco Mastera... a raczej zaniepokoiło, uspokajając go względem pożarcia Dae. Gdy wyleźli z karocy by sprawdzić co się dzieje, zobaczyli przed sobą bandę orków tworzących dwuszereg, na czele jakiegoś pajaca w orkowym kostiumie.
- "Do boju Lordowie orkowie... to znaczy...” – rzekła przebrana postać, pauzując i wyciągając z kieszeni scenariusz. – „HAARGH! Bić, Rabować, Palić i Kraść kisiel" – zawołał złowieszczo. Orkowie chórem odkrzykneli „kraść kisiel!”, co wywołało u Mastera panikę, która doprowadziła do utraty przytomności.
Tou, zachowując resztki zdrowego rozsądku zaciągnęła Mastera do karocy.
- „Lordowie... erm... Bracia! Na pozycje!” – rzekł przebrany rycerz. Na ten sygnał, orkowie utworzyli idealny krąg wokół karocy.
- „Przygotować broń!” – Orkowie wyciągnęli topory. Widać było, iż ostre są.
- „AKCJA!” - Orkowie zaczęli... wykonywać taniec irlandzki. Dodatkowo zaczęli po chwili żonglować toporkami.
Taniec tak zdziwił Tou iż nie była w stanie nic zrobić, podczas gdy naczelny ork zakradł się do tyłu wozu i wykradł im żarcie z bagażu. Dostrzegając Kaego puścił mu oko – w końcu byli teraz po jednej stronie. Nawet Master ocknął się na moment, by podziwiać tańczących i żonglujących dla nich orków.
***
W innym miejscu, ponownie w tym samym czasie…
Dae była już w połowie drogi do dhampirzego męża. Być może i była duchem, lecz droga była długa. Mając nieodparte wrażenie, iż ktoś ją śledzi, co chwile zatrzymywała się i przeszukiwała teren. Cokolwiek to było, nie był to Kae. Próbowała nawet zmusić „coś” z ukrycia poprzez groźby – nic nie pomagało. Po kilkunastu minutach przy ponownym przystanku znalazła na ziemi mizernie przykrytą pułapkę. Był nią dół przykryty liścmi.
- „Ha! Umiesz się chować, ale zastawianie pułapek Ci nie idzie!” – krzyknęła Dae w nicość.
Chcąc uniknąć pułapki, obchodząc ją dookoła, coś zaskrzypiało pod jej nogami. „Duch nie może aktywować pułapki, nie?” – pomyślała. Odpowiedzią była grawitacja która spowodowała, iż spadła w głęboki dół, który tak naprawdę wyglądał bardziej jako korytarz.
- „Hurra, odkryłam duchową grawitację… psia mać.” – rzekła ironicznie rozmasowywując obolałe pośladki.
Rozglądając się dokoła stwierdziła, iż jest to tunel zrobiony przez jakiegoś zwierzęcia… „ale co do diaska tu robi pajęczyna?” – pomyślała. Ku jej zdziwieniu, instynkt odpowiedział jej „odwróć się to zobaczysz czemu”.
- „Yep, wystarczająco logiczna odpowiedź.” – rzekła lekko wystraszona.
Dae zaczęła się powoli wycofywać, podczas gdy z każdym jej krokiem w tył pająk robił krok w przód. Krok w tył, krok w przód. W Tyl i w przód. „Przydała by się poooomoooooc!” – zawyła w myślach. Jakby w odpowiedzi na jej zawołanie coś szturchnęło ją w plecy.
- „Masz, tutaj.” – powiedział dziwnie znajomy głos wydobywający się ze ściany. Dodatkowo, ze ściany wystawała rękojeść miecza, jakby ktoś jej dawał pomocną broń.
- „Dzięki, kimkolwiek jesteś!” – mówiąc to chwyciła miecz i stanęła twarzą do pająka. Był większy od niej. – „O, szaszmir, jak miło.” – powiedziała, gdy zobaczyła wysokiej jakości ostrze miecza.
- „ŻE KURWA CO?!? UCZCIWY TOPÓR NA CHWILĘ STRACI CZUJNOŚĆ A JUŻ GO OD SZA-SZMIRY WYZYWAJĄ? CZY JA WYGLĄDAM JAK JAKAŚ WYGIĘTA WYKAŁACZKA DO SMAROWANIA CHLEBA?” –rzekł głos w jej głowie.
- „… szlag” – powiedziała Dae zatykając sobie uszy. Ku jej nieszczęściu, nic to nie pomogło.
- „NO, DAJ MU BUZI, WIEM ŻE TEGO CHCESZ! TYLKO ZGRYWASZ NIEDOSTĘPNĄ!”
- „Prędzej piekło zamarznie!”
W tym samym czasie, jakieś kilkaset kilometrów pod powierzchnią ziemi…
- „Wszystko tutaj jest zamarznięte!”
- „Tylko jedna rzecz nam pozostaje do zrobienia… Hockey!”
Wracając do naszej dzielnej Dae…
- „WIDZĘ, ŻE Z CHĘCIĄ CHCESZ GO POCZOCHRAĆ W ODWŁOK.”
- „Tak mi przykro.. akurat grzebień zostawiłam w domu” – odpowiedziała Dae.
Tak uzbierawszy w sobie wystarczający gniew na samą siebie, iż była tak… tak… że pozwoliła sobie wręczyć Szatapa, już chciała wykonać cios mieczem by powalić pająka, gdy z góry błysnął strumień jasnego światła który padł na nią i na pająka.
- „WIEDZIAŁEM, ŻE MACIE W SOBIE WIELE WSPÓLNEGO! TERAZ TO WIDZE! OBAJ JESTEŚCIE BRZYDCY!”
-„Nie przetnijcie wiązek!” – rozległ się czyjś głos
Nie mogąc nic zrobić, Dae wraz z pająkiem została wessana do jakiegoś kontenera. Stamtąd, nie mogąc się wydostać, mogła usłyszeć jedynie (poza Szatapem) wstukiwanie numeru w telefon komórkowy i skrawek rozmowy:
- „Pan Ravenus?” – rozległ się ten sam głos, należący do.. Dana Aykroda - „Chciałbym podziękować za wezwanie, dzięki panu mamy już okrągłe 10000 interwencji. Zapraszamy z tej okazji na przyjęcie jutro u nas o 18:00.”
Ku nieszczęściu Dae, toporek był do niej przyklejony cały czas.
***
Kilka godzin wcześniej...
- „Mniejsza o to skąd mam ten przepis, ważne, że jest. I przyżeknij mi(!), że nie użyjesz go do wygłupów takich jak ten, poza tym razem!” – rzekła kapłanka.
- „Ale...” – zaczął mag, lecz spojrzenie Vivienn było niemalże takie same jakby zacząć ścinać drzewo w jej obecności. Mag nie miał wyjścia, tylko złożyć obietnicę.
- „Dobrze. Teraz tylko musimy poczekać na znajomego Kala, który doręczy jej toporek.” – wskazała na szamszir.
- „Swoja droga, kiedy ma przyjść?” – spytał Rav.
- „Jakoś teraz.” – rzekł głos zza jego pleców.
- „Jeviss!” – rzekła uradowana kapłanka, lecz zauważając jego duchową formę nieco sposępniała. – „A już miałam nadzieję, że...”
- „Nie martw się, jestem w porządku i to się liczy.” – przerwał jej druid, puszczając oko. Lekki rumieniec pojawił się na twarzy kapłanki.
- „Ale, Ty jesteś martwy? Jak Kal był w stanie Cię przyzwać? Jego nekromancja nie jest tak silna...” – Spytał zaintrygowany Rav.
- „Kal? On nie ma z tym nic wspólnego. On był poproszony o przekazanie wam informacji. Naren nie mógł, gdyż... nie jest w stanie. On mnie przyzwał, pod pretekstem, że masz nowy strój kąpielowy...” – odpowiedział spokojnie Jeviss, lecz widząc zakłopotanie na twarzy kapłanki nie kontynuował. – „Jakkolwiek, co mogę dla Was zrobić moi drodzy?”
- „Trzeba to doręczyć Dae.” – odpowiedział za kapłankę mag. – „Jej duchowi się znaczy.” – dodał, widząc pytającą minę druida.
- „Się zrobi. Lepiej zrobię to od razu.” – powiedział. – „Będę mógł szybciej do Ciebie powrócić.” – dodał po chwili pauzy, patrząc z uśmiechem na Vivi.
Duch Jevissa wziął bezpiecznie szaszmir, jak mu elf powiedział, po czym zniknął. A dokładniej przeszedł przez ścianę, gdyż nie znał techniki znikania i pojawiania się.
***
Tymczasem w domu Dae, Seoz z Mitaonem prowadzili dyskusję na temat akcji którą z całą pewnością przegapią.
- „Jesteś w stanie sobie wyobrazić sobie ich miny gdy się dowiedzą prawdy?” – rzekł Seoz.
- „Tiaa...” – odparł Mitaon.
W tym momencie za oknem rozległ się powolny trzepot skrzydeł. Nie poruszyło to zbytnio dwójką wewnątrz domu. Pogoda była przez ostatnią godzinę dość deszczowa i wietrzna. Dopiero gdy rozległo się pukanie do okna Seoz podszedł wyjżeć zza zasłon. Gdy je odsłonił szybko się cofnął, gdyż ujrzał za oknem głowę wiwerny.
- „Aa! Potwór!” – krzyknął Seoz podczas odsoku. Potknął się o własną stopę i przewrócił na ziemię. – „Aaa dorwał mnieeeee!”
- „Ja Ci zaraz dam potworze wyzywać od potworów, wystraszyłeś mojego Hada!” – rzekła wchodząca do domu Verna.
- „No na co czekacie? Zbierajcie się, jedziemy!” – rzekła po chwili bezczynności dwójki.
- „Ale gdzie?” – rzekł Mit.
- „Na przedstawienie, a gdzie. Myśleliście, że was minie frajda? Niee, nie ma tak dobrze. Z Pai dotrzemy tam w mgnieniu oka!”
Zza okna siedząc na wiwernie pomachała do nich Pai. Gdy się zebrali, gotów do lotu, odlecieli. Cały lot zajął im ledwo kilkanaście godzin. Całe szczęście, że Verna wzięła ze sobą mapę.

Rozdział III – „Na miejsca!”
Tak więc Tou i Master kontynuowali podróż po występie orków, którzy rozeszli się tam, skąd przyszli. Nie minęło jednak sporo czasu zanim się zorientowali, że całe ich zapasy żywnościowe zniknęły. Jedyne co im zostawiono – a raczej dano – było kilka butelek czystej wody mineralnej, z przyklejonymi karteczkami „czas na dietę!”.
- „Jeeeeeść!” – zawołała Tou.
- „Kiiiiśluuu...” – rzekł Master.
Dyskusja tego typu trwała przez blisko kilka godzin. Tou mogła przysiąc, iż widziała za oknem Hada przynajmniej trzy razy.
***
- „Czy na pewno wiesz gdzie lecieć?” – Spytała niepewnie Verna Pai.
***
Kiedy docierali powoli na miejsce, byli w bardzo złych nastrojach. Po drodze minęli Hada kolejne trzy razy.
***
- „Te drzewa wyglądają znajomo.” – rzekł Seoz.
- „Ano...” – odpowiedział Mitaon, zielony na twarzy nachylając się w dół.
***
- „Hey Master, czy to nie przypadkiem Had?” – rzekła Tou.
- „Ostatnim razem jak myślałem, że to Had to mieliśmy twarde lądowanie...” – odpowiedział Master, wspominając niemiłe spotkanie drugiego stopnia.
Tou weschnęła po chwili milczenia.
***
Celerian kończył swe dzieło i zaczął powracać do domu. „Lady Vivien byłaby ze mnie dumna!” mówił sobie w sercu. Kiedy wyszedł z lasu na drogę i zdjął swoje przebranie orka, poczuł coś śmierdzącego i mokrego rozbijające się o jego głowę.
***
- „Nie mogłeś wytrzymać kilku minut?!” – rzekł zirytowany Seoz do Mitaona.
- „W-wybacz...” – odpowiedział dhampir, wciąż zielony na twarzy.
- „Chłopcy, ktoś jest tam na dole! To chyba Celerian, nie? Może go podrzucimy?” – rzekła Verna.
- „Nie teraz, juz chyba mam! Tak, tym razem jestem pewna. Skręć piętnaście sto—skręć tam!” – powiedziała Pai, wskazując piętnaście stopni na wschód. „Tym razem jestem pewna!” – Rzekła Pai.
Tak zdecydowawszy odlecieli, zostawiając rycerza na środku drogi. „Przynajmniej zwierzęta nie będą zwabione moim zapachem! Ah, jakie to mądre!” pomyślał Cel, ruszając w dalszą drogę.
***
Tymczasem karoca Tourvi i Mastera dojechała na miejsce przeznaczenia. Jeszcze kilka godzin temu były tu mury wielkiego zamku, za odrobiną magii jednak teraz wyglądały jak egzotyczne budynki z ciepłych krajów. Nawet słońce zdawało się wychodzić spoza chmur.
- „Master. Psst! Master! Obudź się!” – rzekł Kae nadal naśladując głos Dae.
- „C-coooo*zieeeew*oo?” – rzekł Master.
- „Dotarliście na miejsce! Wyjrzyj za okno!”
- „Wheeee! Czy jesteśmy w raju?” – spytał Master po wyjrzeniu za okno.
- „Nie, zatrułeś się mną i umarłeś.” – odpowiedział Kae irnocznie.
- „O jaa...” – Kiślołak pacnął się w czoło. – „... co z kurortem smaków? Ja chcę spowrotem! Dae pomóż!!” – zawył zrozpaczony.
- „Dobrze dobrze... tylko spokojnie, nie panikuj.” – Kae pstryknął palcami.
- „Ale ja nadal tu jestem...”
- „Nie. Jesteś już na ziemi w miejscu bardzo podobnym do raju. A teraz otrząśnij się – tylko nie mocno, pamiętaj o mnie – i obudź Tourvi.”
Nie trzeba było jednak tego robić. Tourvi, czując zapachy żarcia za oknem przywarła do szyby karocy. Było co podziwiać. Parę godzin temu były tu puste pola. Teraz są tu.. puste pola pełne długich stołów z żarciem oraz drinkami. „A to wszystko za darmo!” pomyśleli równocześnie. ”Jeżeli jest gdziekolwiek lepsze miejsce od tego, jest to jedynie raj.” dodał w myślach Master.
***
- „Oho, idą!” – rzekł przebrany Kal do przebranej Mariki. Obaj stali w Sali wejściowej tuż przy drzwiach.
Kal był odziany w garnitur, natomiast Marika w piękną suknię. Wszystko białe.
- „Jesteś pewien, że nas nie poznają?” – spytała nieco zmartwiona Marika.
- „Oczywiście. Eliksir przemiany działa niezawodnie. Dla nich będziemy tym, co im wmówimy. Z małym detalem...” – zaczął.
- „... eliksir nie ma efektu dopóki im nie powiemy kim chcemy żeby myśleli że jesteśmy. Czytałam o tym w „Eliksirach Toma Pilzhernardiego”.” – dokończyła Marika.
- „Przygotuj się, zaraz tu będą.”
***
- „Co mi panie mówisz, ceremonia powitalna? Ja głodna jestem, chcę jeść!” – tak wyglądały słowa odpowiedzi Tourvi kierowane do kierowcy karocy, informujących ich grzecznie o tutejszych zasadach.
Po wielu sprzeciwach Maser i Tou zostali zmuszeni udać się do środka przed ucztą. Nie powstrzymało ich to jednak od podwędzenia kilku smakołyków ze stołów, obok których przechodzili. Wejście do zamku, a dokładniej kurortu wg. Ich oczu, było wysokie, zupełnie jakby wzorowane na gotyckiej architekturze. Kierowca podszedł do drzwi i uchylił je, mówiąc, że dalej służba o nich zadba.`Zwabieni jeszcze większymi zapachami z wewnątrz niż z zewnątrz oboje na raz spróbowali wpełznąć przez wąskie drzwi, jednak zderzając się ze sobą w efekcie.
- „Master, nie do pomyślenia. Opanowałbyś się na chwilę i przypomniał zasady kultury!” – wrzasnęła na niego Tou.
- „Ale, ale... kisiel!” – to była jedyna wymówka na którą sobie mógł pozwolić kiślowampir.
- „Ok, sprawiedliwe. Lecz ja wchodzę przodem!”.
Master zmuszony do odczekania kilku sekund więcej przed ucztą przepuścił Tou przodem, po czym wpełzł za nią.
To, kogo ujrzeli na oczy nie było ich przypuszczeniami.
- „Marika? Co Ty tutaj—” – zaczął Master, lecz przebrany Kalyar mu przeszkodził.
- „Państwo nas chyba z kimś mylą, my tu jesteśmy jedynie służbą.” – powiedział mężczyzna o zupełnie losowym wyglądzie. – „Musicie być widocznie bardzo głodni, umysł wam mówi o rzeczach których nie ma.”
- „Bardzo źle. Trzeba ich NATYCHMIAST wysłać na fiestę. Ceremonia może poczekać. Proszę za mną.” – powiedziała Marika.
Master i Tou wymienili jedynie dziwne spojrzenia, które mogłyby znaczyć iż właśnie zobaczyli duchy. Burczenie ich żołądków jednak oderwało ich od zamyślenia, udając się dobrowolnie za służbą.
- „Podczas waszego pobytu tutaj musicie wiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, nie udawajcie się w nieoznakowane korytarze.” – rzekł Kalyar.
- „Dlaczego?” – spytał Master.
- „Bo... nie ma tam jedzenia.” – powiedziała szybko Marika, widząc zakłopotanie na twarzy towarzysza.
- „Po drugie, uciekające jedzenie smakuje najlepiej.” – rzekł Kalyar. W tym momencie, jakby na demonstracje przez prostopadły korytarz przebiegł im drogę pieczony kurczak. – „Wiecie jak mówią, to co zrobicie, a raczej złapiecie sami, smakuje najlepiej!”
- „Po trzecie i ostatnie...” – zaczęła Marika, pauzując, by po chwili napięcia dodać: - „... macie się najeść!” – mówiąc to stanęła przed drzwiami, obróciła klamkę i pchnęła lekko drzwi do wewnątrz, tak iż stanęły otworem.
Oczy Mastera zaświeciły się. Po chwili pognał do środka by moment później wbiec na trampolinę i zanurkować w wielkim basenie kiślu o smaku kiślowym. Tou chciała wejść do środka, lecz Kal pokiwał przecząco głową, wskazując na drzwi po drugiej stronie.
- „Dla Pani mamy coś innego.” – powiedział, podobnie jak Marika, stając przed drzwiami i otwierając je.
Przed oczyma Tou widniała największa kuchnia jaką mogła sobie wyobrazić. Były tu całe ściany pieców, garnków oraz półek z przyprawami i innymi składnikami, na pierwszy rzut oka było tu wszystko. Jednak brakowało tu czegoś. Zanim zwróciła uwagę służbie, zachaczył ją kucharz, pytając grzecznie „Co podać?”. Tak! To była okazja by złożyć największe zamówienie życia! – pomyślała Tou
Master oraz Tourvi spędzili długie godziny w pierwszych zaprezentowanych im pomieszczeniach, zanim ruszyli się gdzie indziej.
***
W tym samym czasie, kilkaset metwór wyżej znajdywała się Dae. Przewieziona do jakiegoś ponurego miejsca w jeszcze bardziej ponurej klatce z jeszcze bardziej ponurym gadającym toporkiem – wróć, ten toporek nie był ponury. On był OKROPNY! Jakkolwiek, duch dhampirzycy został wypuszczony z ‘więzienia’. Okazała sięz znajdywać w szerokiej kamiennej Sali z dużymi filarami. Trudno było załapać nawet wygląd Sali z toporkiem wyprowadzającym Cię z nerwów... nie ważne już było co Szatap mówił. Każde jego słowo było równie okropne, jak to już na niego przystało.
- „Hey Dae!” – zawołał znajomy głos zza jej pleców. Głos, który dzisiaj już raz słyszała.
- „Tak? Oh –” – obracając się, Dae ujrzała znajomą postać Jevissa. – „To TY?! Zabiję Cię!”
- „NIEE!! BŁAGAM! TYLKO NIE ELFIA KREW! OBRZYDLISTWO! FUJ!” – rzekł Szatap w głowie Dae.
I tak, nie zważywszy większej uwagi na miejsce w którym się znajdują, zaczęli grać w ganianego.
***
Celerian cały czas szedł drogą przez las. Przestało padać jakiś czas temu a słońce zaczęło go wysuszać. W trakcie wędrówki dostał czymś twardym i małym w głowę.
- „Umyj się! Wiewióry mi odganiasz!” – zabrzmiał gdzieś drzew głos Dii.
- „Ah, jestem złym rycerzem, rozgniewałem Lady Dię..” – rzekł rycerz, po czym skierował się do pobliskiego drzewa i zaczął walić głową w pień.
- „Kto tam? Czego tam?! Wynocha!” – rzekł Borsuk spod drzewa. – „Znajdź sobie własne drzewo!”
***
Do kuchni wbiegł kiślo-mokry Master, krzycząc w niebogłosy i przestając jedynie po wpadnięciu na Tourvi, która akurat jadła poczwórną kanapkę z kurczakiem, indykiem, śledziem, pomidorami, sałatą, serem, cebulą, papryką, ogórkiem, oraz gratisową super podwojoną porcją z 37 jajek, trzech kilo swojskiej kiełbasy oraz 10 pomidorów. Był jeszcze sernik z wiewiórką, ale jakaś ręka z szafki obok chłapnęła mówiąc „Aah, sernik!”, inny głos z szafki natomiast powiedział „Mniam, będzie kebab!”. Wszystko inne wylądowało na ziemi.
- „MASTER TY FAJTŁAPO! Patrz coś narobił!” – krzyknęła nań Tou.
- „T-to m-miejsce jest n-nawiedzone!” – wybełkotał Master, szczękając zębami.
- „Hę?” – spytała Tou.
- „O-okropne! Z-zdaje m-mi się, że s-słyszałem krzyki D-D-Dae—” – tutaj zapauzował, odchrząknął i naśladując głos wampirzycy zawył – „Niech no ja Cię tylko dorwę w swoje ręce – SZAT’AP! – Ty długouchy zafajdany …! – SZAT’AP! – Powinieneś zostać tam gdzie Twoje miejsce, w zaświatach! – SZAT’AP! Aarrghhhh!”
Mówiąc to, Master wyglądał jeszcze bardziej przerażony niż gdy wpadł na Tou. Głos z szafki poprosił o dokładkę sernika.
***
Vivienn i Ravenus byli już w połowie drogi do Zamku, gdy po drodze spotkali Hada, a na nim Pai, Vernę, Mitaona i Seoza.
- „Lecicie w złą stronę!” – krzyknął do nich mag. Pai obrzuciła go złowieszczym spojrzeniem.
- „Macie może trochę miejsca na dywanie? Mitaona trzeba szybko sprowadzić na ziemię…” – powiedział Seoz, wskazując na całkowicie zielonego już dhampira zakrytego płaszczem. Słońce było już dość mocne.
- „Pewnie.” – rzekł Rav. – „Zobaczymy Was na miejscu!” – dodał po przerzuceniu Mita na ich stronę, oddalając się.
Z tyłu dywanu była przywiązana lina, a za nią kilka metrów dalej latająca miotła, na której siedzieli Assir i Adirealle.
***
Uspokojenie Mastera zajęło jej sporo czasu, aczkolwiek ponowne złożenie kanapki zajęło jeszcze więcej. Problemem w układaniu był Master, który gdy już zdawał się być spokojny, zaczynał od nowa. W końcu Tou zapchała go kiślem. Skuteczna metoda.
Długo im zeszło skojarzenie faktu, że im więcej jedzą, tym bardziej są głodni. Po kilkunastu minutach uciążliwego myślenia, postanowili wziąć radę numer Dwa pod uwagę.
- „Tou, ale jak planujesz zmusić jedzenie by do nas przyszło?” – spytał Master.
- „Patrz i podziwiaj!”
Mówiąc to, Tourvi zawołała Demona, który pojawił się nie wiadomo skąd. A dokładniej przeszedł im przez drogę.
- „Aaaaaaaaaaaaaaa!” – Zawył Master.
- „Co znowu!?” – Spytała Tou.
- „Cz-Czarny k-kot przeszedł nam drogę! Tou! Nieszczęście!”.
- „Przeciez to tylko Demon! Opanuj się Master!” – odpowiedziała, potrząsając kiślowampirem.
Gdy udało jej się uspokoić po paru minutach Mastera, zwróciła się do Demona, który bacznie im się przypatrywał. Pół-elfka wyjęła z kieszeni kawałeczek kurczaka i dała kocurowi do powąchania.
- „Bierz je Demon!”
Na polecenie swej pani Demon zamiauczał i wybiegł na korytarz. Master i Tou pognali za nim. Po kilku minutach biegu wybiegli na plac główny, gdzie postanowili usiąść na ławce i czekać na ukończenie polowania.
***
Na szczycie najwyższej wieży zamkowej zebrało się małe zgromadzenie. Byli tam Kalyar, Marika, Vivienn, Ravenus, Adiraelle oraz Mitaon (już o normalnym kolorze skóry), stojąc na ozdobionym dywanie. O ścianę oparta była złamana miotła.
- „Nigdy więcej starych metod…” – Assir zaczął narzekać. Rav puścił mu triumfalne spojrzenie.
- „Jak myślicie, długo im zejdzie dotarcie do nas?” – spytał Kalyar.
- „Pai prowadzi, więc... „ – Mag zaczął odpowiadać Marice, nie musiał jednak kończyć.
- „Kalyarze, jak postępy z planem?” – spytała Adi, kierując się do Mariki.
- „Tutaj…” – wtrącił Kal. Wszyscy spojrzeli na Marikę, która owe słowa wypowiedziała.
- „Czy nie da się dla nich zniwelować efektu eliksiru?” – spytał szeptem Kal Mariki. Marika wypowiedziała te słowa do Kala.
- „Nope. Trzeba było być bardziej ostrożnym używając słowa „my”…” – rzekła Marika. Kal wypowiedział te słowa.
- „Możemy już iść? Ten cień długo się tu nie utrzyma…” – wyjęczał Mitaon, który stał przytulony do jedynej zacienionej ściany. Od czasu do czasu robił mały krok w prawo. Westchnął z ulgą gdy usłyszał znajomy trzepot skrzydeł.
- „Wycofać się! Awaryjne lądowanie!” – głosił z dala głos Verny.
Cała drużynka ewakuowała się szybko na niższe piętro wieży (poza Ravem, który musiał zwinąć szybko dywan zanim zszedł w dół). Wielki huk oznajmił ich przybycie.
***
Tou od kilku minut przypatrywała się pieczonemu indykowi, który wylegiwał się na słońcu przed krzakami, tuż obok niej.
- „Bogowie dopomóżcie mi!” – rzekła błagalnie.
Chwilę potem niczym na jej zawołanie z nieba spadł głaz o kształcie kowadła, rozbijając się o indyka, nokautując go z głuchym hukiem.
- „Od dziś zacznę się więcej modlić!” – powiedziała sobie w duchu uradowana Tou, po czym pognała do indyka i zaczęła go konsumować. Inny dźwięk tuż za nią, podobny do powyższego tyle że cichszy, znokautował Mastera.
***
- „Mogłaś kogoś zabić!” – krzyknęła Vivienn na Vernę.
- „Przepraszam, ale ta wieża jest zbyt mała, by na niej wylądować od tak.” – odpowiedziała Verna.
- „Spokojnie, wybudujemy tutaj pas startowy…” – dodał pociesznie Kalyar, lecz ugryzł się w język w miarę szybko.
- „Co?” – spytali co poniektórzy.
- „Nic, nic.” – odpowiedział zakłopotany rycerz.
***
Kisiel, jeszcze więcej kisieli… ach, co za piękny to był sen. Coś jednak go szturchało. „Nie, zostaw mnie!” zawył nieprzytomny. Szturchanie tylko się nasiliło.
- „C-co?!” – spytał obudzony Master. – „Kisiel mi znikł.” – dodał zniesmaczony.
- „Spałeś, więc postanowiłam co by Twoja porcja się nie zmarnowała, więc ją… skonsumowałam.” – rzekła Tou.
- „Ah… skoro jest w bezpiecznym miejscu… zaraz…” – powiedział kiślowampir, zaczynając myśleć. Nie dane było mu jednak skończyć.
- „O! Patrz! Demon przyniósł nam zdobycz!” – krzyknęła Tou.
Rzeczywiście. Demon człapał w ich stronę z dwa razy większą od siebie zdobyczą. Tou uradowana podbiegła do kota, zabierając mu zdobycz, odrywając kawałek i dając łowcy w nagrodę. Sam zaś wróciła na ławkę, na której siedział Master masujący sobie kark, zastanawiając się równocześnie (no, prawie równocześnie) czemu go boli.
- „Tou?” – spytał po chwili, wpatrując się na zajadającą się elficę.
- „Taak?” – odpowiedziała pytaniem.
- „Co masz?”
- „Trzy kurczaki z nadzieniem kiślowym.”
- „Podzielisz się?”
- „Hmm..” – Tou zastanawiała się przez chwilę, lecz stanowczo odpowiedziała – „Nie.”
- „Cham.”
***
Daewen już od kilku minut zakrada się po cichu do różnych zakamarków zamku, szukając jej kata by uczynić sprawiedliwość. Gdy tylko się odwróciła, druid zza jej pleców czmychnął szybko w pobliski korytarz. Wampirzyca ruszyła za nim w pościg, przeklinając go w niebogłosy. Głośniejszy od niej był chyba tylko Szatap. Motywowało to ją jeszcze bardziej by go dopaść.
Po kilku minutach pogoni dotarli do nieco bardziej zatłoczonego korytarza, w którym znajdywała się reszta drużyny.
- „Hej Jeviss.” – przywitali chórkiem druida, który tylko przebiegł koło nich sprintem i terrorem w oczach. A raczej ektoplazmie.
- „A jemu co?” – spytała zmartwiona kapłanka.
- „Prawdopodobnie misja wykonana sukcesem. Zapomnieliśmy mu tylko powiedzieć o możliwej reakcji…” – odpowiedział mag ognia.
***
- „Cześć Jeviss, co Ty tutaj robisz?” – spytali równocześnie Master i Tou przebiegającego ducha.
- „Cześć Dae. D-Dae?! AAA!” – krzyknął po chwili Master przewracając się ławki na ziemię, po tym jak Dae wysłała mu mordercze spojrzenie.
***
- „Hey Jeviss, gdzie bie—” – zaczął Kae, lecz druid przerwał mu, wbiegając prosto na niego. Nie wybiegł z drugiej strony.
Chwilę po tym na Kaego rzuciła się Daewen, chcąc go udusić. Jej ręce jednak przeszły na wylot.
- „Ha!” – krzyknął tryumfalnie Jeviss, używając głosu Kaego.
- „Ja Cię zamorduję! Prędzej czy później ale to zrobię!” – wrzasnęła Dae, wymachując groźnie toporkiem.
- „JESTEŚ UROCZA GDY SIĘ ZŁOŚCISZ, WIESZ? … HAHAHA, ŻARTUJĘ! WYGLĄDASZ OKROPNIE, HAHAH!... PRZESTAŃ, TO MNIE ŁASKOCZE!” – zaśpiewał Szatap.
***
Burczenie w brzuchach Tou i Mastera wzrastało z każdą ilością jedzenia, które pożerali – a było go sporo, wszędzie wokół. Od jakiegoś czasu byli obserwowani z góry, bowiem organizatorzy wycieczki obserwowali ich cały czas z murów zamku.
- „Czy każde żarcie w tym zamku jest zaklęte?” – spytał druido-mag, którego także powoli dobierał głód.
- „Nie. W podziemiach na pierwszym poziomie są korytarze wiodące do sal służby. Tam umieściliśmy prawdziwe jedzenie.” – odpowiedział Kalyar.
- „A jaka jest pewność, że Master i Tou nie znajdą ich?” – spytał Rav.
- „Powiedzieliśmy, że w nieoznakowanych korytarzach nie ma jedzenia. Powinno ich zniechęcić, tym bardziej, że przemienione żarcie jest w każdym dostępnym dla nas pomieszczeniu, poza podziemiami.” – odpowiedziała Marika.
- „Przemienione? A czym naprawdę jest owe jedzenie?” – spytała zainteresowana Vivi.
- „Mocnym środkiem przeczyszczającym.” – Kal uśmiechnął się złowieszczo.
- „Ah.” – Westchnął Seoz z przerażoną miną. Trzymał bowiem w ręku nadgryziony kawałek kurczaka. Gdy się obejrzał, dookoła już nikogo nie było.
***
- „Master! Idź przynieść żarcie, głodna jestem!” – powiedziała Tou.
- „Ja teeż…” – zawył Master, a dokładniej jego brzuch.
- „Ja nie, ale jeść mi się chce…” – powiedziała Dae, która siedziała obok Mastera. – „Będąc duchem nie muszę jeść, nie jest mi to do nie-życia potrzebne. Ale tęsknię za smakiem jedzenia.”
- „Chcesz trochę kurczaka?” – spytał kiślołak, podając jej kawałek kurczaka.
- „Po pierwsze: Jakiś idiota z góry wymyślił, że skoro jedzenie nie jest mi potrzebne do nie-życia, nie muszę być w stanie go jeść. Jak bardzo bym chciała, nie mogę tknąć jedzenia ze świata żywych. Po drugie: Teoretycznie mogłabym przyjąć Twoje ciało i nadelektować się smakiem jedzenia, lecz zaraz po wyjściu z ciała nie miałabym żadnych wspomnień o tym. Po trzecie: Chemii nie jadam.” – opowiedziała Dae.
- „Chemii? Ale to kurczak! Pieczony! Prosto z trawy!” – oburzył się Master.
- „Ty znów z Dae rozmawiasz?” – spytała zaintrygowana Tou.
- „Jeżeli to jest kurczakiem, to ja jestem żywa.” – rzekła Dae.
- „Tak. Dae twierdzi, że żyje, lecz ja nadal widzę ją jako ducha…” – rzekł zakłopotany Master.
- „Grr… to co mówię, to to, że to jedzenie nie jest tym, na co wygląda.” – rzekł duch.
- „A teraz mówi, że jednak nie żyje i nie wygląda na to że wygląda na to że nie wygląda…” – tłumaczył kiślowampir.
Tourvi, najprawdopodobniej odgadując aktualne myśli Dae, klepnęła Mastera w potylicę z otwartej dłoni.
- „Ach! Olśniło mnie!” – zawył Master.
- „Więc?” – zapytały równocześnie Dae i Tou.
- „Dae mówi… mówi, że… to jedzenie nie jest jedzeniem?” – powiedział powoli.
- „Brawo!” – krzyknęła wampirzyca, ironicznie udając uradowanie.
- „Ale kto mógłby coś takiego zrobić?” – spytała Tou. – „Oż!...” – dodała po chwili, spoglądając na Mastera ze strachem.
***
- „Dlaczego na nich to jeszcze nie działa!?” – zawył Seoz przez drzwi toalety.
- „Nie wiem, może mają trzy żołądki?” – spytał Kal.
- „Żarcie było przystosowane dla nich, nie dla nas.” – odpowiedziała spokojnie Marika.
W tej chwili zza ściany toalety można było poczuć wielki smród i usłyszeć towarzyszący temu hałas. Wszyscy ewakuowali się w mgnieniu oka.
- „I on zjadł tylko małego kęsa?!” – spytała zszokowana Verna, zatykając nos.
***
W tej samej chwili pod murami zewnętrznymi zamku do bramy wejściowej doczłapał dzielny rycerz, którego imienia trudno zapomnieć. Napotkał on siedzącego tuż pod wrotami ognistego genassi, który wcale nie spojrzał na niego wrogo.
- „Lordzie Kaerthasie, co tutaj robisz sam na odosobnieniu? Czy reszta nie czeka na Ciebie w zamku?” – spytał Celerian.
- „Eh? To ja, Jeviss. Posiadłem ciało Kaego a teraz nie mogę z niego wyjść.” – odpowiedział mu Kae.
- „Milordzie? Ale… jak to możliwe?” – zapytał rycerz.
- „Uciekałem przed rozzłoszczoną Daewen. Jedynym schronieniem było przejęcie ciała żywego. Lecz… nie wiem jak z niego wyjść!” – powiedział druid, zakrywając twarz dłońmi.
- ‘Hmm… skoro on mógł posiąść ciało Kaego, to może ja mogłabym… hm…’ – rzekła do siebie czająca się Dae (w sumie nie czaiła się, gdyż była dla nich niewidoczna. Termin ten został jedynie użyty by oddać klimat tej codziennej scenie) w pobliżu.
- „Nie martw się milordzie! Odnajdziemy resztę i zaraz temu zaradzimy!” – dodał pociesznie rycerz.
Mówiąc to na jego ciele pojawił się grymas, do niego nie podobny. Spojrzał sobie po dłoniach, z jednej i z drugiej strony. Nie wiadomo skąd, topór znalazł się w jego ręku. Jeviss jednak nie był w stanie tego zobaczyć, cały czas mając twarz zakrytą dłońmi.
- „Chodź… ekhm… Lordzie, powinniśmy udać się na poszukiwania reszty. Wiesz gdzie ich znaleźć?” – spytał rycerz, chowając topór za plecy.
Kae kiwnął tylko głową po czym obaj udali się przez wrota wejściowe na główny plac, zakradając się do tylnego wejścia, nie zostając wykrytym przez Tourvi ani Mastera.
***
Na placu głównym jednak nie było śladu po elficy i kiślowampirze. Ci udali się wewnątrz sal zamkowych, poszukując nieoznakowanych korytarzy, których mieli unikać. Czas im mijał, wiedzieli bowiem, iż jaki by to nie był środek, prędzej czy później musiał on zadziałać.
- „Fuj, Master!” – skrzywiła się Tou, odpędzając niemiły zapach jedną ręką a drugą zatykając nos.
- „Ale… ale… to nie byłem ja!” – oburzył się Master, także zatykając sobie nos – kiślem.
Po kilkunastu minutach błądzenia po krętych i niezliczonych korytarzach zamku, dotarli wreszcie do nieoznakowanego przejścia. Prowadziło one do podziemi.
- „Sprytne, ale nie wystarczające!” – powiedziała Tourvi, popychając masywne drzwi otworem. – „Nie wiedzieli, iż do wykrycia jedzenia nie potrzebuje nosa! Haha!”
Ich oczom ukazała się średniej wielkości okrągła sala, z wielkim, okrągłym stołem. Było na nim trochę żarcia, lecz było ono ubogie w porównaniu z tym, czym zażerali się Master z Tourvi przez ostatnie kilkanaście godzin.
- „Tou, popatrz! Żarcie!” – krzyknął uradowany Master.
- „… żarcie było i jest wszędzie dookoła nas, Master!” – dodała bezsilnie Tou.
- „O, Tou, masz racje! Jesteś Wielka!” – odpowiedział jej z respektem.
- „Jeżeli to nie jest prawdziwe żarcie, to niech mnie kowadło strzeli!” – powiedziała Tou, patrząc w górę i czekając na kowadło, które nigdy nie spadło – a przynajmniej nie w tym dniu. (Przynajmniej będąc w tym miejscu autor nie planuje zrzucać na nikogo kowadła.)
- „A więc?” – spytał Master.
- „To chyba jasne, nie?” – rzekła Tou, lecz widząc pytającą minę Mastera najwyraźniej uznała, iż pozostało ciemne. – „Zamienimy to jedzenie tym przemienionym!”
- „Ooooo! Genialny plan!” – rzekł Master. Po chwili uniósł w górę jedną rękę – „Mam patynie!”
- „Tak?”
- „Czy ten plan obejmuje jedzenie?”
- „TO chyba oczywiste!” – odpowiedziała Tou.
- „Hurra!” – odkrzyknął Master.
Tak więc przystąpili do dzieła, wynosząc żarcie z pomieszczenia i zamieniając je tym podmienionym. A przynajmniej robił to Master, Tou wymigała się od noszenia poprzez ‘stanie na warcie’.
***
- „Dużo jeszcze?!” – krzyknął Mit.
- „Jadłem dziś obficie…” – odpowiedział Seoz.
***
Minęło kilkanaście minut zanim Jeviss złapał prawidłowa drogę. W tym czasie Cel był w stanie kilkanaście razy naliczyć ten sam obraz wiszący na tym samym miejscu, przedstawiający jakąś mapę krętego labiryntu. Gdyby tylko im się chciało pomyśleć, doszli by do wniosku, iż jest to mapa zamku. Niestety, powłóczyli się jeszcze kilkanaście minut dłużej by odnaleźć resztę drużyny przy toaletach na drugim piętrze.
- „Witaj drużynko. Jak nasze głodomory się miewają?” – rzekł Jev.
- „Hej Kae, hej Cel.” – powitała ich reszta.
- „Jeviss… „ – poprawił ich szybko. – „Zostałem zmuszony opętać jego ciało.” - dodał szybko, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- „Powinni być w ogrodach, pod wieżą obserwacyjną – dwa piętra w dół, czwarty korytarz w prawo, drugie drzwi na lewo – zajadać się... czymś.” – powiedziała Marika, recytując z pamięci drogę.
- „Ah.” – odpowiedział genassi.
- „Chyba się nie skapnęli o co biega, nie? Przynajmniej nie sami z siebie, ale Dae jest zbyt zajęta by… „ – zaczęła Marika, lecz przerwał jej Mit.
- „Co tak w ogóle na nią wymyśliliście?” – spytał kierując pytanie do Adi.
- „Dużego pająka.” – odpowiedział za łotrzycę druido-mag.
- „Ale czy to bezpieczne? A co jeżeli się jej coś stało?” – spytał zmartwiony Seoz, który wyłonił się właśnie z toalety.
- „Posłaliśmy za nią Jevissa by jej wręczył Szatapa do samoobrony.” – powiedział mag ognia.
Nastała minuta ciszy ze strony tych, którzy wiedzieli co się stało z Tomem podczas gdy był w posiadaniu toporka. W trakcie tej minuty ciszy Dae szybko knuła ze złości plan zemsty.
- „Następnie zadzwoniliśmy po Pogromców Duchów, tak na wszelki, żal mi by było gdyby coś się stało biednemu zwierzęciu.” – powiedział Rav.
- „Teraz jest gdzieś w zamku, pewnie szykuje na mnie pułapkę. Cały ranek przed nią uciekałem. Była bardzo wściekła.” – powiedział po chwili Jeviss głosem Kaego. – „Dlatego byłem zmuszony opętać to ciało. A nie umiem opuścić.”
Dae dostała olśnienia, plan był gotowy. ‘Więc do dzieła! Teraz jest na to czas!’ – rzekła sobie w duchu wampirzyca. Sekundę później na scenie, rycerz klęczał przed kapłanką z niedobytą odwagą, wykrztusiwszy z siebie owe słowa:
- „Lady Vivienn! Okazja taka nie powtórzy się nigdy. Twe piękno przewyższa nawet piękno bogini, odwaga nawet mą własną! Od blisko roku jestem u Twego boku, strzegąc Cię przed krzywdą. czy zechcesz uczynić mi tą łaskę i zostać mą żoną?”
Całą drużynę oszołomiło. Chwilę potem wyraz twarzy Celeriana zmienił się z pełnej odwagi na zupełnie zmieszaną, jakby był przed sekundą gdzie indziej i nagle znalazł się przed kapłanką, wyznając do niej swą miłość i prosząc o rękę. Natomiast zmieszana kapłanka jakby nagle nabrała pewności w siebie.
- „Ależ oczywiście! Wieki czekałam na tą chwilę!” – rzekła uradowana Vivienn.
Kaerthas oraz Jeviss, mając inne dusze wewnątrz jednego ciała poczuli w tej chwili wspólną, jednoczącą rzecz – wściekłość. Już chcieli przerwać, lecz kapłanka zwróciła się w ich stronę.
- „Jevissie, jesteś druidem, proszę, udzieliłbyś nam ceremonii ślubu? Tu i teraz, na zawsze.” – rzekła Vivi, z błagalnym wyrazem twarzy, takim, że nawet połączona furia genassiego i druida nie były w stanie odmówić.
- „Ołtarz znajduje się na parterze, w centralnej części skrzydła zachodniego, piąty korytarz na prawo od wejścia.” – szepnęła cicho i mimowolnie Marika. Całe szczęście ani Vivi ani Kae i Jev nie usłyszeli.
- „Ale... ale Vivienn, jesteś pewna?” - głos Jevissa zadrżał. – „Znacie się trochę za krótko na ślub” - dodał przerażony Kae. – „Taką decyzję trzeba dokładnie przemyśleć...” - dodał Jeviss. – „Zastanowić się i w ogóle...” - Kae myślał gorączkowo. Efekt dialogu psuł tylko fakt, że mówiło to samo ciało i ten sam głos. Brwi Vivi zmarszczyły się.
- „Prosiłam o coś...” - powiedziała tonem nie do końca przypominającym miłą kapłankę. No, poza chwilami gdy ktoś podpalał drzewa. Jeviss i Kae zadrżeli.
W ciszy jaka zapadła, odezwał się niepewny głos Celeriana.
- „Ale... o co chodzi?”
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Jeszcze większe zdziwienie wywołał fakt, że Vivienn znalazła się przy nim w tempie błyskawicy.
- „Chyba się nie rozmyśliłeś?” - spojrzała na rycerza, a w jej oczach zalśniły łzy. – „Nie zrobisz mi tego, prawda...?” - dodała cichutko. Celerian skołował się jeszcze bardziej.
- „O...oczywiście... co.. co tylko sobie życzysz, Mylady...”
***
Wracając do ‘głodomorów’, byli oni bardziej zajęci niż być powinni. Żarcie zostało podmienione, jedyną rzeczą, jaka pozostała do zrobienia, to dowiedzieć się jakie skutki wywoła chemia, którą tak ochoczo pożerali przez ostatnie 24 godziny. Wszystko by było dobrze, gdyby nie głos, który się za nimi pojawił.
- „Pomóc wam?”
Głos ten brzmiał dość znajomo, lecz co dziwniejsze, nie spodziewali się go usłyszeć tak prędko.
- „Naren? Ale Ciebie tu nie powinno być! Przecież jesteś m–” – powiedziała Tou, przerywając w połowie zdania.
Jej wzrok bowiem padł na lewitującą i przeźroczystą postać czegoś, co przez ostatni rok było ich kompanem. Dodatkowo elf siedział po turecku.
- „Oi, nie przejmuj się mną. Ubaw z wami już miałem, no i będę jeszcze mieć za kilka godzin jak wszystko zacznie działać. Czas się pośmiać teraz z drugiej strony, nie uważacie?” – spytał podchwytliwie.
- „Dlaczego mielibyśmy Ci ufać? Z tego co mówisz, wynika, że jesteś po ich stronie.” – rzekła elfka dość złowrogo.
- „... mogę dać wam smaczne żarcie, które wam nie zaszkodzi.” – dodał elf po chwili.
- „Żarcie?” – spytał pół-przytomny z głodu kiślowampir.
- „Z pewnością tym skromnym posiłkiem co przygotowała sobie reszta nie najecie się. A ten zamek skrywa wiele...” – mówiąc to obraz Naren’a zrobił się chwilowo niewyraźny i zafalował a na jego miejscu pojawił się obraz kowadła. Po sekundzie rozległ się dzwięk towarzyszący kopnięcia drewnianego pudła, po czym postać stała się znów wyraźna i elfia. – „... które zawierają posiłki smaczniejsze niż te, o których nawet nie śniliście.” – dokończył elf.
- „Prowadź” – powiedziała Tourvi po chwili namysłu. Decyzja była w dużej mierze ustalona przez ich żołądki.
- „Na na na, nie tak szybko. Pierw musicie coś zrobić, zanim was zaprowadzę...” – zaczął elf.
***
Tymczasem kilka pięter wyżej, za wieloma krętymi korytarzami i jeszcze większą ilością drzwi (w tym pułapek, całe szczęście Wujo Tom był łaskaw je wyłączyć), reszta drużyny była nadal w kłopotliwej sytuacji którą spowodowali rycerz i kapłanka.
Vivienn, przebrana w niewiadomo skąd wziętą białą suknię z dłuuuuugimi i szeeeeerokimi rękawami, stała przy oknie, wpatrując się w przestrzeń. Każdy, kto ją znał, powiedziałby, że kontempluje przyrodę – a widok z okna był doprawdy niesamowity – i gdyby przyjrzał się jej twarzy, ogarnęło by go zdumienie. Bo zamiast lekko rozmarzonej, uśmiechniętej twarzy dostrzegłby minę… też uśmiechniętą. Ale ten uśmiech nikomu nie wróżyłby dobrze. Na całe szczęście, nikt się jej nie przyglądał, bo cała ekipa była zajęta przygotowywaniem Celeriana do ceremonii… To znaczy tłumaczeniem mu w co się wplątał i próbą (szczególnie w wykonaniu duetu Kae/Jev) odwiedzenia go od tego… nawet kosztem gniewu Vivienn. Do rycerza jednak nic nie docierało. Najwyraźniej w szoku odciął się od otaczającego go świata.
Uroczystość już miała się rozpocząć, Kae już chciał iść się powiesić, gdy nagle Jev dostrzegł drobny szczególik.
- Vivi, co ty trzymasz w ręce? – kapłanka odruchowo schowała dłonie za siebie.
-Ja? – spytała, udając zdziwienie. – Nic, zupełnie nic.
- Wydawało mi się, że coś tam masz… - kontynuował druid.
- Jevissie, bo pomyślę, że próbujesz odwlec ceremonię… Nie życzysz mi szczęścia? – oczy kapłanki przybrały pandzi wyraz. Druid zakrztusił się i zapewne zarumienił, ale w ciele Kaego nie było tego widać.
- Nie, Vivi, gdzieżby… - odwrócił wzrok. Jednak hasło już padło, i cała reszta zaczęła przyglądać się dłoniom kapłanki.
- Ona zdecydowanie coś trzyma… - szepnęła cicho Marika.
- Dobrze, już dobrze… - rzuciła Vivienn gorączkowo. – To symbol mojej Bogini, który trzyma się przy ślubie…
Zapadła cisza. Nikt dokładnie nie znał szczegółów i obrzędów wiary, której wierna była Vivi, więc nikt nie chciał się wtrącać. Tylko Rav zmarszczył brwi.
- Czy to… nie wygląda zupełnie jak Szatap? – spytał. Wszyscy spojrzeli po sobie. Po czym spojrzeli na Vivienn. Po czym spojrzeli na Kaego, w którego ciele siedział Jeviss. I wszyscy nagle pojęli niezrozumiałe.
Nie czekając na chóralny okrzyk, Vivienn uniosła krawędź sukni (można uznać to za sprytny manewr, ponieważ większość chłopców zatrzymała się na widok odsłoniętych nóg… co dało jej więcej czasu) i… zaczęła pędem uciekać.
- La… lady Vivienn? – spytał zdziwiony Celerian.
- DAEEEEEEEEEEE! – odpowiedział mu chóralny ryk ruszającej w pościg reszty.
***
Wracając do naszej Trójcy, byli oni nieco zgubieni – nawet mając przy sobie Toma, który ponoć znał drogę. Wędrując krętymi korytarzami i spiralnymi schodami mijali wiele obrazów, które przedstawiały Wuja Toma. A raczej przypominałyby, gdyby Wujo był aktualnie w ramie obrazu, lecz bodajże teraz siedział w warsztacie kilka pięter niżej.
- „Daleko jeszcze?” – spytał brzuch Mastera.
- „Tuż za rogiem.” – odpowiedział duch Naren’a.
- „Mówiłeś to pięć minut temu…”
- „…oraz pół godziny temu…”
- „…jakiś raz…”
- „…może pięć…”
- „…dziesiąt…”
- „Ćśśś!” – uciszył ich elf. Wskazał na ścianę. Tourvi tylko spojrzała na niego głupio wzrokiem „Co?”.
- „Ukryte przejście do wieży ‘Obżartego Maga’.” – powiedział. Na dowód prawdy wcisnął cegłę, która otworzyła przed nimi przejście.
- „Zaraz… a nie mieliśmy czegoś zrobić?” – spytała podejrzliwie Tou.
- „Po drodze zrobicie.” – odpowiedział elf.
- „Może powiesz nam co?”
- „Sprawdzić, czy pułapki wciąż działają.” – rzekł, zachichotał i znikł.
Wszystko by było w miarę normalne, gdyby nie fakt, że schody prowadzące powrotem dosłownie wsunęły się w ścianę, zostawiając jedynie wielką przepaść. W celach bezpieczeństwa podpisanych w umowie przy budowie zamku, w miejscu gdzie schody łączyły się z podłogą wysunęła się kamienna barierka. Tou i Master spojrzeli po sobie zszokowani. Jedyna możliwa droga wiodła przez pełen rzekomych pułapek korytarz.
- „Zawsze możemy jeszcze zostać i się zagłodzić…” – rzekła Tou. Gdy się obejrzała za siebie, Master już wchodził do przejścia, najwyraźniej nie uznając tego za opcję.
***
Vivienn wypadła zza kolejnego zakrętu, biegnąc korytarzem. Zdyszany tłum gonił za nią, popychając się i wpadając na siebie co zakręt. Rav, zirytowany tym ganianiem, wyciągnął rękę w stronę uciekającej, inkantując zaklęcie. Przerwał mu ostry cios z łokcia w żołądek.
- Co ty głąbie robisz?! – wrzasnął Kae/Jev (niepotrzebne skreślić).
- Zatrzymam ją! – wysyczał zirytowany mag.
- A jak skrzywdzisz samą Vivienn?! – odpowiedział równie wkurzony Kae/Jev.
Tymczasem Dae, sterująca ciałem kapłanki, które zaczęło się jej gwałtownie opierać, walczyła o zachowanie kontroli, niezbyt patrząc na drogę przed sobą. W efekcie mocne zderzenie ze ścianą – którą normalnie powinna przeciąć bez problemu – okazało się dość bolesne. I czasochłonne. Cała ekipa goniących zdążyła ją otoczyć. Mitaon wyszedł na przód, łapiąc kapłankę za ramiona i podciągając do pionu.
Kae/Jev i Rav już zaciskali pięści, mrucząc pod nosem kilka ciepłych słów. Vivienn potrząsnęła głową
- Co.. co się stało? – spytała nie do końca przytomnie. Wszyscy spojrzeli na jej dłoń. Toporek zniknął.
***
Było ciemno. Prawie mrok. Drogę rozjaśniały tylko bardzo słabe promienie ognia pochodni na ścianach.
- „Myślisz, że on z tymi pułapkami żartował?” – spytał przerażony Master.
- „Na pewno, duchy tylko do jednego się nadają – straszenia.”
W tym momencie Master przewrócił się z dużą siłą na ziemię, wydając z siebie tylko głośne „Au!”. Tou tylko ominęła szerokim skrawek ściany przy którym szedł kiślowampir i podeszła do niego, pomagając mu wstać.
- „Już się nie wydurniaj, żadnej rękawicy bokserskiej tu nie widzę.” – rzekła, spoglądając na ścianę.
- „Co? Gdzie? O, cześć Tou! Nigdy nie zgadniesz, co… gdzie Master?” – powiedział Master.
- „To wcale nie jest śmieszne!” – elfica oznajmiła zdenerwowanym tonem.
- „Hę? Tou, to ja, Dae. Żałuj, że nie widziałaś ich min gdy…” – przerwał Master/Dae w połowie zdania, dostrzegając niezbyt przyjemną minę Tou. Widać było, iż była głodna i zła. Chyba jednak bardziej głodna. Zresztą, na jedno wychodzi.
- „Ok. Powiedzmy ze jesteś Dae. Znasz bezpie—” – tym razem była to Tou, która z dużą siłą upadła na ziemię. Gdy powstała, rozejrzała się lekko oszołomiona.
- „Master? Co tu robisz? Gdzie Tou?” – rzekła elfica.
- „Tou?” – odpowiedział Master.
- „Tak, chyba wyraźnie powiedziałem, nie?” – powiedziała Tou.
- „Tou? Poszła do łazienki.” – odpowiedział kiślołak/Dae, szybko załapując co się właśnie stało.
- „Tak szybko? Erm… znaczy się, nie widziałeś gdzieś Dae? Ty ją możesz zobaczyć, nie?”
- „Nie, nie widziałem.” – rzekł(a) Master/Dae.
- „Znasz może stąd wyjście? Nie wiem skąd tu się znalazłem, lecz nie podoba mi się tu.” – powiedziała Tou.
- „Nie. Ale to chyba w tą stronę.” – rzekł Master, wskazując na drogę, w której kierunku przedtem się udawali. Tak więc ruszyli, wciąż mając przed sobą tony pułapek, czekających aż ktoś w nie wpadnie.
***
Duch Narena pojawił się przy reszcie spiskowców tłumaczących Vivi co się stało.
-„Idą korytarzem już, cała trójka. Możecie lecieć na miejsce spotkania”
-„Się robi!” – odpowiedzieli mu chórem i pobiegli wszyscy na mniejszy dziedziniec zamku.
***
Tou, Master i Dae jako jedno z nich doszli do końca korytarza. Posiniaczeni, pokaleczeni i przeraźliwie głodni naparli na drzwi na jego końcu. Drzwi chętnie się otworzyły i.. wszyscy wpadli prze nie na mniejszy dziedziniec… prosto to basenu pełnego wody.
- „Ratunku! Zabierzcie mnie stąd!” – krzyczała Dae w ciele Mastera wspinając się w panice Tou na głowę i przy okazji ją podtapiając.
Nagle ich uszu dobiegł chóralny śmiech. To reszta drużyny stała wokół basenu i zadowolona gratulowała sobie pomysłu. Jedynie Celerian nie bardzo wiedział co się dzieje. Tou i Master/Dae już wydostali się z wody i wściekli mieli już się rzucić na resztę gdy nagle… polecieli pędem w stronę w toalet. Środek przeczyszczający zaczął działać.
KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kalyar dnia Pon 20:07, 26 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaerthas
wielkie, czerwone lichowieco


Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 1871
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z płonących kręgów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:43, 26 Sty 2009    Temat postu:

Ach Perfekt, pomysł z głodniejącym żarciem mi się udał co nie? //panda

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iggy_the_Mad
gada z toporami


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:21, 26 Sty 2009    Temat postu:

Oba opowiadania wrzuciłem na strone. Jakby ktoś był zainteresowany czytaniem tego w nieco lepszym formacie niż domyślnym forumowym Wink

NVM, za dlugie by wrzucic xD

Edit -- formatowanie oryginalne dostępne tutaj:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iggy_the_Mad dnia Pon 22:51, 26 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeviss
Gość





PostWysłany: Pon 23:13, 26 Sty 2009    Temat postu:

Dobre xd
tylko jak ja z Kaego wylazłem?Razz
Powrót do góry
Iggy_the_Mad
gada z toporami


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2086
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:52, 26 Sty 2009    Temat postu:

Nie wylazłeś. Czekaj na kontynuację ! ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Rollage yn Astyr - Original RPG Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin